42 4 0
                                    

Pierwszym co zrobił Harry, gdy tylko wparował do domku, było rzucenie się twarzą w poduszkę i pozostanie w bezruchu. Miał serdecznie dosyć całego dnia począwszy od nieudanej lekcji narciarskiej, poprzez zerwanie, bójkę i nieprzyjemne komentarze ludzi, aż do bycia obserwatorem dziwnej sytuacji w lesie. Postanowił dać sobie na chwilę spokój i nie reagować na świat zewnętrzny oraz nie wspominać Malfoyowi, że był świadkiem czegokolwiek co zadziało się między nim i Astorią.

Malfoy jednak był wkurzony do granic możliwości już samą konfrontacją z dziewczyną, a gdy nagle przypominał sobie o Czarnym Panu i tym wszystkim czego dzisiaj się dowiedział, miał ochotę po prostu skoczyć z balkonu ich domku. Furia odbijała się w jego oczach, tak, że od razu można było wyczuć ogromny gniew. Musiał jakoś wyładować swoje emocje, toteż znalazł pierwszego pod ręką kozła ofiarnego pod przezwiskiem Wybraniec.

- Potter - w jego głosie brzmiała teraz tylko i wyłącznie chłodna nuta - Ile razy do kurwy nędzy już ci mówiłem, żebyś posprzątał ten syf? - chłopak tylko odmruknął coś niewyraźnie w poduszkę.

- Ja pierdolę, ty naprawdę jesteś jakiś ograniczony umysłowo - rzucił w niego kłębuszkiem skarpet, a następnie oparł się plecami o szafę, skrzyżował ramiona i osądzającym wzrokiem wpatrywał się w ciało zielonookiego. Ten zaś czując na sobie palące spojrzenie, podniósł się do siadu i zmrużył nienawistnie oczy koloru Avady.

- Ja rozumiem, że w Hogwarcie Zabini i ta cała Parkinson sprzątali po tobie na każde zawołanie, ale ja nie jestem twoją sprzątaczką. Ani mi się śni cokolwiek robić - dla urzeczywistnienia swoich słów, opadł plecami między fałdy pościeli i zamknął oczy.

- Potter, ostrzegam cię, że jeżeli za kilka minut to nie będzie wyczyszczone na błysk to-

- To co? Zawołasz tatusia? - Gryfon miał już serdecznie dość kolejnych rozkazów i gróźb, a nagle przypomniało mu się, że trwa kolacja, co byłoby świetną ucieczką od blondyna, z którym relacja obierała coraz to dziwniejsze kierunki - Idę coś zjeść.

Wstał i bez słowa wyszedł z domku, zostawiając Dracona samego.

Spodziewał się, że Hermiona została przy Ronie w Skrzydle Szpitalnym, więc ponownie tego dnia przysiadł się do Neville'a oraz Luny, z którą nie widział się od cudownego momentu, gdy myślał, że dzień będzie idealny.

- Cześć Harry.

- Hej Luna, Nev.

Brunet szybko pochwycił talerz z tostami i kubek gorącej czekolady.

- Słyszałam co się stało, Harry. Jak się czujesz?

- Jest całkiem nieźle, a tobie udało się znaleźć te magiczne stworzenia?

- Niestety nie, ale mam nadzieję jutro ich poszukać, przyłączysz się?

- Wiesz, wolałbym odpocząć po dzisiejszym dniu. Był naprawdę szalony. Właśnie, z kim przydzielono cię do domku, Luna?

- Z Cho, ale myślę, że to nienajlepszy moment by o niej rozmawiać, nie sądzisz tak?

- Tak...A ty, Neville? Jak tam sytuacja z Blaisem?

Chłopak zagarniał właśnie sałatkę na widelec, a słysząc imię Ślizgona zaczął się nerwowo rozglądać.

- Dopiero co mu uciekłem. Od rana chodził za Malfoyem, więc miałem trochę wytchnienia, ale teraz znowu się do mnie przykleił.

- To straszne.

- A próbowałeś coś z tym zrobić? Możesz zawsze iść do McGonagall - Harry nie wyobrażał sobie sytuacji, w której jakiś Ślizgon by go prześladował. No, może nie licząc pewnej fretki o tlenionych włosach i jej przydupasów. 

- Wolę nikomu nie mówić, wiesz, mogą chcieć się zemścić.

- Jak chcesz.

Dalsza część posiłku upłynęła im na przyjemnej rozmowie o dniu dzisiejszym, choć on sam wcale taki nie był. Nie miało to jednak żadnego znaczenia, ponieważ był koszmarny tylko dla Wybrańca, który nie podzielił się wszystkimi swoimi przeżyciami. Kiedy w końcu czas kolacji dobiegł końca, trójka przyjaciół rozdzieliła się i każdy poszedł w stronę swojego domku. Harry przez całą drogę powrotną myślał o swoich dziwnych obawach, przez które nie mógł spać. Miał nieodparte wrażenie, że coś złego czai się po kątach i niedługo może wszystkich, nawet dyrektora, zaskoczyć. Ponownie jednak zrezygnował z głębszej analizy i wparował do domku, gotowy na atak ze strony Malfoya. Ten, jakby czekając na Gryfona, stał z założonymi rękoma w przedpokoju.

- Cudownie, że raczyłeś się tu pojawić. A teraz sprzątaj, Potter, bo inaczej nie wpuszczę cię do sypialni - widać było, że nerwy już trochę mu opadły, więc Harry chciał utrzymać Draco w takiej formie jak najdłużej, ponieważ tylko wtedy był znośny.

- A niby dlaczego miałbym tam po prostu nie wejść? - już za samo pytanie Złoty Chłopiec pacnął się w czoło w swoich myślach. Łatwo mógł wyprowadzić Dracona z równowagi.

- Tak się składa, że byłem u Snape'a i dał mi klucz do drzwi od sypialni. Teraz ja tam żądzę - dodał wręcz śpiewnie i odwróciwszy się na pięcie, trzasnął owymi drzwiami, a po chwili dało się słyszeć przekręcanie klucza.

Harry oczywiście spróbował dostać się do środka, lecz poddał się po chwili i ostatni raz walnął w futrynę pięścią, a potem zgodnie za poleceniem blondyna, zaczął sprzątać walające się po podłodze ubrania.

Podczas zbierania z podłogi zgubionych atramentów doszedł do wniosku, że Malfoy jest bardzo ciekawą osobą o zmienności charakteru. Stwierdził również, że nie chciałby żyć jak blondyn i, że raczej nigdy nie zrozumie tego obślizgłego gada i jego pokrętnej logiki arystokraty. W pewnym momencie zaczął również odtwarzać w myślach scenę z poranka i wyobrażać sobie muskularne blade ciało chłopaka. Aczkolwiek szybko odgonił od siebie takie myśli i zamiast podziwiać mięśnie Ślizgona, poszedł wziąć prysznic, a później natrafiając na już otwarte drzwi, wsunął się pod kołdrę i bez większego rozpamiętywania dnia, odpłynął w objęcia Morfeusza.

Tylko jedna rzecz nie była na swoim miejscu: biały ręcznik z wyhaftowanymi srebrną nicią górami znajdował się teraz na regale z książkami, rzucony tam z roztargnienia i zmęczenia.

It's just a dream || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz