Rozdział 9

695 53 184
                                    

Pierwsza tura zbiorów truskawek skończyła się po trzech dniach, jak przewidział Yoon-gi. Teraz trzeba było tydzień poczekać, aż kolejne dojrzeją, a deszczu jak nie było widać, tak nie było i ziemia wyschła na popiół. Upał doskwierał już nawet glebie i Tae-hyung się zastanawiał, kiedy wyschnie studnia.

— Bierzmy się do tej matmy — zawyrokował czwartego dnia popołudniu, gdy siedzieli w kuchni z JK'em. — Przynoś podręcznik, zeszyt i dwa długopisy. Nie ma się co ociągać — nakazał.

Tyle, co zjedli obiad, który ugotował jak zwykle JK i Tae-hyung się zastanawiał, jak on znów będzie żył, gdy JK wyjedzie.

Ta myśl coraz częściej pukała w jego głowę i nie dlatego, że znów miał gotować jedno i to samo danie, ale dlatego, że znów miał zostać sam ze swoimi pragnieniami i to stawało się nieznośnie przerażające. Bo choć wciąż nie chciał o nich rozmawiać z JK'em, za bardzo się do niego zbliżać, to sama jego obecność nieco łagodziła strach i wypierała poczucie winy. Przy nim nie czuł się tak bardzo niepasujący do reszty świata. Lato jednak pomału zaczęło chylić się ku końcowi. Nie mogło trwać wiecznie i zdawał sobie z tego sprawę. Był początek sierpnia* i to był kolejny strach z wielkimi oczami, który wiązał mu gardło w supeł do tego stopnia, że wczoraj nie potrafił w nocy zasnąć. Ukradkiem przemykał pod jej osłoną na materac JK'a i znikał z niego przed świtem, jak sądził — niezauważony. Był pewny, że JK nie ma o tym bladego pojęcia i tak chciał, żeby zostało, ale nie umiał sobie odmówić jego bliskości. Od chwili pocałunku w Pustku już się jej tak bardzo nie bał i łaknął jak niczego innego na świecie.

JK siedział na krześle, odsuniętym nieco w tył i wsparty na łokciu o blat, cieszył się pełnym brzuchem. Skrzywił się na te słowa, jakby właśnie pękł mu wrzód na żołądku.

— Musimy dziś? — zapytał z rezygnacją.

— A kiedy? — zakwestionował od razu Tae-hyung, rozkładając opalone ręce w roszczeniowym geście. — Nie mamy dziś nic innego do roboty. Prędzej czy później i tak musimy się za to wziąć, więc kiedy chcesz? Jak będziemy znów wracać z pola utyrani i brudni? Trzeba wykorzystać te dni, kiedy nic się nie dzieje — argumentował.

JK przewrócił oczami i skrzywił się marudnie. Tae-hyung był poukładany jak dni w kalendarzu, ale nie mógł go za to winić. Tu na wsi właśnie taki grafik był szalenie ważny. Tu praca rąk i pogoda wytyczała rytm każdego dnia. Miał rację.

— No dobra — zgodził się z nim niechętnie i powlókł w stronę schodów na poddasze.

Chwilę później zszedł do kuchni i położył książkę na stole. Usiadł przy krótszej krawędzi, tam, gdzie zawsze i poprawił białą bawełnianą koszulkę na ramionach. Pęcherze zaschły i zrobiły się z nich strupy. Haczyły o materiał i sprawiały mu dyskomfort. Ciągle się po nich drapał.

Tae-hyung wciąż siedział przy dłuższej krawędzi i wziął książkę do ręki. Opuszki palców u drugiej polizał i przerzucił strony.

— No dobra, co tu mamy — zagadnął, otwierając ją na spisie treści. — Algebra.

JK przytaknął skinieniem głowy, ale miał wrażenie, że jeszcze nie zaczęli, a on już nie ma pojęcia, o czym Tae-hyung mówi. A do tego to jego nagłe skupienie i lekko zmarszczone brwi go zahipnotyzowały. Szczupła jak zwykle półnaga, bo w samych krótkich portkach sylwetka i ta końcówka języka, wędrująca wciąż po górnej wardze w poszukiwaniu spierzchnięć najbardziej. Czuł się wręcz odurzony. Nie wiedzieć dlaczego przyciągnęła jego oczy i skupił się na niej bardziej, niż powinien.

Tae-hyung tymczasem schował język i spojrzał na niego władczo.

— Otwieraj zeszyt i zapisz pierwszy wzór na kwadrat sumy i kwadrat różnicy, będziemy do nich podstawiać — rozkazał, wyrywając go z rozmyślań.

Countryside heart || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz