IX

1.2K 47 80
                                    

Katarzyna do popołudnia snuła się po własnym domu, czując, iż przekroczyła granicę. Nie powinna była czytać cudzych wierszy. Były intymną spowiedzią nieszczęśnika, który utracił swą miłość.

Maciej wrócił późno i szczęśliwie nie odkrył postępku Katarzyny. Ograniczał ich kontakty do tych nienachalnie koniecznych, wymawiając się obowiązkami gospodarza. A choć nie żałował jej życzliwości i dobrych manier, wyraźny dystans oraz chłód w jego gestach zaczął młodej mężatce nieznośnie przeszkadzać. Wiersze przyczyniły się do tego, iż pragnęła nienazwanej jeszcze bliskości, a przede wszystkim odpowiedzi.

Wiedziała jedno. Kobiety, która spędzała mu sen z powiek już nie ma, a jednak poczuła ukłucie zazdrości, iż inna mogła kiedyś zająć jej miejsce. Kimże była, skoro hrabia wciąż przechowywał wiersze? Ta myśl nie dawała jej spokoju.

Leżąc pewnej nocy samotnie w łóżku i nasłuchując tykania zegara, postanowiła pójść za dobrą radą pani Ignacji, której pokrzepiające słowa wzięła sobie głęboko do serca i odmienić kształt jej własnego małżeństwa. Gdy następnego dnia pan Maciej zaszył się w gabinecie na wiele godzin, przeglądając księgi rachunkowe, zakłóciła jego spokój niespodziewanym wtargnięciem.

- Potrzebujesz czegoś? - zdumiał się hrabia, unosząc głowę znad biurka, ale przyzwyczajony do dziwactw żony, niespecjalnie się nimi wszystkimi przejmował.

- Przyszłam odłożyć książkę - rzekła potulnie, udając, iż przygląda się portretom w pozłacanych ramach, które wisiały na przeciwległej ścianie obitej burgundowym żakardem, choć tak naprawdę przyglądała się mężczyźnie.

Maciej wyglądał dziś wyjątkowo potętnie. Siedząc za tym kunsztownie dekorowanym biurkiem prezentował się niebywale elegancko, a miejsce idealnie pasowało do charakteru i prestiżu rezydującego w gabinecie właściciela. Obok ksiąg, zapisanych równym, pięknym pismem w języku rosyjskim, nierówno ułożonego stosu teczek, omarkowanych kopert, czy nowoczesnej maszyny do pisania, trzymał na blacie całe instrumentarium: tradycyjny kałamarz, suszki do zbierania atramentu, pieczęć do laku z nabitym nań herbem Borowskich, nóż do otwierania listów czy dekoracyjny przycisk do papieru.

Katy z trudem odnajdywała w tym twórczym chaosie jakikolwiek porządek, ale podziwiała męża, że w przeciwieństwie do innych właścicieli majątków miał głowę do interesów. Nie bał się też wprowadzać innowacji, a to już większości tradycjonalistów ciężko było pojąć.

- Mogę? - spytała konspiracyjnym półgłosem, zagryzając dolną wargę.

- Jakże to urocze, że pytasz o zgodę, choć oboje wiemy, że jej nie potrzebujesz - stwierdził bez patrzenia na żonę.

Katarzyna mimo lekkiej uszczypliwości w jego głosie, powściągnęła język i nie chcąc robić hałasu, otworzyła powoli drzwiczki witryny, a te głośno zaskrzypiały. Odłożyła książkę i chwilę śledziła palcem zakurzone woluminy, udając, że wybiera pozycję, aż wzięła do ręki pierwszą lepszą książkę bez oglądania się na tytuł.

Dmuchnęła mocno, a w powietrzu uniosły się drobinki kurzu, które wpadły prosto Maciejowi w twarz. Zakaszlał i posłał żonie ostrzegawcze spojrzenie, a dziewczyna uśmiechnęła się przepraszajaco. Z księgą w dłoni zaczęła przechadzać się wzdłuż pokoiku, stukając obcasami, na co pan domu zacisnął powieki, bo kolejny raz źle porachował w myślach, ale ujrzawszy w dłoni pierwszy przekład monografii Charlesa Darwina, złość mu wnet przeszła.

Poważna twarz Macieja na moment się rozpogodziła i niemal się uśmiechnął.

- Ugaś mą ciekawość. Zamierzasz to czytać? - zainteresował się, a kącik jego ust uniósł się w górę.

Lojalista I Tom 1 & Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz