Po wygranej wojnie wreszcie pozwoliłam sobie na kontakty międzyludzkie. Przede wszystkim chciałam naprawić sytuację polityczną między mną i Republiką, gdyż odkąd tamtego lata wyrzuciłam go ze swojego mieszkania - nie odezwał się nawet słowem.
Do tej pory wysyłał mi list raz na miesiąc, czasem zadzwonił, poradził, wymienił się swoim dniem, a tak... Cisza. Jakby zapadł się pod ziemię.
Na razie jednak wyjechałam z mamą i Grzesiem do majątku w Młodziejowicach, jako że obiecałam to Grzesiowi, a po drugie musiałam odnaleźć Kraków. Przecież od dobrych trzech lat nie wiem nic odnośnie personifikacji.
Był kwiecień, a więc jeszcze nie było aż tak ciepło. Przyjechaliśmy ledwie kilka dni po Wielkanocy, żeby nie zakłócać i tak szalonych świąt. Chciałyśmy, żeby służba mogła wyjechać do rodzin na ten okres.
Pani Steńska przywitała nas ciepło, a do Warszawy straciła serce. Odciążyła nas, zajmując się chłopcem niemal przez cały czas. Dzięki temu razem z mamą pojechałyśmy na przejażdżkę po okolicznych lasach konno.
Po śniadaniu przebrałyśmy się w bryczesy¹ (na które namówiłam mamę po naprawdę długim męczeniu) i ruszyłyśmy do stajni, gdzie już stały przygotowane konie. Mi przypadł Kolka - mój koń, którego zakupiłam całkiem niedawno, a imię otrzymała na cześć siwej Kolki, która w zasadzie rozpoczęła całe moje nowe życie. "Nowa" Kolka była srokata z wielką białą plamą na brzuchu i kilkoma mniejszymi na reszcie ciała. Natomiast moja mama dosiadła Korridę - bułaną² klacz, która była niesamowicie żywotna.
Prędko dosiadłyśmy siodeł i zaraz ruszyłyśmy stępem w kierunku drzew. Początkowo weszłyśmy na trakt, ale ledwie kilka minut później znalazłyśmy się w lesie. Panował tu chłód, choć trzeba przyznać, że temperatura utrzymywała się stała. Jako że zaczynała się już wiosna - pierwsze ptaki zaczęły swoje koncerty. Wiatr też zawitał w koronach, niosąc zapach wzrastającego życia.
- Mam mieszane uczucia co do Emmericha. - stwierdziłam nagle.
- To Niemiec. Im nie można ufać.
- Mamo, nie można tak podchodzić do każdego człowieka. - spojrzałam na nią z ukosa.
- Woja... Mam trochę lat na karku i głupich wybryków. Też byłam młoda i też byłam głupia, ale życie mnie zniszczyło i nauczyło.
- Co masz przez to na myśli? - spytałam, choć chyba się domyślałam.
- Prusy mieszał mi w głowie, a może samej mi się zakręciło?... W każdym razie mamy za sobą nie jedną noc i nie ukrywam, że bolało, kiedy odebrał mi państwo. Na początku pamiętam, że jeszcze miałam jakąkolwiek radość gdy go widziałam, ale zbyt często czytał moje myśli, a raz, gdy podjęłam walkę u boku młodziutkiej Francji, po czym przegrałam - zamknął mnie w Berlinie, gdzieś głęboko pod swoją posiadłością, odciął od świata, informacji, rozmów. Jedzenie podawał na sznurku, a wodę czerpałam z płynącej tam wody podziemnej.
- Nie uwolniłaś się przez wodę? - zauważyłam.
- Zakratowali ją, a gdybym próbowała się przebić przez ściany - zginęłabym przygnieciona. - odwróciła wzrok.
Zamilkłyśmy. Chciałam ją pocieszyć, ale nie wiedziałam jak.
- Boję się... - wydusiła ze ściśniętym gardłem.
Pierwszy raz w życiu widziałam, żeby moja mama płakała.
- Czego? - spojrzałam na nią. Chciałam ją uścisnąć, ale jechałyśmy konno.
- Boję się, że cię stracę. Że mi cię odbiorą...
Nagle pogoniła konia galopem. Korrida wyrwała się naprzód. Ruszyłam za nią. Cięłyśmy przez las jak błyskawice.
CZYTASZ
Chmury
FanfictionPo burzy zawsze wychodzi słońce, ale czy zawsze? Czasem przecież niebo zabliźnia się chmurami, które długi jeszcze wspominają zadane mu rany. Czy wszystkie rany zostaje wyleczone? Może część z nich zostanie uznana za niegroźne, kryjąc straszliwe zak...