4. Pojedynek

68 8 18
                                    

Nigdy więcej nie spotkałam nazwiska Morcz w żadnych archiwach, a nikt z moich wojskowych znajomych nie był w stanie mi pomóc. Pojawiła się też druga kwestia - zbliżający się front. Już na początku lipca moja mama wyjechała z Grzesiem do Poznania. Zbliżały się ciężkie czasy, czułam to.

Sprawa była napięta. Z niezrozumiałego dla mnie powodu wydano przepis, że tylko Polacy mogą być oficerami Wojska Polskiego, co skończyło się na degradacji kilkuset oficerów pochodzenia żydowskiego. Dwudziestego piątego lipca przyszła wiadomość z Niemiec - wręcz liczą, że znikniemy z map, a w Gdańsku odmówili rozładunku statków z pomocą dla nas. Na szczęście interweniowała ententa, a stacjonujący w mieście Brytyjczycy rozładowali pomoc.

Najbardziej jednak bolał fakt, że to Niemcy wspierali Armię Czerwoną. Wysłałam nawet depeszę, jednak nie otrzymałam odpowiedzi. Broń, części, amunicja - wszystko szło naokoło Polski, żeby zaraz zawrócić i zabić. Kiedy bolszewicy wkroczyli na tereny stricte polskie - Niemcy zaczęli szykować wojsko na granicy. Wysłałam depeszę, żeby raczej pomogli nam, niźli Rosji Sowieckiej, ale odbiło się to echem.

Jednego wieczora usiadłam w kuchni przy stole i zaczęłam ryczeć. Po prostu. Miałam dość zdrad i cierpienia mojego ludu. Czy Republika naprawdę nie widzi, że jeśli stracę państwo - on będzie następny? Szlag by to. Oni tego nie widzą... Dlaczego?... Nie raz już poznali Rosjan...

Chwyciłam za butelkę koniaku, nalewając sobie słuszną ilość. Wypiłam ją niemal na raz. Zaraz potem następny i następny. Jeszcze raz. Świat zwolnił. Więcej. Kolejny łyk. Stróżka pociekła po mojej brodzie. Otarłam ją dłonią, nalewając kolejny kieliszek. Zanim zdążyłam się napić - ktoś zapukał do moich drzwi. Wypiłam alkohol, ruszając zataczającym się krokiem do przedpokoju.

Tam siłowałam się chwilę z zamkiem, ale wreszcie otworzyłam.

- Przyjechałem tak szybko jak tylko dałem radę, ukochana. - przede mną klęczał Emmerich.

- Nie chcę cię znać, Szwabie! - syknęłam, trzaskając mu drzwiami przed nosem.

Znów zapukał.

- Mówiłam...! - pocałował mnie.

Szarpałam się chwilę, ale zaraz oddałam się miłości. Niemiec nie przestawał atakować moich warg. Ledwie na krótkie chwile odpuszczał, wracając szybko, niedbale. Wreszcie się oderwał, chwytając mnie solidnie w ramionach.

- Piłaś? - spytał, przyciskając nasze czoła ze sobą.

- Tylko trochę. - rzuciłam, trzymając jego marynarkę. - Dlaczego dostarczasz mu broń, co? Mordujesz mój lud. - wyszeptałam z bólem.

- Nie ja. Moja siostra. Denerwuje ją fakt, że nie ma władzy.

- A teraz jak wyjechałeś to zdobędzie ją z łatwością. - zauważyłam.

- Berlin ją pilnuje. Nie martw się. - zapewnił.

- A nie zamiesza mu w głowie?

- Zadbałem i o to, Woju... - mruknął, całując mnie w czoło. - Mogę wejść?

- Proszę.

Odsunęłam się z przejścia, chwytając się ściany. Mężczyzna przeszedł obok mnie, natychmiast kierując się do kuchni, gdzie znalazł butelkę koniaku.

- W ile to wypiłaś? - spytał, unosząc niemal pustą butelkę na wysokość oczu, które teraz zniekształciły się zabawnie.

- Od osiemnastej?

- Mamy dziewiętnastą, kochanie. - odstawił butelkę, oplatając swoje ramiona wokół mojej talii.

Zarumieniłam się, chowając twarz w jego klatce piersiowej. Czułam jego mięśnie i serce, które napędzało całe jego ciało. Czułam oddech wibrujący w ciele. Jego silne dłonie oplotły mnie jeszcze mocniej, teraz już całkiem byłam czerwona. Moje serce biło szybko, gwałtownie i niespodziewanie. Alkohol i euforia krążyły w moich żyłach.

ChmuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz