Rozdział 20

45 7 0
                                    

Chyba nigdy w przeciągu mojego prawie dwudziesto-dwu letniego życia nie czułam się tak bardzo skrępowana. Pomimo mojego głodu, w końcu nie jadłam prawie cały dzień, z trudem przełykałam kolejne kęsy. Chors był praktycznie metr przede mną, na domiar złego uporczywie się we mnie wpatrywał, czekając aż skończę jeść. Mu poszło to dużo szybciej. Mógłby się czymś zająć, ale najwyraźniej woli siedzieć bezczynnie. 

- O czym chciałbyś ze mną porozmawiać książę? 

- Nie wolisz dokończyć?

Spojrzałam na najlepszy posiłek, jaki w życiu jadłam. Zostało pół talerza, ale dalsze jedzenie nie miało większego sensu. 

- Już się najadłam. 

Mężczyzna uważnie mi się przyglądał. Cała się spięłam na jego następne słowa. 

- Wiem, że jesteś z Morte. - trzeba przyznać, że się nie patyczkuje i mówi prosto z mostu. W sumie to może lepiej szybciej wrócę do domu. - Nie zamierzasz zaprzeczać? 

- Nie ma takiej potrzeby. 

- Jak na kogoś kto jest na nie swoim terenie, jesteś zbyt spokojna. Nie mówiąc już o bezczelności. 

Dłonie drżały mi już od tego, kiedy powiedział, że jestem z Morte. Dobrze chociaż, że tego nie zauważył. Biurku które nas dzieliło pozwoliło mi skutecznie to przed nim ukryć. Zawsze coś. 

- Moje intencje były inne. Nie chciałam księcia urazić. 

- Doprawdy?

Jego uśmiech zwiększył moje zakłopotanie. Chors podniósł się z krzesła i wolnym krokiem się do mnie zbliżał. Kiedy położył dłonie na moich ramionach zaczęłam żałować, że nie uciekłam. Zwłaszcza, że mój strach wobec mężczyzny natychmiast zelżał. A to napawało mnie niepokojem. Nie pomagał fakt, że po moim ciele przebiegła fala ciepła, za to myśli skierowały się na niebezpieczne tory. Starałam się je zignorować, ale wtedy chłopak pochylił się i szepnął mi do ucha. 

- Jakie były twoje intencje? 

- Jaa… 

Przełknęłam ślinę, ale na wiele się to zdało. Cała drżałam bynajmniej nie ze strachu. Chors najwyraźniej zinterpretował to właśnie jako oznakę lęku. Gdyż stwierdził. 

- Aż tak cię przerażam? Myślałem, że to Morte lubią straszyć. 

Zmarszczyłam czoło. Te słowa były dla mnie jak kubeł zimnej wody. Pokazały, że moje myślenie o Lif, choć stereotypowe było bliskie prawdy. Skoro on może gardzić mną i moją rodziną, to nie mam zamiaru siedzieć potulnie jak owieczka. Dlatego ignorując mój dziwny stan wstałam gwałtownie o mały włos nie uderzając przy tym chłopaka. Chors zdążył się odsunąć. Mierzyłam go wściekłym spojrzeniem i z wyczuwalną złością w głosie oznajmiłam. 

- Kto niby dał ci prawo mnie i moją rodzinę oceniać? Nic o nas nie wiesz. Zwłaszcza o mnie. 

- Teraz wiem, że twoje oczy są czerwone. A z tego co kojarzę to oznacza, że twoja moc powoduje bolesną śmierć. 

Za późno uświadomiłam sobie swój błąd. Dałam ponieść się emocjom, teraz przyjdzie mi za to zapłacić. Musiałam jednak zrobić wszystko by tego uniknąć, a do głowy przychodził mi jedynie jeden pomysł, jak to zrobić. 

- W przeciągu godziny mnie tu nie będzie. Moja grupa powinna świetnie wykonać zadanie beze mnie. - odchrząknęłam dodając. - Wybacz książę ukrycie skąd jestem. 

Miałam zamiar go wyminąć, ten jednak mi na to nie pozwolił. Chwycił za moje przedramię zatrzymując w miejscu. Po moim ciele od miejsca, gdzie stykały się nasze skóry przeszły przyjemne dreszcze. 

It's My Darkside (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz