ROZDZIAŁ 20

948 56 3
                                    

💎PARKER💎

Zaciskałem szczęki ze wszystkich sił, i starałem się nie unieść głosu na tyle, żeby nie zwrócić na nas uwagi, jednak wiedziałem, że i bez tych "specjalnych efektów" to się stanie, a całe zbiegowisko skupi się na tym przeklętym miejscu VIP w samym rogu klubu. 

Widziałem na twarzy Aurory strach, przerażenie a zarazem i kompletną dezorientacje. 

- Mam już! - usłyszałem gdzieś za sobą dziewczęcy głos, i chwilę potem obok mnie wyłoniła się mała blondynka trzymająca w dłoni dwa plasterki limonki, oraz pełną szklankę alkoholu. Uniosła brwi sadowiąc się przy brunetce i jakby nigdy nic pociągnęła przez słomkę odrobinę napoju. - A wy, panowie? Chcecie czegoś konkretnego? 

Nie wiedziałem kim była, ale już mi się to nie podobało, że była tak bezpośrednia, w dodatku przy młodej Bellomo. Przez głowę momentalnie przebiegło mi kilka scenariuszy, gdy dosiada się do nich jakiś stary dziad i dobiera się do Aurory, a ta dzikuska nie działa w jej obronie. 

Szybkim ruchem odpiąłem guzik koszuli, ponieważ w przestrzeni zrobiło się goręcej niż wcześniej. 

- Halo! Kurde, jeśli nie chcecie niczego to won mi stąd! - bojowe nastawienie dziewuchy było wręcz intrygujące. Stanęła przed Borysem, który z jakimś błyskiem oblizywał wargi wpatrując się w nią i mając założone ręce na biodrach mrużyła gniewnie oczy mierząc naszą dwójkę. 

- Aurora - wreszcie przemówiłem. - Co tu robisz? - zapytałem ponownie licząc na odpowiedź od obiektu, który interesował mnie najbardziej. 

Widziałem jak potarła dłonie o spodnie i uniosła się, żeby zaraz stanąć przy swojej koleżance. Patrzyła na mnie dalej zlękniona, i chciałem, by tak było. Nie musiała wiedzieć, że nie dałbym jej zrobić krzywdy i prędzej odciąłbym sobie fiuta niż sprzedał ją Alvaro czy Vincentowi. 

- Parker, ja... - zaczęła jąkając się. 

- Wracasz ze mną, natychmiast - zarządziłem w sumie sam siebie zaskakując. - Zbieraj swoje rzeczy - machnąłem głową na kanapę. Leżała na niej mała torebka, oraz telefon. 

- Nigdzie z tobą nie pójdzie, frajerze - blondyna znowu wtrąciła się tam gdzie nikt jej nie chciał. Zaczynała mnie irytować, i coraz to bardziej pragnąłem po prostu przewiesić Aurorę przez ramię i zabrać ją od tej wariatki i zgiełku małolatów. 

- Bella - brunetka jęknęła. - Wrócę z Parkerem. Wytłumaczę ci to wszystko kiedy indziej, ale... naprawdę nie chcę kłopotów - dotknęła jej barku chcąc chyba przekonać do tego, by odpuściła. 

Wtedy widziałem w niej opanowaną kobietę, która nie chciała wpędzać się w większą ilość kłopotów. Jednak weszła w to gówno idąc do tej nory! Ta cała Bella chyba nie chciała się tak szybko poddać, dlatego chwyciła ją za łokieć i powiedziała coś na ucho. 

Aurora kiwnęła tylko głową przytulając ją. O dziwo nie wróciła już do kanapy tylko stanęła przy mnie opuszczając speszona wzrok. 

- Zajmij się nią - mruknąłem do Borysa, któremu wizja zapewne opiekowania się tą gówniarą była na rękę. Liczyłem tylko na to, że potem nie będzie z tego większych problemów. Znałem przyjaciela aż nad to i wiedziałem doskonale jak lubił młode kąski. Tym bardziej blondynki, doskonałym przykładem była moja siostra, którą na każdym kroku bajerował. Zakończył wtedy kiedy obiłem mu mordę i dałem jasno do zrozumienia, że jak się do niej znowu zbliży nie zostawię na nim suchej nitki. Przyjął to i od tamtej pory nawet na nią nie spojrzał. 

- Się wie - zasalutował prędko podchodząc do uważnie skanującego go blondyny. - Borys - wystawił ku niej dłoń, zaś wtedy ja nie oglądałem już dalej przedstawienia tylko bez słowa chwyciłem Aurorę za dłoń i zacząłem ciągnąć w stronę wyjścia. 

Nie pomagał pieprzony prąd przenikający przez paliczki, gdy nasza skóra się ze sobą zetknęła. Spojrzałem tylko na nią ukradkiem nie przerywając kroku. Wiedziałem, że ona też to poczuła, i to cholernie zaczęło mnie to kręcić. 

- Proszę nie mów tylko Alvaro. 

Byliśmy już na zewnątrz. Dopiero wtedy przejęta przemówiła. Parsknąłem szukając w kieszeni spodni kluczyków od auta. 

- Parker, proszę - gdy nie odzywałem się złapała mnie chyba zbyt pochopnie za poły marynarki. Po kilku sekundach chyba zorientowała się, iż to było zbyt niebezpieczne; nie musiała wiedzieć też tego, że w moich snach te same ręce robiły o dużo gorsze rzeczy. - Zrobię wszystko. 

- Wszystko? - zaskoczony zmarszczyłem brwi. Pewny byłem, że powstała ta pieprzona bruzda, która świadczyła o wielu moich emocjach. 

- Mhm - mruknęła tylko przygryzając malinową wargę. Och, kurwa! Zwariowałem już do samego końca. Ta dziewczyna była moim przekleństwem, chodź o tym nie wiedziała, i wolałem, aby tak zostało. Obróciłem się poprawiając niezauważalnie pasek spodni odchrząkując mając przyłożoną pięść do ust. 

- Nie powiem niczego Alvaro pod jednym warunkiem. 

- Jakim? - odpowiedziała natychmiast. 

- Nie pójdziesz na ten bal - bardzo delikatnie przeniosłem znowu swoją uwagę na jej sylwetce, bardziej twarzy i rumieńcach. Uchyliła swoje wargi mając przy tym zamyśloną minę. - Ja również na niego nie pójdę. 

- Czyli, że oczekujesz tylko tego? - ona nie była głupia i wiedziała, że nic nie dzieje się bez przyczyny a kłopoty nie znikają od tak. Gdybym mógł to pstryknąłbym palcami i pozbył się pół śmieci z planety, w tym Sato. 

- Tak. W tym czasie... - podszedłem do niej bardzo ostrożnie unosząc dłoń, żeby dotknąć pukla włosów. - Polecisz ze mną do Miami i pomożesz mi przekonać wiele głów do tego, że jestem ułożony, mam kochającą narzeczoną i dobrze prosperującą firmę architektoniczną, którą chcę tam przenieść. 

Postawiłem ją pod ścianą, i byłem skurwysynem, ale nie miałem wyrzutów sumienia. 

RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz