∞
Riley uśmiechnęła się i mocno zacisnęła w dłoni metalowego kolibra, z którym nie rozstawała się od osiemnastu lat. Sięgnęła głębiej do pudła wyciągając jedno ze zdjęć. Czwórka dorosłych i dwójka dzieci, stojących pomiędzy dwoma identycznymi domami. Przejechała palcem po znajomych twarzach. Jej mama, tata, ciocia Tess, wujek Caleb, Declan i ona. Stali tam wszyscy razem, uśmiechnięci i szczęśliwi.
∞
Dzieci szły za rękę przez cały park, szukając mam, które z nimi przyszły. Obydwie siedziały razem na ławce, z drugiej strony placu zabaw. Rozmawiały, śmiały się. Przestały dopiero gdy zauważyły chłopca i dziewczynkę trzymających się za rękę.
-To jest Riley?- zapytała mama chłopca, Tess Collins, swoją nową znajomą.
-Tak, tak- uśmiechnęła się z dumą matka dziewczynki, Cyntia Dickens- A to za pewne, młody pan Collins!- powiedziała wskazując na Declana. Chłopiec nieśmiało kiwnął głową i również się uśmiechnął.
-To jest mój nowy przyjaciel mamo!- krzyknęła Riley, puszczając rękę chłopca i siadając mamie na kolanach. Declan zajął miejsce pomiędzy swoją mamą, a Cyntią.
-Świetnie, że się zakolegowaliście- powiedziała Tess- Dickensowie się przeprowadzili bardzo blisko naszego domu- uśmiechnęła się.
-Naprawdę?! Będziemy sąsiadami?! Ale super!- wykrzyknęła uradowana dziewczynka, ściskając mocno swoją mamę.
Cyntia Dickens miała dość oryginalną urodę, którą zawdzięczała latynoskim korzeniom. Miała długie brązowe włosy, czekoladowe oczy i cynamonową skórę. Poza tym jej uroczy uśmiech zadziwiał każdego, kto ją spotkał. Była osobą wesołą i towarzyską. Niestety ludzie bardzo często oceniali ją zbyt szybko, przez jej nietypowy styl ubierania. Lubiła kolorowe ubrania. Bardzo kolorowe, co nie każdemu mogło się spodobać.
Tess Collins była w tym samym wieku co jej nowa sąsiadka. Swoje ciemnobrązowe włosy miała wiecznie upięte w kucyka, a niektóre kosmyki opadały z obu stron twarzy. Miała bystre, piwne oczy i różowe usta ułożone w uśmiech. Była dobrą panią domu. Miła, pomocna- pomimo to do tej pory nie mogła znaleźć sobie bratniej duszy w postaci przyjaciółki w tym miasteczku.
Wracali wszyscy razem: Declan i Riley szli z przodu, ciągle trzymając się za ręce, a ich mamy Tess i Cyntia z tyłu, około dwa metry za nimi. Byli pogrążeni w swoich rozmowach dopóki nie doszli na miejsce. Z domu Collinsów wyszło dwóch mężczyzn.
-Tata!- krzyknęli jednocześnie Riley i Declan i rzucili się pędem w stronę ojców. Po chwili uścisków odsunęli się od nich, a chłopiec zwrócił się do ojca Riley:
-Jestem Declan, nowy przyjaciel Riley.
To samo zrobiła dziewczynka odwracając się w stronę ojca nowego kolegi.
-Jestem Riley, nowa przyjaciółka Declana.
Mężczyźni uśmiechnęli się do dzieci i wybuchli śmiechem.
Tata Declana nazywał się Caleb. Był wysokim mężczyzną, pracował jako architekt w mieście. Był wiecznie uśmiechnięty i zadowolony, razem z żoną i synem tworzyli szczęśliwą rodzinę. Może nie taką, którą widuje się w telewizji, na reklamach masła, ale niewiele im do nich brakowało. Ojciec Riley był równie ciekawą osobowością co jego żona. Co prawda, ubierał się raczej normalnie- w jeansy i luźne koszulki, więc nieco odstawał w tym stopniu od żony. Za to jego charakter był równie oryginalny jak charakter Cyntii. Rzucał żartami (naprawdę zabawnymi) na prawo i lewo, był stu procentowym optymistą i jak nikt kochał szczerzę swoją rodzinę. Riley była jego oczkiem w głowie.
-Rozumiem, że moja królewna nareszcie znalazła godnego kompana do zabawy?- zaczepił Declana- Mów mi Jack, albo wujek Jack, jak wolisz.
Po krótkiej rozmowie, gdzie wszyscy przedstawili się wszystkim i szybkiej wymianie zdań mężczyźni doszli do wniosku, że mają jeszcze dużo roboty przy składaniu mebli w domu Dickensów i muszą wracać do pracy. Zatrzymała ich jeszcze Tess, wyciągając aparat fotograficzny.
-No co?- zapytała, patrząc na niepewne twarze swoich towarzyszy- Będzie ładna pamiątka!
Los chciał aby w tym momencie wyszedł z domu Julian, sąsiad mieszkający po drugiej stronie ulicy. Tess zawołała go, w końcu na zdjęciu musieli być wszyscy. Rola fotografa przypadła sąsiadowi.
Julian Konecki był po pięćdziesiątce, miał łysą głowę, duży brzuch i nie lubił dzieci. O losie, jak na złość woził je codziennie w szkolnym autobusie. Był raczej typem samotnika, mieszkał tylko z żoną Eleonor. Pani Eleonor w odróżnieniu od męża kochała dzieci, ale i tak nigdy ich nie mieli. Jej mąż był wiecznie nadąsany, ale i tak rodzina Collinsów darzyła go sympatią.
Sąsiad ze swoją znudzoną miną podszedł do Tess i wziął od niej aparat. Chwilę poczekał zanim wszyscy się ustawili i szybko pstryknął zdjęcie. Pomimo że, zostało zrobione na tzw. „odczep się” wyszło całkiem nieźle. Obie rodziny stały pomiędzy swoimi domami, pod drzewem, które je rozdzielało. Jack przytulał swoją żonę Cyntię, a Caleb obejmował ramieniem Tess. Z przodu stali Riley i Declan trzymający się za ręce. Wszyscy byli uśmiechnięci i naprawdę szczęśliwi.
∞
Declan uśmiechnął się kończąc opowiadać Rachel o historii zdjęcia. Dziewczyna nadal chichotała z jego dość naciąganego opisu sąsiada Koneckiego. Kiedy w końcu przestała, zauważyła, że jej kolega znów pogrążył się rozmyślaniu na temat przedmiotów z pudła.
-Opowiedz mi jeszcze coś- powiedziała w końcu- O Riley, o waszym dzieciństwie.
∞
Riley męczyła Declana, aby zobaczył jej nowy pokój przez dobre dziesięć minut, więc w końcu chłopczyk zgodził się i powędrował za nią w asyście swojego taty i Jacka. Dziewczynka poprowadziła go schodami na górę do małego pokoiku. Sam nie wiedział czego może się spodziewać po tak ciekawej osóbce jaką była Riley, ani po jej rodzicach. Jej pokój doskonale odzwierciedlał jej charakterek. Był kolorowy, we wszystkich kolorach tęczy. Żółte łóżko, pomarańczowa szafa, czerwony stoliczek, różowa szafka z zabawkami, fioletowe lampy, zielone okiennice i niebieski dywan. Cały pokój pogrążony był w artystycznym nieładzie i jak na pomieszczenie, w którym miało mieszkać małe dziecko wyglądał na bardzo dobrze pomyślany i świetnie zrobiony.
Dziewczynka odłożyła na chwilę zabawki, które pokazywała koledze i podeszła do okna. Dopiero teraz zauważyła, że za drzewem, które zasłaniało jej z niego widok jest okno. Okno należące do domu Collinsów.
-Co to za okno?- zapytała obracając się w kierunku Declana. Chłopiec podszedł bliżej i przyjrzał się uważnie. Po chwili namysłu odpowiedział.
-Jest w moim pokoju.
-Naprawdę?!- po raz kolejny tego dnia uszy chłopca przeszył krzyk naładowany niesamowitą radością.- To świetnie! Popatrz!- powiedziała już nie co ciszej, ale wciąż z tym samym entuzjazmem. Zanim Declan zdążył się zorientować co Riley zamierza zrobić, dziewczynka wyszła już przez otwarte okno na gałęzie drzewa. Przerażony zbiegł szybko na dół, na podwórko, nie wiedząc co robić. Jak na złość nie mógł znaleźć po drodze nikogo dorosłego.
Zatrzymał się w końcu pod drzewem. Riley jakby nigdy nic siedziała na grubej gałęzi drzewa, machając nogami.
-Otworzysz okno?- zapytała z uśmiechem. Chłopczyk popatrzył na nią nieco już uspokojony, że jeszcze nie spadła z drzewa, powędrował powoli do swojego pokoiku. Podszedł do okna, otworzył je i wpuścił uradowaną Riley.
Ten dzień był początkiem tej niezwykłej znajomości.
∞
Riley z uśmiechem schowała zasuszone liście dębu, do zeszytu z pierwszej klasy. To było niesamowite. Przez tyle lat przetrwało tyle pamiątek z ich wspólnego dzieciństwa. Starając się jak tylko mogła, niczego nie zniszczyć odłożyła zabazgrany kolorowymi rysunkami zeszyt i usiłowała sobie przypomnieć co działo się w jej pierwszym roku nauki. Nie musiała długo myśleć- kilka wspomnień od razu przybyło jej do głowy.
Kolejna częsć :) Czytajcie, komentujcie, piszcie co myślicie :)) ♥
CZYTASZ
Never let me go
Teen Fiction"-Nigdy więcej Cię nie opuszczę. Obiecuję. -A ja nigdy więcej nie pozwolę Ci odejść" Riley Dickens i Declan Collins poznali się 18 lat temu i od zawsze byli parą najlepszych przyjaciół, którzy wiedzieli o sobie praktycznie wszystko. Jednak bieg wyd...