ROZDZIAŁ 33

872 55 0
                                    

💎PARKER 💎

Czułem przy ustach smyrganie. Kiedy lekko je otworzyłem, aby oblizać językiem ich okolicę między moje wargi wpadło kilka kosmyków zabłąkanych włosów, i dopiero wtedy coś, co przylegało do mnie niczym magnes poruszyło się w przy moim kroczu.

O rzesz, kurwa!

Zassałem powietrze otępiały wiedząc, że jeśli dalej tak pójdzie stanie się coś czego nikt nie chciał.

Otworzyłem zaspany oczy. Najpierw zauważyłem ciało Aurory przyciśnięte do mnie. Potem powiodłem spojrzeniem ku dołowi – jej jędrny tyłeczek wbijał się w mojego fiuta! Kurwa poranne wzwody to najgorsza część mojego życia od tamtego czasu. Położyłem swoje łapska na jej biodrach chcąc odrobinę od siebie odsunąć. Gdy uniosłem się na łokciach dotykając jej Aurora mlaskała coś sennie mrucząc niczym kotka.

Wziąłem głęboki wdech, a mój przyjaciel prezentował się już niemal w całej okazałości. Ja pierdole, musiałem ewakuować się jak najszybciej. Wychodząc z łóżka w biegu mało co nie przewróciłem się zahaczając o kraniec leżącej kołdry na deskach.

Nie zerknąłem już za siebie tylko zasunąłem do końca drzwi łazienki i zaparty o zimnę umywalkę wpatrywałem się w swoje odbicie.

Chciałem ją mieć. Chciałem, żeby ta dziewczyna była moja. Chciałem całować ją, kiedy miałem taką ochotę i nie czuć przygnębienia tuż po, kiedy na jej twarzy widniało rozczarowanie.

Ale nie wiedziałem jak się do tego zabrać. Plus wiedziałem o sekrecie Alvaro, a to piętnowało każde wyrzuty sumienia tuż po zbliżeniu. Była naprawdę jego córką, a Valeria zdradzała z nim swojego męża. To nie mieściło mi się w głowie.

Cruz to był pieprzony król równający się z moim ojcem. Obydwaj posiadali ogromną siłę, a zadarcie z nimi było jak zesłanie na siebie prawdziwej zagłady.

Mimo woli mój wzrok w pewnym momencie spadł na maszt, który praktycznie już opadł. Wiedziałem, że myśl o ojcu, Alvaro i jego zagrywkach skutecznie ostudzi mój męski zapał.

Nie chciałem zranić, Aurory. Ale w jaki sposób miałem jej przekazać tę bolesną prawdę? Znajdowałem się między młotem a kowadłem. Z jednej strony pragnąłem Aurorę, a z drugiej posiadałem jeszcze więcej do stracenia jeśli bym wypaplał to co wyznał mi jej ojciec.

Ochlapałem twarz zimną wodą i zdjąłem z siebie ciuchy. Nie przywykłem do spania w nich, ale dla wygody brunetki wolałem nie wyskakiwać w samych bokserkach jak pajac.

Wszedłem pod ciepły strumień wody zamykając oczy. Musiałem z kimś porozmawiać.

***

Robotnicy pojawili się kilka chwil po tym, jak owinięty w ręcznik wyszedłem spod prysznica. Aurora dalej spała, co mnie cieszyło chyba bardziej niż powinno. Ubrałem czystą koszulę w kolorze błękitu i wsunąłem na dupsko szare spodnie w kant. Odpiąłem kilka guzików pod szyją, gdyż czułem pieprzone gorąco od samego patrzenia na nią w dość dziwacznej pozycji na materacu łóżka.

– Kierowniku! – usłyszałem od razu jednego farfocla, gdy schodziłem na dół. Zacisnąłem szczęki zastanawiając się czy moi pracownicy również są tacy pojebani? Nie wiedziałem jak to sprawdzić ale chyba musiałem to zrobić, ponieważ ta myśl nie dawała mi spokoju.

– Macie być cicho – żachnąłem na nich zimno zerkając na każdego z mężczyzn. Przybyło ich, i zamiast sześciu na dole zjawiło się drugie tyle. Kurwa mać! Musiałem jak najszybciej zabrać z tej miejscówki Rubinka.

– Ale nie da się – jeden niemal pisnął. Miał na szyi wytatuowaną mandalę, ale tusz był już zdecydowanie wyblakły. Nie wyglądało to dobrze w połączeniu z opaloną karnacją. – Remonty zawsze są głośne! – i dla potwierdzenie swoich słów wziął do ręki wiertarkę i zaczął hałasować wywołując u reszty gromki śmiech.

– Albo cisza, albo wypierdalać i płacicie karę – już nie bawiłem się w ceregiele.

Umilkli zaciskając wszyscy jak jeden mąż wargi w wąskie linie. Zabawy w takie pierdolenie już nie wchodziły w grę, i albo jedno, albo drugie. Nic pomiędzy.

– Nie możemy przerwać...

– Ach, tak? – wsunąłem dłonie do kieszeni spodni uśmiechając się przebiegle. – A wiecie może kto jest inwestorem, i kto wam płaci za to?

– W dupie to mamy. Naszym zadaniem jest wykonanie roboty, a nikt nam nie powiedział o tym, że ktoś tu będzie! – w oczach jakiegoś łysola zapłoną gniew.

– Dziś nie widzę tu tego jednego ogarniętego – mruknąłem smętnie taksując ich wzrokiem. – Parker Moretti, zleceniodawca, architekt i takie tam – wymusiłem szyderczy uśmiech w ich zszokowane twarze. – Niech tylko usłyszę, że przez któregoś z was moja towarzyszka się obudziła, a nie ręczę za siebie!

– Dobrze – odpowiedzieli już mniej natarczywie. Ruszyli zgodnie w stronę miejsc, gdzie musieli rozpocząć remonty zezując co jakiś czas na mnie.

Nie słysząc nic godnego uwagi wymknąłem się do ogrodu i wybrałem numer do pożal się Boże Borysa.

– Siema, stary – brzmiał na lekko zmieszanego. – Wiesz, ja oddzwonię do ciebie potem – syknął cicho, a ja wywróciłem oczami. Naprawdę? O tej porze zgarnął sobie do domu jakąś laskę? Co za debil!

– Borys przyleć do Malibu.

– Co? – diametralnie jego głos się zmienił na bardziej opanowany i usłyszałem stłumiony, kobiecy, gniewny jęk. Jakby z frustracji wolała już odejść. – Parker? Ale po chuj? Kazałeś mi tu zostać, a poza tym muszę zajmować się klubem.

– Musisz tu przylecieć. Chcę z kimś pogadać o czymś ważnym, a tylko tobie ufam w tylu procentach by to zrobić – przyznałem zgodnie z prawdą.

– Dobra, coś wykombinuje. Ale... przeleciałeś ją?

– Co? Kogo? – kompletnie zamurowany pisnąłem.

– Boże, idioto! No jak kogo?! Aurorę!

– Puknij się w ten czarny łeb, Borys! – syknąłem przez zaciśnięte zęby.

– Dobra, pakuje walizkę i lecę – westchnął po drugiej stronie. – Szykuj mi lokum gdzieś pod palemką z odrobiną damskiego towarzystwa.

– Ta, będziesz spał pod gołym niebem na balkonie w mojej sypialni – wymamrotałem.

W pewnym momencie, podczas naszych potyczek słownych poczułem za sobą czyjąś obecność. Włoski na karku stanęły mi dęba, a pot na czole skumulował się.

Bardzo powoli wykonałem obrót, tylko po to, żeby natrafić na brązowe tęczówki Aurory, która słodko marszcząc nos pocierała ramiona wpatrując się we mnie na tarasie.

– Muszę kończyć, padalcu – i nim usłyszałem odpowiedź rozłączyłem się podchodząc do wysnutej ze snu istoty. – Śniadanie? Tyle, że gdzieś na mieście bo tu przez aktualne warunki to wolałbym nie konsumować naleśników z dodatkiem pyłów.

Przez jej twarz mignął lekki uśmiech. Poczułem wtedy, jak coś przekręca mi się w żołądku, a serce robi pokaźnego fikołka.

– Może być, tylko się przebiorę – wychrypiała jeszcze sennym głosem.

RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz