l

57 4 5
                                    

Suchy ręcznik przewiesiłaś przez ramię. Czułaś jak czarne majtki wpinają się niezręcznie w twoje pośladki dlatego, jeszcze dokładnie poprawiłaś swój strój kąpielowy jednocześnie kątem oka obserwując szalejącą taflę wody.

Ten basen był inny. Przynajmniej od tych, które zapamiętałaś znajdując się setki tysiące kilometrów nad ziemią. Nie było już gwaru, krzyków dzieci i obnażonych, obcych ludzi.

Woda tu była krystalicznie czysta. Odbicie czegokolwiek w niej mieniło się ni to na niebiesko ni to na biało. Zanurzając się, włosy falowały jak grzywy syren, w tych wszystkich wyreżyserowanych filmach. Robiły to na swój własny sposób, lekceważąc prąd, a przy tym ruszały się tak delikatnie, z gracją, niczym piórko, ścieżka jaką zataczały tworzyła melodię i wprowadzała w stan sennego ukojenia.

Dane ci było obserwować ten dar albowiem oczy zamiast szczypać, na tęczówce tworzyły własną warstwę pierwiastka. Wydawała się nieco oleista, ale nie ciężka, stanowiła tak jakby warstwę ochronną, okrywająca, całą gałkę oczną wraz z oczodołami.

Taka z grubsza się zdawała. W końcu jeszcze tutaj nie pływałaś. Karma czy też nie, to właśnie dlatego ten basen jest taki niezwykły, coś w nim niestety cię uczula.

Pokręciłaś głową na znak rezygnacji i już jedynie z utęsknieniem nachyliłaś się aby podnieść równie czarnego klapka.

Wtem, wybuch i cisza.
Wynurzałaś się ledwo co łapiąc oddech.

- Asmo czy ciebie do reszty pogięło?!

- Żałuj, że tego nie widziałaś! Oh Sal, przecież to było zabawne...

Stałaś po pas w wodzie zdecydowanie niezadowolona. Wciąż nie widziałaś, ale czułaś jak na twoich plecach i ramionach skóra od uderzenia pulsuje, przybierając niebezpiecznie różową barwę. Od stanika rozwiązała się jedna kokardka, a karmazynowa klamra poszybowała kilka metrów dalej przez nagły, bliski kontakt z wodą.

- No dobra w porządku, to już koniec. - odezwał się za tobą męski, zmartwiony głos. - Przed nami jeszcze wiele obowiązków, trzeba wracać. [Y/n] wszystko w porządku? Przepraszam, nie chciałem... Widzę, że cię boli. Chodź napar z ko-

- Nie! Przepraszam, nie dziękuję. Ale muszę ochłonąć. - mężczyzna spojrzał się na twoją siną z bólu twarz i wymuszony, niezręcznych uśmiech.

- Rozumiem... - szeptem lecz rzekł nieco zmieszany. - Za pół godziny widzę cię na obiedzie.

- Dziękuję, zjawię się punktualnie.

- Bardzo na to liczę. - czarnowłosy mężczyzna, wyszedł z basenu i udał się po ręcznik.
Po drodze swoimi przejrzyście czerwonymi oczami przeszkalował posturę roześmianego blondyna. Później już tylko zniknął za rogiem kafelków, a za nim ruszyła jeszcze banda pięciu równie wysokich mężczyzn. Mogłaś się twego spodziewać, jak zwykle żaden nie zwrócił na ciebie uwagi.

Szybko podniosłaś głowę nie chcąc aby po twoich policzkach poleciały słone łzy.
Nogi zaczęły swędzieć, skóry głowy świerzbić, a paznokcie złuszczać.

Nie wiedziałaś jak długo już utrzymuje się ten stan. Rekreacyjne zajęcia na basenie już od dłuższego czasu można było utożsamić z piekłem.
Ile minęło odkąd zbiłaś ukochane lusterko Asmodeus'a? Miesiąc? Dwa? Może nawet trzy, trwa to wieczność, a demon obiecał ci, że czeka cię jeszcze siedem lat nieszczęścia. Nie żeby był wredny, jedynie bardzo chamski, tak bynajmniej postanowił. Wiedział, że twoja skóra źle reaguje na alergen rozpuszczony w basenie, jest więc jedynie niemiły.
Z resztą, pewnie i tak na dłużej tu nie zagościsz, twój program dopiero się zaczął ale nie udało ci się uzyskać sympatii chociażby jednego z rodzeństwa. Za jakiś czas sami będą prosić o twój powrót.

all i need| obey me {oneshot}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz