Gasnący płomyczek

269 31 0
                                    

Dom pachniał piernikami. Nadchodziły Święta Bożego Narodzenia. Vintro pucował dom,a Froze i Marina piekły ciasta, przygotowywały dania i gotowały zupy. Nasza rodzinka spodziewała się bowiem gości na święta. Froze i Vintro nie wiedzieli, kogo będą gościć. Mimo tego starali się, jak nigdy dotąd. Froze wymuszała uśmiech. Wszystko ją bolało. W nocy i za dnia tłumiła kaszel. Ręce trzęsły jej się bardzo. Nie chciała sprawiać przykrości matce. Jednak ta, mimo bezdzietności wyczuwała, że Froze cierpi. I smutno jej było. Widziała czasem, jak Froze przechadzała się po ogrodzie i gładziła kwiaty, które zraszała swoimi łzami. Teraz, zimą kwiaty opadły, a zastąpił je szron i śnieg. Byłem daleko od Pauli. Wyczuwałem, że za mną tęskni, ale muszę przecież opowiedzieć Wam o Froze. Czułem się zmęczony. A święta nadchodziły wielkimi krokami. W domu pachniało coraz intensywniej. Zasłony zmienili na purpurowe, a obrus był czerwony w białe gwiazdki. Marina wyciągnęła też porcelanową zastawę. Z radia płynęły kolędy. Froze wychodziła wieczorami na dach, żeby zobaczyć gwiazdy. Pewnego dnia trzęsąca się wchodziła po schodach i spadła. Nie mogła utrzymać się na własnych nogach. Teraz nie mogła oglądać gwiazd. Była słaba, więc przez kilka dni leżała w łóżku. Byłem przy niej. Widziałem gasnący płomyczek jej życia tak wątły, że wystarczył byle podmuch, aby zgasić go na wieczność. Pomagała mamie jak tylko mogła, ozdabiając w łóżku bombki. Jednego wieczoru, kiedy patrzyła przez okno, usiadłem na jej łóżku.
- Em, zobacz, wcale nie widać dzisiaj gwiazd...
Była tak zmęczona. Blada, chuda. Wypowiedziała to tak cicho, słabo. Leżała w łóżku i walczyła. Gotowa na śmierć. Po moim policzku spłynęła łza, którą wytarła swą dłonią. Rozdzierał mnie ból i smutek. Pociągnęła mnie za rękaw.
- Czy z nieba można pomagać ludziom?- zadała mi pytanie.
- Dlaczego pytasz?
- Bo jak umrę, chciałabym wiedzieć...
- Nie umrzesz!- krzyknąłem, by stłumić atak płaczu.
Delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Popatrzyła mi prosto w oczy.
- Umrę- zamrugała powiekami.
- Póki ja cię pilnuję, nie pozwolę ci umrzeć.
- Chcesz przedłużyć moją mękę?
- Nie mów tak! Nigdy tak nie mów!
- Dobrze, nie będę się już odzywać...- odwróciła się w przeciwną stronę.
Poleciałem ku chmurom i krzyknąłem:
- Boże! Jeżeli mnie słyszysz, pomóż jej! Na mnie ześlij jej cierpienie! Proszę...- te ostatnie słowo wyszeptałem ledwie słyszalnie.

Kolekcjoner DuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz