XXVII

134 12 7
                                    

Zabawa była przednia, każdy bawił się tak jakby jutra miało nie być. Skakali po ogrodzie, śpiewali i tańczyli tworząc nowe, niezapomniane wspomnienia. Niektórym zdarzyło się popsuć dekoracje, ale nikt nie zwracał na to większej uwagi, zbyt pogrążeni w euforii i upojeniu alkoholowemu.

Pasowanie odbyło się nieco po pierwszej w nocy, bo każdy zapomniał o lecącym czasie. Byli pochłonięci świętowaniem pełnoletności księcia Asturii i tylko przez jednego ze znajomych przypomnieli sobie o tej tradycji. Louis w tym czasie myślał, że popłacze się ze śmiechu przyglądając się temu, jak Florian kręci się na jego kolanach i uderza czołem o uda, jęcząc z bólu, w czasie gdy pozostali uderzali go paskiem od spodni.

Potem już nikt nie miał hamulców lub nie chciał ich mieć. Pili, nie zważając czy to akurat ich kieliszek i palili wszystko, co tylko wpadło im w ręce. Zayn był jedną z tych osób, które po alkoholu robiły się bardzo nieodpowiedzialne, dlatego już nieco po drugiej w nocy udało mu się rozwalić stół wraz z Tiago, kuzynem Floriana.

Ale jak to bywa na imprezach nie zabrakło również wyzwisk i przepychanek, które całe szczęście kończyły się tak szybko jak się zaczęły.

Tomlinson patrzył na wszystkich z rozbawieniem w oczach widząc jak ci chodzą pokracznie i krzyczą, nie zdolni do racjonalnego myślenia. On sam przez fakt, iż bierze leki (i to zdecydowanie więcej niż powinien) nie mógł mieć tej przyjemności, by poczuć smak wysokoprocentowych napoi. Jedynie raz na jakiś czas pozwalał sobie na wypicie lampki wina z Zaynem, jak zdarzyło mu się to na jego własnych urodzinach.

Usłyszał głośny wrzask, więc odwrócił głowę w tamta stroną i jego oczom ukazał się Harry, który cały mokry wyskakiwał z ogromnego basenu. Nie mógł powstrzymać szczerego śmiechu widząc jak jego loki oklapły i przysłaniały niemal całą twarz, tak samo jak ubranie, teraz przyklejające się do smukłego ciała.

— Nie waż się — wskazał na niego palcem z ostrzegającym spojrzeniem, kiedy ten zaczął zbliżać się w jego kierunku z rozwartymi ramionami. — Harry!

— Misiaczek! — krzyknął, nie stosując się do prośby księcia.

Louis wiedząc, że ten go nie posłucha zaczął uciekać, by uniknąć zmoknięcia. Piszczał w niebogłosy, co chwile odwracając się, aby zobaczyć jak daleko jest jego chłopak. Towarzyszyły mu w tym śmiechy reszty gości oraz gwizdy i oklaski dopingujące jednemu jak i drugiemu. W końcu jednak przegrał tą walkę, gdy potknął się, lądując na leżaku. Zaraz Harry dołączył do niego, mocno przyciskając go do piersi.

— Harry — jęknął, czując jak wilgoć przedostaje się na jego skórę przez cienką koszulkę. — Nienawidzę cię.

— A ja cię kocham — przeciągał, wijąc się na mniejszym ciele. — Moja gwiazdka słodka.

— Nie zasypiaj, proszę — mówił, lecz mimo swoich słów zaczął głaskać go po wilgotnych włosach.

— Ale jesteś taki wygodny — mruknął przymykając powieki.

— Kto pije z nami?! — doszedł do nich głos Xaviera.

— Ja! — krzyknął Styles, chwile później już przechylając kieliszek.

Książe tylko pokręcił głową z krótkim parsknięciem. Nie chciało mu się wstawać, więc zajął wygodniejszą pozycję, na wpółleżącą, ponownie oglądając całą imprezę.

Nie przeszkadzało mu bycie tym trzeźwym gościem, podczas gdy inni upijali się do nieprzytomności. Coś w tym, że jako jeden z nielicznych mógł śmiać się z pozostałych osób i świadomie kontrolować wszystko co się dzieje dawało mu poczucie bycia ważnym. Zawsze przydatny jest ktoś taki.

When The Sun Goes Down || l.sWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu