Rozdział 1 -Przełęcz Qiongqi-

265 18 13
                                    

Rozdział opublikowany ponownie po korekcie! Zapraszam!

-------------------


          Nie wierzyłem, że zaproszenie mnie na miesięcznicę narodzenia Jin Ling'a naprawdę do mnie dotarło. Ten paw i moja ukochana Shijie mnie zaprosili! Przysięgam, nie powiem złego słowa na temat Jin Zixuan'a przez następny rok!

          - Wen Ning! Pośpieszmy się, zanim zmienią zdanie...

          - Wei Wuxian!- usłyszałem niespodziewany głos.

          - Hmmm?- spojrzałem w górę.

          - Myślałeś, że się nie domyślę? Natychmiast cofnij swoją klątwę owrzodzającą!

          - Kim ty jesteś?

            Z góry wrzeszczał na mnie jakiś nieznajomy, powiedziałbym, że wariat, ale wystarczy, że powiem, iż miał szaty sekty Lanling jin- tam są sami wariaci. Obok niego stała całkiem nieźle uzbrojona gromada innych kultywatorów. Nie wróży to dla mnie nic dobrego.

         - Teraz, zamierzasz udawać, że mnie nie pamiętasz? Jestem Jin Zixun! Jak bardzo musisz być nikczemny i bezwstydny!- mówiąc to, rozerwał swoje szaty, ukazując klatkę piersiową.

            Jest jakiś sławny czy coś? Chociaż nie. Po prostu wszyscy z tej sekty aroganckich pawi myślą, że są sławni. Spojrzałem na jego pierś. Przynajmniej, w przeciwieństwie do sławy, nie uroił sobie klątwy.

        - Nie mam pojęcia, kim jesteś! Jak mógłbym rzucić na ciebie klątwę, kiedy nigdy cię nie spotkałem? Zresztą- zobacz! Nie ma na mnie śladów po rzuceniu klątwy!

         Wypowiadając swoje rezolutne usprawiedliwienie, również rozsunąłem poły swoich szat. Normalnie nie traciłbym na niego swojego cennego czasu, ale dzisiaj byłem w dość dobrym humorze i nie chciałem zaczynać kolejnej walki ze światem kultywacji.

         - Ty...!- chyba powoli tracił nad sobą panowanie.- Jesteś Patriarchą Yiling! Twórcą demonicznej kultywacji! Z pewnością ukryłeś znamiona klątwy!

         - Dla niego nie byłoby to niczym trudnym!- wrzeszczeli jego towarzysze.

         Nawet mi schlebia, że myślą o mnie tak wysoko, ale tutaj nie wróży to dla mnie nic dobrego! Instynktownie, dotknąłem Chenqing'a i spojrzałem znacząco na, milczącego do tej pory, Wen Ning'a. Również był zmartwiony zamieszaniem. Dodatkowy niepokój przysparzała również, coraz bardziej zagęszczająca się wokół nas, energia urazy.

         Oczywiście zaraz po tym poruszeniu wśród tłumu, wywołanym moją wypowiedzią oraz przyjętej przeze mnie postawie obronnej- mniej więcej setka mężczyzn rzuciła się do broni na drodze Qiongqi.

           Czy nawet w ten piękny dzień musi dojść do rozlewu krwi?

         Jednakże, zanim faktycznie doszło do walki, nie wiadomo skąd, wśród zapachu stali, poczułem delikatną woń drzewa sandałowego i usłyszałem przepiękną melodię guqin'u. Delikatne, ciche i eleganckie szarpnięcie struny rozbrzmiało, odbijając się od ścian kanionu.

       - Lan Wangji!- wykrzyknąłem.

         Szkoda, że nie jesteśmy teraz w zbyt dobrej relacji. Gdyby mnie nie nienawidził, z pewnością chciałbym wykrzyknąć jego imię z większą czułością i radością...

          Lan zhan skoczył i z gracją wylądował przede mną, stając do mnie plecami.

       - Hmm.- Skinął mi uprzejmie głową i zaraz odwrócił ode mnie wzrok.

         Czyżbym przestał być warty nawet twojego słowa?

          Ignorujący mnie Hanguang-Jun zwrócił się do mojego oprawcy.

       - Paniczu Jin Zixun- ukłonił się, jakby z grzeczności, ale jego spojrzenie było chłodne i nieprzyjazne a ruch niedbały- Uważam, że to nie jest pora na rzucanie fałszywych oskarżeń w stronę Wei Ying'a.

       - Jakich fałszywych oskarżeń!? Ten drań rzucił na mnie klątwę!

          Moja reputacja i tak już leży. Czy musisz ją jeszcze bardziej rujnować przez wypowiadanie swoich nonsensów na głos!?

       - Dowód- rzucił jedno słowo, nadzwyczaj wymowne.

         Lan Zhan? Czyżby mi wierzył?

       - To Patriarcha Yiling! Jakich dowodów tu potrzeba?! Hanguang-Jun, lepiej zejdź mi z drogi!

          ... Ale Lan Wangji wciąż tam stał- wyprostowany z tym swoim zimnym wyrazem twarzy.

          Lan zhan... Robisz mi tylko nadzieję. Jeśli będziesz tak stawał w mojej obronie, zacznę myśleć, że stajesz po mojej stronie i będę liczyć tylko na coraz więcej.

         Zanim ktoś rzucił kolejne słowo, a ja zdążyłem pomyśleć o czymś więcej, pojawiła się kolejna postać.

        - Co tu się dzieje?- zapytał donośnym głosem.

         Paw! To chyba pierwszy raz, kiedy w miarę się cieszę na twój widok!

        - Jin Zixun, co tu robisz z tyloma ludźmi?

        - Jin Zixuan! Ta gnida, Wei Wuxian...

        - Paniczu Jin.- wtrącił się drugi brat Lan.- Panicz Jin Zixun bezpodstawnie zaatakował Wei Ying'a.

        - Jin Zixun!- krzyknął mąż Shijie. Naprawdę zabrzmiał groźnie.- Wei Wuxian został zaproszony na dzisiejszy bankiet przeze mnie! Atakując go teraz, sprawiasz, jakby moje szczere intencje były mierną intrygą, by zaciągnąć go w twoją pułapkę!

           Na szczęście, nie miał z tym wszystkim nic wspólnego. Zaproszenie było normalnym zaproszeniem. Powinienem dać nawet radę dojść jeszcze na dzisiejsze wydarzenie.

           Jin Zixun skrzywił się na postawę Jin Zixuan'a. Możliwe, że liczył na wsparcie kuzyna. Poruszył wargami jeszcze kilka razy, jakby próbował się odezwać, ale zrezygnował.

           Wyprostował się, naprężył swój niewidzialny pawi ogon i odszedł razem ze swoimi ludźmi.

           Przyjrzałem się dwójce mężczyzn, która wciąż stała przede mną. Oto moi dzisiejsi, odstraszający wszelkich wrogów ochroniarze. Obydwoje mnie nie znoszą! Przedstawiam: Hanguang'a-Jun'a i pawia Jin Zixuan'a. Życie może być pełne niespodzianek.

          Powinienem się pokłonić i podziękować im za pomoc. Kto wie, co wydarzyłoby się tu dzisiaj bez ich interwencji?

         Jednakże, zanim ja zdążyłem się poruszyć, Wen Ning już klękał przed naszymi wybawcami.

        - Hanguang-Jun, Paniczu Jin. Dziękuję.-powiedział.

           Dołączyłem do jego ukłonu.

        - Lan Zhan, Paniczu Jin.

         Nazwałem Lan Zhan'a jego pierwszym imieniem. Poczułem, jakby to znowu łamało powstałą między nami barierę. Dzisiaj mnie nie wyklął, a więc nie będzie mu chyba przeszkadzać ten zwrot, prawda?

       - Przepraszam za zachowanie mojego kuzyna- powiedział Paw. Odwzajemnił pokłon i nie dodając nic więcej- odszedł. Uniosłem głowę.

       - Wei Ying.

      - Tak, Lan Zhan?

      - Idziemy?

         To była niespodziewana propozycja. Lan Zhan, czy tak powinna się zachowywać osoba w stosunku do człowieka, którego nienawidzi?

      - Tak, Lan Zhan! Do Shijie i alkoholu!- powiedziałem wesoło.

          Naprawdę dawno nie gadałem z nim w tak lekki sposób. 


-----------------------------------------------------------------------------------

Oto pierwszy rozdział fanfika, mam nadzieję, że się podobało! :D

Zostańcie ze mną, zostańmy razem /MDZS/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz