XXIV

151 12 6
                                    

Nadszedł koniec czerwca a wraz z tym pojawiły się nowe obowiązki, które Louis musiał wypełnić. W związku z zakończeniem jego nauczania mógł z lekkim sercem powiadomić wszystkich swoich nauczycieli o ich zwolnieniu; nawet nie sądził, że widok ich zdruzgotanych twarzy sprawi mu aż taką radość.

Oczywiście, zdał wszystkie egzaminy śpiewająco, dzięki czemu, pierwszy raz od wielu lat, dostał pochwałę, co prawda mało entuzjastyczną, od swojej matki, napawając go jeszcze większym zadowoleniem z sukcesu.

Razem z Zaynem świętowali pijąc czerwone wino w bibliotece, wspominając przy tym ich ostatnie lata. Śmiali się, płakali, ale także siedzieli w ciszy i Louis nie mógł być bardziej wdzięczny za takiego przyjaciela. Kochał go całym sercem i nigdy nie wyobrażał sobie nie mieć go przy swoim boku. To dzięki niemu starał się nie poddawać, co często mu nie wychodziło. Jednakże po każdej porażce podnosił się i chociaż przez kolejny, krótki moment chodził z wysoko uniesioną głową.

Również Harry nie odpuścił sobie pogratulowania mu, pojawiając się w jego sypialni niespodziewanie nad ranem, budząc go śniadaniem do łóżka oraz masą buziaków.

Czas wolności jednak nie trwał długo, ponieważ już następnego dnia został wezwany do gabinetu królowej. Ta już od jego wejścia wydawała się mieć do niego chłodniejsze podejście niż wcześniej, co tylko upewniło go w przekonaniu, żeby lepiej nie mieszać się w jej małżeństwo, jedynie wypełniając jej polecenia.

— Pojutrze lecisz do Hiszpanii — poinformował Ivan, znajdujący się u boku kobiety.

— Po co? — zdziwił się Louis. Nie przypominał sobie, aby miał jakąś ważną sprawę.

— Rodzina królewska wyprawia urodziny dla księcia Floriana i zostałeś zaproszony.

Louis chcąc upewnić się w tym, co mówi do niego starszy spojrzał na mamę, jednak ta nawet nie odwróciła wzroku od kartek papieru na biurku. Przeniósł swoją uwagę z powrotem na menadżera, próbując zatuszować ból widzialny w oczach.

— O której wylatuję? — zapytał.

— O dziesiątej rano.

— O której jest przyjęcie?

— Następnego dnia, o dwudziestej.

— Mogę zabrać Zayna i Harry'ego? — to, jedno pytanie dręczyło go od samego początku.

— Raczej tak. Poinformuje Króla o dodatkowych gościach.

Na tym skończyła się ich rozmowa. Wyszedł, uprzednio ostatni raz obrzucając spojrzeniem Jacklyn. Przez mały moment wydawało mu się, że i ona chciała unieść swoją głowę, aby chociaż życzyć udanej imprezy, jednak tak się nie stało.

Ale marzyć jeszcze mu nie zabronili.

W pierwszej chwili chciał wrócić do sypialni i położyć się w łóżku, może przespać resztę dnia i nie przejmować się niczym, lecz ni stąd ni zowąd naszła go nieodparta ochota zmienienia swojego celu.

Tak więc w pierwszej kolejności wstąpił do pokoju, wziął ze sobą słuchawki a następnie zszedł po schodach na sam dół. Przeszedł wzdłuż korytarza i kiedy tylko postawił nogę za progiem pomieszczenia wyczuł przepiękny zapach świeżych kwiatów. Dawno tutaj nie był i teraz tego żałował. Zabudowane patio było trzecim w kolejności miejscem, w którym lubił przesiadywać będąc w domu.

Wybrał playlistę i przymknął oczy, zasiadając przy tym na drewnianej ławeczce. Wsłuchiwał się w spokojne, pełne nadziei i nastoletniego patrzenia na świat, nuty, by z każdym słowem uświadamiać sobie, że takie chwile przez długi czas nie pojawiły się w jego życiu.

When The Sun Goes Down || l.sWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu