Dni mijały, szkoła coraz bardziej naciskała na naukę. Mimo, że mieszkałam pod tym samym dachem z geniuszem matematycznym, moje wyniki z tego przedmiotu dalej wołały o pomstę do nieba. Dzisiaj był ostatni sprawdzian w tym semestrze, bo co jak co ale nauczycielka odpuściła sobie trucie nam głowy w grudniu.Plusem tez było to, że wczoraj doktor Kellson pozwolił mi ściągnąć to badziewie z nogi więc już nie musiałam słuchać upomnień tego kretyna, z którym chwilowo pomieszkiwałam.
Ale dziś z resztą był dziewiętnasty listopad. Ostatni dzień przed powrotem do domu.
Nienawidziłam samej myśli, że muszę tam wrócić a co dopiero że po raz kolejny będę mieć urodziny, których szczerze nie trawie. Cieszyło mnie tylko i wyłącznie to, że mimo nacisku matki, pozwoliła mi zaprosić garstkę swoich przyjaciół. Canden, Judy, Alec, Ben i Const razem z jakimś chłopakiem potwierdzili już swoją obecność. Byłam całkiem zadowolona, bo przynajmniej ktoś wyrwie mnie z rąk tych starych, nudnych buców z rady miasta.
Pozostało zaprosić Vinaya.
Byłam specyficznie ku temu nastawiona. Mimo, że ponoć jego kontakt z bratem był umiarkowany, a on sam nie wydawał się ciskać piorunami na moje wspominki o tym co Can napisał czy powiedział, dalej obawiałam się że może odmówić właśnie ze względu na niego.
Znaliśmy się już dobre trzy, prawie cztery miesiące a ja coraz bardziej cieszyłam się z obecności tego idioty. Był wredny, arogancki i czasem wręcz miałam ochotę przejechać go tym jego cudownym autem, jednak gdy nadchodziła burza lub jakikolwiek koszmar, zawsze miałam wstęp do jego łóżka i ciepłych objęć. Nigdy mnie nie osądzał, a wspierał i pocieszał gdy matka dalej narzucała na mnie zbyt wiele.
Był moją ostoją, gdy matka próbowała dalej i dalej ciągnąć mnie w dół.
— I tak właśnie myśle, że oboje byli prostakami. Romeo to idiota jak i Julia. No bo kto zakochuje się w sobie po tygodniu. I-D-I-O-C-I.
Słuchałam odpowiedzi Alec'a, który znowu gadał na angielskim, a nauczyciel nie był skory mu odpuścić.
— Ta, szkoda że nie wspomniał że do mnie zaczął wypisywać o wielkiej miłości i małżeństwie po jednym wieczorze na imprezie. — burknęła blondynka obok na co parsknęłam.
— Poważnie? — zapytałam w między czasie odpisując Torresowi.
Canden mimo wiadomości o tym, że w dalszym ciągu pomieszkiwałam w jego starym domu, w dodatku z jego bratem, nie był zły ani nawet nie zmienił nastawienia. Codziennie pisaliśmy, nawet próbował zaprosić mnie na kawę lub coś do jedzenia, jednak ja zgrabnie odmawiałam. Lubiłam go, nawet bardzo, ale w sytuacji kiedy stałam pomiędzy dwojgiem rodzeństwa — po prostu nie potrafiłam tworzyć dwóch podobnych relacji.
Nie chciałam żadnego z nich zranic.
Co prawda Vin nie powiedział co czuje, nie wspomniał jakie ma plany, ani nawet nie bąknął dlaczego traktuje mnie inaczej niż na samym początku, to jednak moje emocje przybierały już jakiś kształt. Wiedziałam, że mogło być to jedynie głupie zauroczenie, bo traktował mnie najlepiej niż ktokolwiek w całym moim prawie osiemnastoletnim życiu, jednak z początku nie było tak kolorowo.
Czasem łapałam się myśli, że pierwszy był Canden. Pierwszy wyciągnął rękę, pierwszy pokazał swoje intencje oraz to on od samego początku był tym sympatycznym i charyzmatycznym chłopakiem, którego polubiłam.
Przelatywały mi przez myśli jego czułe gesty takie jak krótkie pocałunki, czy też ten jeden moment w moim pokoju, ale nie chciałam tego zbytnio definiować.
CZYTASZ
Overrated love
Короткий рассказ„Bo wystarczyła ta dwójka. Dwójka zupełnie różniących się od siebie osób. To właśnie oni postawili mnie w sytuacji, w której jedyne o czym marzyłam to przytulić się do taty. Może był to jakiś znak? Może właśnie w ten sposób ten ktoś u góry zadecydo...