Umarłeś w moich ramionach.
Od momentu kiedy zachorowałeś, mówiłem ci byś poszedł do lekarza.
Ale ty zawsze byłeś uparty i mówiłeś że nie trzeba, i zaraz minie.
Zawsze tętniłeś życiem.
Byłeś uśmiechnięty.
I chociaż byłeś naprawdę miłą osobą, a przekleństwo z twoich ust było jak zakazany owoc. To potrafiłeś postawić każdego do pionu, by każdy był na pstryknięcie palca.
Zawsze kiedy miałem zły dzień, ty go potrafiłeś zmienić.
Nocne przejażdżki, nie zważając na prędkość, z lecąca w tle muzyką na full.
Twoje niebieskie oczy zawsze tętniły blaskiem, i szczęściem.
Nigdy nie zapomniałeś o moich urodzinach, imieninach, czy ważnych dla mnie dniach.
Sterty zdjęć zrobione przez ciebie po kryjomu.
Jak gotowałem.
Jak leżałem na kanapie oglądając film.
Jak tańczyłem do ulubionej piosenki, myśląc że jestem sam w domu.
Jak zabierałem ci bluzę.
Jak suszyłem włosy.
Jak siedzieliśmy na masce twojego skyline, przy zachodzie słońca.
Jak jadłem w knajpce przy morzu.
Jak się opalałam a ty specjalnie zasłaniałeś mi słońce.
Jak pierwszy raz zabrałeś mnie na randkę.
Jak pierwszy raz mnie pocałowałeś.
I wiele innych zdjęć gdzie ty jesteś uśmiechnięty.
Ale kiedy zachorowałeś.
To ja przejąłem pałeczkę, i to jak zacząłem się tobą opiekować.
Zawsze powtarzałeś mi żebym się nie bał.
Jednak nie było to takie łatwe. Kiedy umierałeś.
Pamiętam jakby było to teraz.
Zapukałeś do mnie ile jeszcze miałeś sił.
Kiedy ci otworzyłem opierałeś się o ścianę.
Pierwszy raz widziałem w twoich oczach smutek. I cierpienie.
Wpuściłem cię do domu, przytuliłem cię bo widziałem że już upadasz.
Upadłeś.
Razem upadliśmy.
Ty już nie słyszałeś co mówiłem.
Błagałem cię byś się obudził, by był to tylko żart.
Jednak nie był to żart.
Z sekundy na sekundę twoje ciało robiło się zimniejsze.
A ja wylewałem łzy patrząc na twoją spokojną twarz.
Umarłeś w moich ramionach.
A ja cię trzymałem nie chcąc się puścić i żegnać się z tobą.
Nie wiem ile trzymałem cię w ramionach.
Jednak musiałem się z tobą pożegnać. Raz na zawsze.
Już nigdy nie zobaczyłem na żywo twojego uśmiechu, twoich błyszczących się morskich oczu.
Nigdy nie pozbyłem się od ciebie bluz, i prezentów które od ciebie dostałem.
A zdjęcia które robiłeś, by uwiecznić wspaniałe chwile, zostawiłem. Lubiłem do nich wracać i wspomnieć te chwile, gdzie robiłeś te zdjęcia jeszcze nie będąc świadomy że taki los nadejdzie. Pamiętam twoje słowa, utkwiły mi w głowie jak regułka na pamięć „Zdjęcia które robię, pooglądamy sobie jak będziemy starzy, i będziemy wspominać wspaniałe czasy"————————————
Słów 400 - (Bez tego wpisu)
One Shot nie jest idealny i ma błędy za które przepraszam <3