- No dobra, dobra. Już się tak nie ekscytuj, Harry – rzucił nagle Fred. Otrzepywał się właśnie z piachu, ale tak, aby drobiny sypały się prosto na uśmiechniętego Clifforda. - Jeszcze chwila i Coocky zaraz zacznie nam tu mendzić o historii Hogwartu albo czymś takim. Nie wiem czy już zauważyłeś, ale to bardzo jego temat.
- Po prostu lubię historię i stare zamczyska takie jak to! - zawołał Clifford na swoją obronę. Zasłonił się rękawem, używając go jak tarczy przed piaskowym atakiem Weasley'a . - Masz z tym jakiś problem, Freddie?
- Ja? Żaden – Fred pokręcił głową, ale zaraz cicho dodał do Harry'ego. - Typ dostał już z trzydzieści wyjców z domu, jak jego ojciec się dowiedział, że po szkole planuje zostać przewodnikiem po historycznych budowlach. Zgodzisz się więc zapewne ze mną Harry, że ja jestem w tym żałosnym trójkącie akurat najmniejszym problemem?
Harry chciał odpowiedzieć, gdy wszyscy przenieśli wzrok prosto na George'a.
- A! - wykrzyknął czarodziej, zdejmując szybko prawego buta, po czym nim potrząsnął. Ze środka wypadł mały, acz długi robal z mnóstwem szczecinowatych kończyn. - Czemu, na klątwę rodową, mam skolopendrę w bucie?! Skąd ona się tu wzięła?
- Ahaha, sorry – Clifford założył rękę za głowę, zakłopotany. - Musieliśmy wejść od tropikalnej strony...
- Tropikalnej? - zapytał Harry, cały czas rozglądając się dookoła. Faktycznie, było tu cieplej niż na korytarzu, jak się nad tym zastanowił.
- Taaaa – prychnął George, kiedy zakładał buta z powrotem. - Mają strefę tropikalną i podbiegunową dla rożnych rodzajów roślinności. Ta druga jest po prawej, ale stąd jej nie zobaczysz. Musielibyśmy wejść na górę tego drzewa – wskazał.
Harry szybko przeniósł tam wzrok.
Cała czwórka znajdowała się właśnie w gigantycznej, okrągłej sali, która faktycznie liczyła sobie dwie kondygnacje, na co wskazywały szerokie schody po lewej. W niższej części środek był zajęty przez ogromny pień, chyba dębu, podtrzymujący piętro powyżej. Kiedy Harry spojrzał do góry zauważył, że sufit jest praktycznie zakryty przez długie, masywne gałęzie. Naturalna warstwa zieleni dookoła sprawiła, że poczuł się bezpiecznie i tak jakoś świeżo, choć był cały spocony po biegu z gabinetu Filcha aż tutaj.
Obok pnia, w odległości kilku metrów, znajdował się spory krąg ustawiony z namiotów, krzeseł, foteli, sof wszelkiej maści i wielkości oraz poduch. Na środku kręgu w specjalnie wyznaczonym punkcie stał spory, bujany fotel. Wyglądał na wygodny.
Jakby czytając w myślach Harry'ego, Clifford szybko wyjaśnił.
- To? - wskazał fotel. - Należy do ducha naszego domu. Stary, dobry mnich schodzi co drugą noc z obrazu i opowiada rożne historie każdemu, kto chce posłuchać. Młodszym rocznikom zwykle trafiają się legendy albo bajki o sławnych czarodziejach. Tym starszym, straszaki albo pieprzne historyjki. Zależy od nastroju staruszka, sam rozumiesz – mrugnął do niego porozumiewawczo.
Harry otworzył szeroko oczy na tę wiadomość. Ciotka Petunia pewnie dostałaby zawału, jakby się o tym dowiedziała. A już na pewno poszłaby na skargę do dyrekcji, gdyby dotyczyło to Dudley'a.
- Czy takie coś ma tylko Hufflepuff?
- W sensie ducha domu? Nieeee! Każdy dom ma przynajmniej jednego oficjalnego ducha z tego co wiem.
- Nie widziałem nikogo takiego w Slytherinie.
- No pewnie, że nie widziałeś – zaczął nagle George.
- Nie wiedziałeś, bo Baron jest w delegacji - zdanie dokończył Fred.
- Delegacji?
- Taaa – rzekł Clifford. - Słyszałem o tym. Od początku roku do domu Slytherina da się wejść bez specjalnych zabezpieczeń, bo nieznany „ktoś" pomazał śmierdzącymi pisakami obraz Krwawego Barona, kiedy ten był na swojej zwyczajowej przechadzce po lochach. Podobno Baron tak się wściekł, gdy zobaczył końcowy efekt, że odmówił powrotu do obrazu, jeśli nie zostanie on ręcznie wyczyszczony i odmalowany na nowo przez potomka twórcy. A ja mam spore podejrzenia kim ów „ktoś" mógł być...
CZYTASZ
Harry Potter i Nowy Początek
FanfictionPoczątek jest chyba wszystkim znany. Chłopiec o imieniu Harry przybywa do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. W czasie ceremonii przydziału tiara nałożona na jego głowę ma podjąć decyzję o jego przyszłości. Tylko nie Slytherin, tylko nie Slyther...