Nie wiem od czego zacząć tą pozornie krótką historię, obejmującą wydarzenia z jedynie jednego wieczoru. Pozornie, bo faktycznie to jeden wieczór. Sytuacja zmienną się staje kiedy wpadam w realizację, że aby to wszystko łączyło się w względnie logiczną całość, zmuszony jestem opowiedzieć wam... parę kawałków z mojego życia obecnie, jak i z wcześniej. Co czyni historie już nie taką krótką, wcale. Czy to jest bardzo zła wiadomość? Właściwie nie, chociaż okoliczności mojego zdenerwowania i niecierpliwości wcale temu nie sprzyjają. Ale cóż... Musisz zrobić co musisz zrobić.Więc, zastanowieniu wasze głowy mogą ulec, jakaż to historia niezwykła, że wymaga takiego wstępu. I wyjaśnienia. Nie zdziwcie się proszę, albo nie wkurwijcie, jeśli dowiecie się, że to wszystko kręci się wokół mojego wewnętrznego kryzysu samo-poznawczego. Jestem szczery, a to podstawa każdej relacji.
Ale żeby nie było tak kompletnie bezwiednie, żebyście mieli choć odrobine podstawowych informacji, jestem siedemnastolatkiem chodzącym do publicznego liceum, rozwijającym swoje pasje muzyczne dzięki wspaniałej matce która to zapewnia, z dużą ilością nawiązanych kontaktów społecznych, ale właściwie nie mogący polegać na nikim tak berdzo, jak na tej jednej osobie.
I to tyle... W bardzo uogólnionym skrócie.
Ah i gdzie jest haczyk! Moje maniery, przepraszam. Oczywiście haczyk jest, jak wszędzie ze wszystkim, jednak czy taki o jakim myślicie?
Relacje rodzinne, samoocena, samo-uwartościowanie, być może problemy/zaburzenia natury psychologicznej? Sensownie i w punkt, odwołując się do obecnych czasów. Ale tu chodzi o coś innego.
Coś...
To zabrzmiało zbyt przedmiotowo.
Zamiennikiem, albo raczej odpowiednim użyciem będzie zaimek nieokreślony: ktoś.
A teraz uwaga, żeby nie było tak tajemniczo, znów, zamienimy nieokreślony na określony: on.
Kim jest on?
Niech będzie, oszczędzę tej jeszcze większej dozy tajemniczości. On, to taki jeden dobry człowiek. Piękny człowiek od środka, od zewnątrz zapierający o ten jeden dech w piersiach za dużo. W większości grozi uduszeniem. Taki partner w każdej sprawie, obecny odkąd sięga pamięć świadoma (nie do końca ale chciałem to powiedzieć).
Oliwna cera noworodka (skala gładkości), kruczo-czarne włosy ścięte na trochę dłuższe szczegolnie od przodu, falowane, ułożone tak że stopniowo opadającą na lewą część czoła i trochę oczu, rozjaśnione i zabarwione na delikatny różowy na końcówkach. Duże szczere oczy, ciemne brązowe, czasem czarne zależy w jakich warunkach. Szczere, ale wnikliwe. Czasem za bardzo. A to wszystko przez te piekielne rzęsy, które są długie i gęste, czarne jak włosy. Usta szerokie i pełne, zarost dopielęgnowany i bardzo twarzowy.
Gościu jest Pakistańczykiem, czego się kurwa spodziewać! Z nimi to jest tylko w dwie strony, albo wyglądasz... względnie w porządku ale jednak średnio, albo powalasz wszystkich na kolana swoją nieziemską urodą. I tu właściwie sprawa wygląda jasno. On jest tym... drugim typem. I ma przebite uszy. I dwa kolczyki w nosie: septum i nostril. Srebro, zawsze srebro. No i teraz- jak nie być szalonym na jego punkcie. Wymienienie tu oczywiście jeszcze dodatkowo tatuaży, jest jedynie formalnością. Nad tym samym mógłbym rozwodzić się godzinami, i rozmawiać na jego temat. Bo sytuacja staje się jeszcze trudniejsza, kiedy się wie jaki on jest. Jaki on jest z charakteru. Jak czysty, kochany i niezastąpiony jest.
I to chyba przewyższa moje skłonności do rozmawiania o nim w kontekście tylko wyglądu, bo jeśli powiem wam że od środka jest piękniejszy o sto razy niż na powierzchni... No kurwa! Sprzeczne prawda? Bo to się jakoś tak przyjęło dzisiaj że ten kto wygląda jak Bóg jest od Niego dalej niż szatan (choć jakby się zastanowić, szatan i Bóg są ze sobą całkiem bardzo blisko). Ale wiecie o co mi chodzi. To jest też to że ludzie po prostu oceniają po wyglądzie. Jak ktoś patrzy na... niego. O chuj! Zapomniałem go przedstawić! Za- Zayn. Tak, to jego imię. I nazwisko: Malik.
CZYTASZ
Story of two friends In love [ziall one shot]
FanfictionPraca w trakcie edycji. Pierwszy rozdział jest wstępem do historii. Musiałam się w końcu za to konkretnie zabrać, bo projekt był stary i beznadziejny. Nie dało się czytać, nie mówiąc już o cringu kapiącym z każdego zdania, to poprawność która nie is...