Był wiosenny poranek, coś około szóstej pięćdziesiąt. Ulica była prawie, że pusta. Chodnikiem szła jednak jedna osoba, dziewczyna o blond włosach sięgających do łopatek i pustych, metalowo-szarych oczach. Miała na sobie beżowy płaszcz z powodu jeszcze dość niskiej temperatury na dworze. Idąc patrzała pod nogi, nie lubiła mieć głowy uniesionej do góry ze względu na wzrok innych ludzi który trochę ją przerażał. Szła do szkoły, dom miała dość daleko więc zazwyczaj wychodziła wcześniej. Po chwili zatrzymała się na brzegu ścieżki którą szła by przejść na drugą stronę. Jednak gdy postawiła krok, dość małe, czerwone auto przejechało z dużą prędkością tuż obok niej. Dziewczyna stała na brzegu ulicy patrząc przed siebie martwym wzrokiem. Mogła umrzeć, jednak, nie za bardzo przejmowała się tym faktem. Po chwili wróciła na swoją trasę i zanim się obejrzała, stała przed sporym, ceglanym budynkiem. Był stary, dlatego widać było ukruszone cegły i wepchnięte pomiędzy szczeliny gumy do żucia. - ehh...- westchnęła cicho dziewczyna po czym weszła do środka tylnym wejściem.
Poszła prosto przez szatnię. Zdjęła swój płaszcz i odwiesiła go na przydzielony jej wieszak. Udała się do sali nr. jeden, czyli sali matematycznej. - Hej Charlie- przywitał ją z entuzjazmem znajomy głos. Jej przyjaciółka przychodziła wcześniej razem z nią. - Hej Mila - uśmiechnęła się ciepło Charlotte i przytuliła swoją przyjaciółkę na przywitanie. - Jak się dzisiaj czujesz?- zapytała odsuwając się od uścisku by spojrzeć towarzyszce w oczy. - Bywało lepiej, źle spałam i jestem teraz zmęczona- odpowiedziała jej na zapytanie jak zwykle marudząc. Po dłuższym czasie rozmowy, zadzwonił dzwonek. Większość klasy już się zebrała pod drzwiami nie ustawiając się, w sumie jak zwykle, stali tylko rozrzuceni po korytarzu.
Charlotte jak zwykle nudziła się na tej lekcji, ciągle tylko liczenie i liczenie. Wystarczy na sekundę odwrócić wzrok od tablicy a już pojawia się tam mnóstwo nowych obliczeń. Był to powiem trudny przedmiot, zwłaszcza w klasie ósmej szkoły podstawowej. Dalej mogło być tylko ciężej i ciężej. Po lekcji dziewczyna wraz z przyjaciółką udały się na przerwę. Usiadły gdzieś na korytarzu i zaczęły jeść to co dostały na drugie śniadanie. Wprawdzie to tylko Mila, przyjaciółka Charlotte, jadła swoje jedzenie. Charlotte patrzyła się na nie nie biorąc ani kęsa. Ostatnio wszystko wydawało się takie.. niesmaczne. dopiero gdy Mila spojrzała się na nią pytająco wzięła kęs swojej kanapki. Przeżuwała powoli czekając na silny smak. Dokończyła swoje jedzenie dosyć powoli.
- Ostatnio jesteś taka jakaś.. smutna- oznajmiła jej przyjaciółka która już dawno zjadła swoja bułkę. - wszystko ok?- zapytała się Charlotte gdy ta na nią spojrzała. Nie do końca wiedziała co na to odpowiedzieć. Gdyby powiedziała, że tak, to by skłamała, ale gdyby powiedziała, że nie, to by musiała się tłumaczyć, czego nie chciała. - Tak, wszystko dobrze, nie jestem smutna- Uśmiechnęła się do Mili. Dziewczyna też się uśmiechnęła po czym wstała powoli. - Chodź, za chwilę dzwonek- podała Charlie rękę. Złapała za nią i wstała po czym udała się w stronę następnej klasy.
~ ~ ~ ~ ~
Po lekcjach dziewczyny jak zwykle pożegnały się szybkim uściskiem. Pomachały do siebie i poszły w swoje strony. Szkoła była męczącym miejscem. Jedynym pocieszeniem były wakacje które już się zbliżały. Charlotte powolnym krokiem zmierzała w stronę parku przez który zazwyczaj przechodzi by iść dalej w stronę domu. Na swojej drodze spotkała starszego pana, swojego sąsiada, Pana Trzebikowskiego. - Witam cię moje, drogie dziecię- przywitał ją z uśmiechem na twarzy uchylając lekko czapkę. - Idziesz do domu?- zapytał patrząc jej prosto w oczy. - Owszem, a Pan? Gdzie Pan idzie?- zapytała uprzejmie. Staruszek z nieznikającym uśmiechem na twarzy odpowiedział - po warzywa, żona mnie poprosiła, dzisiaj zrobi rosołek- zaśmiał się ochrypłym, szepcącym głosem. - Jasne, więc życzę panu miłego dnia- Uśmiechnęła się do staruszka i poszła w swoją stronę. Uciekła od niego tylko z jednego powodu, przestraszyła się. Każdy sąsiad ostatnio zaczął plotkować o Panu Trzebikowskim. Mówią, że ma urojenia, gdyż jego żona, tak na prawdę, zginęła dwadzieścia lat temu. Niekiedy ktoś słyszał jak mówi do siebie na korytarzu lub śmieje się sam do siebie.
Charlotte szła jednak dalej starając się nie myśleć o poprzednim zdarzeniu. Nie chciała wracać do domu, bowiem nie czekało ją tam nic dobrego. Sięgnęła ręką do kieszeni. Wciągnęła banknot o wartości dziesięciu złotych. Postanowiła, że pójdzie do pobliskiego sklepu po coś do picia i do jedzenia. Po chwili była już w sklepie spożywczym. Poprosiła o zimną herbatę i o batona po czym podała kasjerce pieniądze. Wyszła ze sklepu wypakowując batona z papierka i zaczynając jedzenie jego. Teraz nie miała innego wyjścia jak powrót do domu. Szła jeszcze dość długa drogę, w międzyczasie skończyła jeść i pić wszystko co kupiła. Zatrzymała się jak zwykle przed dosyć ruchliwą ulicą przez którą musiała przejść. Rozejrzała się czy nic nie jedzie i postawiła krok na jezdni. Pierwszy krok, nic nie jedzie. Drugi krok, słyszy coś, ale to jeszcze daleko. Trzeci krok. Zatrzymała się. Nie wiedziała dlaczego to robi, po prostu się zatrzymała. Po chwili przyjechało rozpędzone auto. Uderzyło w nią z wielką prędkością. Teraz czuła tylko ból. Spanikowany kierowca wysiadł z auta i zaczął trząść Charlie przeklinając przy tym co drugie słowo.
Oczy jej się powoli zamykały. Po chwili cały świat ucichł. Nie było słychać ludzi, zwierząt, maszyn, niczego. Wokół było szaro, niczym podczas burzy. Charlotte otworzyła oczy. - Gdzie jestem?- zapytała samą siebie. Wszędzie było pusto, tak jakby była w jakiejś próżni. Wstała powoli otrzepując swoją czarną sukienkę. Rozejrzała się dookoła i postanowiła pójść przed siebie. Szła już z dobre pięć minut i nadal obraz wokół niej pozostawał niezmienny. Po chwili zobaczyła przed sobą wrota. Były stylizowane staroświecką architekturą, jednakże przejście te rozpadało się, a wszystkie jego ozdoby prawie się skruszyły. Charlotte chwyciła jednak gałkę wielkich, mosiężnych drzwi i popchnęła je. Były ciężkie, ale dziewczyna dała sobie radę. Po drugiej stronie znajdowała się poczekalnia, taka sama jak w szpitalu. Weszła do środka i powoli zaczęła się rozglądać. Po chwili drzwi za nią trzasnęły, a jak się odwróciła to wrot już nie było. W poczekalni siedziały trzy postacie ze zwisającymi głowami, jakby czekały na wyrok w sądzie. Dziewczyna usiadła tylko obok jednej z nich, a po chwili przed nią uchyliły się białe drzwi.
- Następny..- powiedziała smętnie i cicho, stojąca w nich pielęgniarka. Postać siedząca obok Charlotte wstała i posępnie udała się za panią pielęgniarką zamykając za sobą drzwi. Dziewczyna nie miała innego wyjścia jak czekać na swoją kolej. Postanowiła zapytać się dwóch pozostałych osób, które siedziały w poczekalni, co to za miejsce. - Przepraszam, możesz mi może powiedzieć gdzie się obecnie znajdujemy?- zapytała Pana z długim wąsem siedzącego po jej lewej. Mężczyzna nie odezwał się, nawet na nią nie spojrzał. poruszona trochę brakiem kultury dorosłego człowieka odwróciła się w druga stronę i zadała to samo pytanie osobie po prawej którą była dorosła kobieta z mocnym makijażem.
- Jestem tu tak samo zaskoczona jak ty- odpowiedziała ozięble i wbiła z powrotem wzrok w podłogę.
CZYTASZ
'~12 Stopni do Piekła~'
Teen Fiction14- letnia Charlotte Czerwińska jest ofiarą wypadku samochodowego który sama spowodowała naumyślnie. Trafia ona do miejsca jej nie znanego w którym spotyka dwóch chłopców i małą dziewczynkę mających za zadanie przeprowadzenie jej przez drogę czyśćca...