[ 01 ]

156 9 12
                                    

WELLA nie spodziewał się, że akurat tego dnia będzie taka koszmarna pogoda. W końcu wstał skoro świt, sikorka zaśpiewała mu w towarzystwie lekkiego wietrzyku, gdy przyrządzał sobie kanapki, a jego kot był mniej upierdliwy niż zazwyczaj — tak dla niego malował się początek idealnego dnia, lecz deszcz zmył całą farbę, którą on oczami wyobraźni nałożył na płótno wiosennego poniedziałku. Wybrał się pod Pomnik Yasna¹ w Ashavan Realm w cienkiej koszuli i szortach, przeklinając siebie samego niemiłosiernie, gdy pierwsze krople zaczęły kapać na jego notatki, a rana na brzuchu zaczęła boleć bardziej niż przedtem.

Choć anemo wizja połyskiwała odważnie zawieszona na jego szyi, nie był w stanie uchronić się dzięki niej od ulewy, która przywitała go chwilę później. Uratował tylko notatki, zamykając je w niewidzialnej bańce powietrza, odcinając przeklętym kroplom drogę do atramentu, który tak bardzo chciały rozmazać. Nic więcej nie mógł zrobić, bo w końcu większość jego energii była zużywana na regenerację, której tak bardzo potrzebował, a nie mógł zdobyć przez złą opinię w mieście.

Wella, przeklęty alchemik z Liyue, który uciekł, by nie dosięgła go kara za jego naganne zachowanie. Mógłby się wykłócać, ale nigdy w życiu nie wygrałby dyskusji z La Signorą, przed którą tak bardzo ostrzegał go Childe. Wystarczyło raz jej odmówić, by w pośpiechu zabrać kota, najważniejsze dokumenty i ten pieprzony wazon z kwiatami, uciekając przed organami Liyue. Nie liczyło się wtedy to, że niejednokrotnie im pomagał, tylko to, że rzekomo torturował ludzi, mieszkańców Liyue i turystów z Mondstadt oraz Sumeru. Może było w tym trochę prawdy, ale nigdy nie tknął zwykłego cywila. Jego głównym celem było wydobycie informacji od Fatui, których Signora początkowo zignorowała, gdy przyszli się żalić na Wellę. Przejęła się ich losem dopiero, gdy ten odmówił pracy przy Gnozie² Geo Archona, zasłaniając się kodeksem alchemików. Żaden kodeks nie istniał, ale Signora nie musiała o tym wiedzieć, prawda?

Sama myśl o tym, że miał choćby dotknąć czegoś aż tak boskiego sprawiała, że czuł się źle. Nie chodziło mu o Gnozę samą w sobie, bo przykładowo z anemo obcował na co dzień od najmłodszych lat i choć miał tylko wizję, prowizoryczną moc nierównającą się z boską siłą Gnozy, uważał, że niewiele mu brakowało, by móc wyzwać Barbatosa na pojedynek. Może by przegrał, ale walka byłaby z pewnością zaciekła, a sam Bóg Wolności powiedziałby mu, że jest najsilniejszym człowiekiem, z jakim walczył. Tak sądził i alchemik, i jego świętej pamięci przyjaciółka, i kilka osób, z którymi walczył. Wella po prostu żywił urazę do Rex Lapisa, którego błogosławieństwa tak bardzo kiedyś potrzebował. Chciał geo wizję, dzięki której mógłby osiągnąć o wiele więcej, lecz los z niego zakpił w momencie, gdy podarowano mu litość Boga Wolności. Wolności, której on nie mógł zaznać, siedząc w zamknięciu przez całe swoje dzieciństwo. Skałą mógł wygiąć kraty, zbić szyby, stworzyć mur, który oddzieliłby go od ojca alkoholika, ale w jaki sposób miał tańczyć z wiatrem tak, by ten był mu posłuszny?

Odpowiedź na początku nie była jasna, ale gdy tamtego przeklętego dnia wyczołgał się z piwnicy, słaby i głodny, z połową ciała w bandażach, nie spodziewał się, że słaby wiosenny wiatr jest w stanie stworzyć silniejszą barierę niż skały, którymi tak bardzo chciał zawładnąć. Wystarczyło przewrócić się, tłucząc przy tym butelkę z winem. Jego ojciec od razu pojawił się przy nim, lecz niemal natychmiastowo został odepchnięty w stronę ściany i pozbawiony dostępu do tlenu, gdy mały Wella klęczał, zaciskając dłonie w pięści. Uspokoił się dopiero w momencie, gdy sztywne ciało mężczyzny z hukiem spadło na podłogę, a wiatr dookoła niego ustał. W opowieściach jego babci Barbatos był słaby, dlaczego więc wizja okazała się być tak silna? Czemu wszystkie historie przedstawiały Moraxa jako tego najsilniejszego, gdy to Bóg Wolności potrafił o wiele więcej? Zadawał sobie te pytania nie raz i nie dwa, za każdym razem dochodząc do tego samego wniosku: wszystkie te historie były kłamstwem, które krążyły po Liyue tylko po to, by dzieci chwaliły Rex Lapisa. By wciąż był ktoś, kto będzie skłonny oddawać mu cześć.

ars amandi. ▬ dottore x ocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz