1. Idziemy na zakupy

1.2K 55 12
                                    

- Przepraszam za spóźnienie ale jadłam śniadanie i biegłam więc...- cała klasa zaczęła się śmiać a ja nie wiedziałam z czego, przecież ja tłumaczyłam dlaczego się spóźniłam.

-Siadaj Sucrette- pan Farazowski był trochę zdenerwowany. Szybko zajęłam swoje miejsce w ławce obok Iris.

- Jadłam śniadanie, co?- zapytała z rozbawieniem.

- Tak. Dlaczego nikt mi nie wierzy.- zrobiłam obrażoną minę i zaczęłam wyciągać książki. Całą lekcje kontynuowaliśmy jakiś nudny temat. Na przerwie o mało co nie wpadłam na Kastiela.

- Ej! Uważaj jak łazisz!- krzyknął a dopiero po chwili zobaczył, że to ja.

- Cześć Kastiel, ciebie też miło widzieć- odpowiedziałam z największym uśmiechem na jaki mnie było stać.

- Co się tak szczerzysz? Lepiej patrz pod nogi- jak zawsze bardzo miły.

- Sorry nie zauważyłam cie - odpowiedziałam szczerze na co on się zaśmiał.

- Serio? Już lepszej wymówki nie miałaś? Gdybym ja na ciebie wpadł, to mógłbym powiedzieć, że cie nie widziałem, ale ty? Nikogo na to nie nabierzesz.- odszedł śmiejąc się pod nosem i coś do siebie mamrocząc.Jak ja lubiłam te nasze pogawędki. Kastiel wydawał się chłodnym, myślącym tylko o sobie idiotą, ale tak naprawdę był super kumplem i mogłam na nim polegać. Poszłam poszukać Rozali, miałyśmy się dogadać kiedy wybierzemy się na zakupy. Znając ją pewnie powiedziałaby, że dzisiaj a ja pewnie bym się zgodziła. Niestety na mojej drodze stanęła Amber ze swoją świtą.

- O, bezguście idzie.- powiedziała swoim wrednym głosem. Naprawdę, nienawidziłam w niej wszystkiego i gdyby nie była siostrą Nataniela, pewnie już dawno bym ją zabiła.

- O, napuszona, głupia blondynka idzie.- odpowiedziałam i wyminęłam ją. Rozalia była na końcu korytarza i płakała.

- Co się stało?- spytałam.

- Chcą przenieść Leo do większego sklepu, gdzieś dalej - ukryła twarz w dłoniach.

- To super! Czemu płaczesz?- nie wiedziałam o co jej chodzi, to super, że go w końcu docenili.

- Nie, to nie jest super! Ty nie rozumiesz? Jak go przeniosą nie będziemy mogli się spotykać bo będzie daleko - znowu zaczęła płakać. Teraz zrozumiałam. Lepsza pozycje Leo oznaczała kłopoty w ich związku.

- A, bo ja przyszłam uzgodnić termin zakupów ale w tym stanie chyba nie...- nie zdążyłam dokończyć bo mi przerwała.

- Nie, no coś ty! Idziemy dzisiaj na zakupy -wreszcie się uśmiechnęła.

- Ok. A sprawą z Leo zajmiemy się jutro. Nie myśl już o tym bo będzie ci ciężko to znieść - nie byłam w stanie jej odmówić. Mi potrzebne były nowe ubrania a jej coś co pomogłoby zapomnieć o kłopotach.

Po szkole miałam 15 minut żeby się przebrać, zjeść obiad i wyjść po Rozalię. Zajrzałam do szafy.

Chwyciłam fioletową bluzkę na ramiączkach z falbanką na dekolcie, brązowe rurki i moją ulubioną skórzana kurtkę. Wbiegłam do kuchni. Wyciągnęłam z lodówki makaron i wstawiłam go do mikrofali. Zanim jedzenie się zagrzało nalałam sobie soku jabłkowego. Zjadłam szybko i wyszłam z domu.

- Chwila...-spojrzałam w dół- Buty!!!- wróciłam biegiem do domu i szybko ubrałam czarne trampki. Jestem już spóźniona, Roza mnie zabije. Pobiegłam pod dom Rozali.

- Co ty robiłaś? Czekam na ciebie już 20 minut!- była zła.

- Jadłam, no i wyszłam z domu ale w połowie drogi zauważyłam, że nie mam butów - zrobiłam zażenowaną minę a Rozalia strzeliła tylko facepalma.

- Ok. To idziemy?- bardzo szybko wrócił jej humor.

- Jasne - całą drogę gadałyśmy o sprawdzianach, nowych ciuchach i chłopakach, ale omijałyśmy temat związany z Leo. Roza jak tylko doszłyśmy do galerii wpadła do sklepu.

- Biorę tą! Ta też jest ładna, prawda? O, tą musisz przymierzyć! Ta moja! Jest mój rozmiar...- i tak cały czas. Ja też dałam się ponieść zakupowemu szaleństwu i chwilę potem obie latałyśmy po sklepie polując na coraz to nowe ciuchy.

- Dobra, ja więcej do koszyka i rąk nie zmieszczę. Idziemy do przymierzalni - oznajmiła po godzinie Rozalia.

- Zgadzam się - ledwo powiedziałam znad kupy ubrań. Roza była pierwsza. Przymierzyła 10 sukienek ale tylko jedna naprawdę się jej spodobała. Skompletowała też bluzkę i spodnie za które ja oddałabym głowę. Ja z okazji zbliżającego się balu końcoworocznego rozejrzałam się za sukniami wieczorowymi. Wypatrzyłam piękną złotą kreację. Dekold miała obszywany koronką, z boku była spięta piękną broszką w kształcie białych kwiatów, z których ,,wypływały" sznureczki pereł a u dołu z tej samej strony była lekko podniesiona. Ukazywała drugą, jaśniejszą warstwę sukni, która była wyszywana piękną złotą nicią. Ubieranie jej zajęło mi 10 minut! Roza powoli zaczynała się niecierpliwić ale gdy wyszłam zatkało ją.

-Ja... Ty... Wyglądasz cudownie!- ledwo wybąkała.

-SU!!!- usłyszałam za plecami znajomy głos. Odwróciłam głowę.

-Alexy?- zdziwiłam się. Zrobiłam się pewnie cała czerwona, ja stojąca w sukni wieczorowej i do tego oglądający mnie kolega z klasy, masakra.

- Su?- drugi głos odezwał się i dopiero teraz zauważyłam Armina.

- Hej...- powiedziałam lekko zmieszana.

- Wyglądasz świetnie!- Alexy obchodził już mnie dookoła i oglądał sukienkę - świetnie na tobie leży, prawda bracie?- spojrzał na Armina.

- T-tak, ładnie - chłopak zrobił się cały czerwony.

- Hej! Wy też na zakupach?- zapytała Rozalia podchodząc do każdego i ściskając po przyjacielsku.

- No, znowu coś mu się ubzdurało i kazał mi też iść bo będzie,,fajnie"- odpowiedział zrezygnowany Armin.

- A nie jest?- Alexy zrobił zawiedzioną minę ale zaraz się rozpogodził- Przecież spotkaliśmy dziewczyny? Jest fajnie!- i uśmiechną się w najdziwniejszy sposób jaki dotychczas u niego widziałam.

- Tak, my już wracałyśmy prawda Rozalio?- spojrzałam na nią surowo i zaraz potem szybko skinęłam w dół. Nie chciałam zawieść chłopców ale stanie przed nimi w sukni balowej nie było najmilszą rzeczą.

- Tak- dodała smutno- już miałyśmy iść do kasy.

- O, to szkoda. Może następnym razem pójdziemy we czwórkę na zakupy, co? - zapytał z nadzieją Alexy, natomiast Armin zrobił taką minę jakby miał zaraz iść na rzeź.

- Jasne! - krzyknęłam znikając w przebieralni. Szubko zdjęłam sukienkę i włożyłam ją do torby. Gdy wyszłam bliźniaków już nie było. Razem z Rozalią poszłyśmy do kasy. Sukienka była bardzo droga, ale warta tych pieniędzy. Gdy obie wyszłyśmy ze sklepu poszłyśmy na lody i kawę. Pogadałyśmy jeszcze o balu, który ma być pojutrze i rozeszłyśmy się do domów.

- Uff...- padłam wykończona na łóżko. Jeszcze chwilę podziwiałam sukienkę, którą wcześniej rozwiesiłam na wieszaku na drzwiach i nie wiadomo kiedy zapadłam w sen.

Niezwykłe życie SucretteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz