Rozdział 35

148 12 9
                                    

Pov Macaque

Powoli rozbudzałem się z głębokiego snu i żeby się rozbudzić przetarłem oczy i wstałem żeby oblać sobie twarz zimną wodą. Jednak gdy poszedłem do drzwi łazienki zobaczyłem że są uchylone a światło w środku się pali. Zdziwiło mnie to i od razu sprawdziłem co się dzieje. To było coś czego chyba najbardziej w świecie nie chciałem widzieć. Red Son.. on.. Stał na kiblu i zawiązywał linę na lampie.. Gdy tylko mnie zauważył poślizgnął się a ja szybkim ruchem urotawałem go od gwałtownego upadku. Miałem łzy w oczach i patrzyłem się w jego puste oczy jakbym widział tam odpowiedź na moje pytanie.. ,,dlaczego?"...

Sam byłem w podobnym stanie jak on i chociaż sam wielokrotnie chciałem żeby po prostu ktoś mnie wykończył i zakończył mój żywot, to jednak żyje. Też wiem że za tymi martwymi oczami są różne mieszające się uczucia i ból. Teraz patrząc na niego.. czuje się jakbym patrzył w lustro. Różnimy się pod wieloma względami lecz to co się nam przydarzyło i ten ból jaki odczuwamy, to poczucie winy.. to nas łączy. Jego podtrzymywała chęć aprobaty rodziców a potem Mk a mnie chęć zemsty a potem Wukong. Teraz jest tak jakbyśmy nie mieli nic.. Czujemy się zagubieni i zmieszani. Nie obchodzi nas nic a zarazem tak bardzo wszystko przytłacza.. Oboje popełnialiśmy błędy których nie sposób wybaczyć i chodź zacząłem się głodzić i jestem całkowicie pogubiony to została mi jedna rzecz.. nadzieja. Nadzieja że będzie jak dawniej.

Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi i chyba kroki Sandy'iego. Po paru chwilach nasz niebieski przyjaciel krzyknął że to ktoś do nas. Spojrzeliśmy się po sobie i poszliśmy sprawdzić kto coś od nas chce. Nie spodziewałem się by był to Mk czy Peaches ale miałem wielką nadzieję że to któryś z nich. Po chwili jednak przekonałem się że to był ktoś zupełnie inny. Była to zakapturzona postać. Po zapachu wiedziałem że to ktoś kogo znam lecz było to trochę podejrzanie więc zatrzymałem też Red'a i staliśmy 2 metry od drzwi by zachować w razie czego odstęp. Osoba stojąca w progu drzwi zaśmiała się i powiedziała że nie musimy się bać. Nie odpowiedziałem mu, dalej byłem czujny i w każdej chwili gotowy do walki.

Spytałem się wręcz sycząc kim jest i czego od nas chce. Westchnął a jego uśmiech zszedł mu z twarzy. Zdjął kaptur i ukazał się nam Azure Lion. Moje źrenice się zwęrzyły i wściekły nie myślałem nawet przez sekundę i zaatakowałem go. On dość szybko zareagował i również atakował mnie. Walka toczyła się przez jakiś czas a ja trochę opadłem z sił. Musiał to rzecz jasna wykorzystać i przyszpilił mnie do ziemi. Myślałem że zaraz mnie zabije albo  coś podobnego lecz nagle poczułem dziwne ciepło. Oboje wstrzymaliśmy nasze ruchy a po chwili Azure zeskoczył że mnie i spojrzał na swój ogon.. on.. on się palił ! Hahaha. Ma za swoje. Wyglądało to tak zabawnie że nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Sytuacja była niby śmiertelnie poważna ale skakał i próbował ugasić pożar co było tak zabawne że po prostu nie dałem rady się powstrzymać. Spojrzałem się na Red'a i na migi powiedziałem mu ,,Dziękuję". A Tuż po tym odpowiedział mi również na migi ,,nie ma za co". Zdziwiło mnie to trochę. Nauczyłem się migowego bo mam wrażliwe uszy ale i tak nie przydawało mi się to bo praktycznie nikt nie umiał. Wukong uczył się trochę dla mnie ale nic z tego nie wyszło.

Tą chwilę jednak przerwał jeden głupi lew. Chciał wrócić do walki ale Red Son momentalnie podpalił mu grzywę i tym razem już tak nie panikował. Pokazał nam faka i że kiedy indziej tu przyjdzie po czym poszedł pewnie ugasić to. Też po paru chwilach usłyszeliśmy krzyk i walenie w coś. Zaśmiałem się z tego jak go doprowadziliśmy do szału i wstałem z ziemi i podszedłem do Red'a. Wpadłem wtedy na pomysł. Nie chcę on mówić ale może na migi uda mi się z nim porozmawiać. Najpierw spytałem się jak się czuje a potem rozmowa trochę się rozwinęła i cisnęliśmy z Azure'a aż uznałem że pora spytać się co wydarzyło się podczas pobytu u Scorpion Queen.

Maybe I love you?//SpicyNoodles🧡❤️//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz