Śmierć przychodzi znienacka - Hunter

125 6 4
                                    




~Song~

  Lord Huron – The Night We Met


Nawet nie spostrzegłaś, kiedy kolejny wdech stał się tym ostatnim, po prostu zamknęłaś powieki, poczułaś się tak swobodnie, odpłynęłaś w coś na kształt snu i puff umarłaś. Nigdy nie przypuszczałaś, że tak to się skończy, nikt nie rozmyśla o śmierci na co dzień, nikt się jej nie spodziewa. Kiedy jest się młodym wydaje się, że to nas nie dotyczy, że całe życie jeszcze przed nami. Bo przecież akurat nam nic nie może się stać, prawda? Ty też tak myślałaś, nawet po otrzymaniu ostatecznej diagnozy rok temu, nie dopuszczałaś do siebie myśli, że możesz umrzeć. A tym bardziej, że stanie się to tak szybko. Twoje życie nie było piękne i szczęśliwe raczej wręcz przeciwnie, było chujowe. Nic dziwnego, że odeszłaś w samotności, ale może... tak było lepiej. Nie mogłaś sobie wyobrazić nic gorszego od ostatnich chwil życia w towarzystwie zapitego ojca i pozbawionej współczucia matki. Sen wieczny w który zapadałaś nie okazał się jednak dosłownie snem. Twoja świadomość została całkiem odcięta zaledwie na ułamek sekundy. A gdy ją odzyskałaś nie zobaczyłaś nic prócz nieprzeniknionej ciemności. Zmysły były wciąż przyćmione a myśli ospałe i kiedy miałaś już zacząć wyobrażać sobie jak będzie wyglądać to tak zwane życie wieczne. Z ciemności, zaczął kształtować się no nowo jakiś obraz. Z początku bezsensowne przebłyski kolorów i światła powoli zaczęły zmieniać się w coś dużego i białego jakby płaska powierzchnia zawieszona ponad tobą. W duchu zaśmiałaś się, bowiem kształt ten przypominał sufit, po chwili zdałaś sobie jednak sprawę, że w rzeczy samej to jest szpitalny sufit. Zaskoczona zaczęłaś stopniowo odczuwać ponownie władzę w kończynach. Zdziwiło cię, jak lekkie wydawało się twoje ciało. Nie poczułaś też żadnego bólu, który stale towarzyszył ci przez ostatnie miesiące. W końcu twój wzrok maksymalnie się wyostrzył i byłaś już pewna. Ponownie leżałaś na łóżku w swojej sali. Znałaś ją przecież co do joty, w końcu spędziłaś w niej niezliczoną ilość godzin, gapiąc się w ten sam brudny sufit, licząc plamy na ścianach i wypatrując nowych pajęczyn. Podniosłaś się ostrożnie i spuściłaś nogi z łóżka, kolejne zdziwienie pojawiło się kiedy twoje bose stopy zetknęły się z podłogą wyłożoną białymi kafelkami. Nie była ona bowiem lodowato zimna jak zwykle. Wstałaś z zamiarem rozejrzenia się, twój wzrok jednak mimowolnie powędrował w stronę łóżka, na którym jeszcze kilka chwil temu leżałaś. Spięłaś się cała na widok tego, co zobaczyłaś, bo oto przed tobą na łóżku leżało twoje własne ciało. Wręcz paraliżowana strachem zdobyłaś się na odwagę i wyciągnęłaś drżącą dłoń, by dotknąć ramienia tej drugiej siebie. Twoje przerażenie sięgnęło zenitu, kiedy palce dłoni gładko prześlizgnęły się przez bladą skórę. Cofnęłaś się gwałtownie, potykając o własne nogi.

-Nie...nie nie nie co się ze mną stało? - twój głos brzmiał nienaturalnie, jakby dochodził gdzieś z oddali.

-Spokojnie, to normalne, dusza po śmierci traci wszelki kontakt ze swoją cielesną postacią.

Na dźwięk nieznajomego głosu drgnęłaś i odwróciłaś się, zaledwie kilka kroków od ciebie stała wysoka zakapturzona postać mężczyzny. Instynktownie chciałaś uciekać, ale nie mogłaś oderwać od niego spojrzenia. Jego ciało szczelnie zakrywała czarna peleryna w białe kropki, spod kaptura wystawały kosmyki szarych niesfornych włosów jednak tym co szczególnie przykuło twoja uwagę były jego oczy. Nigdy w całym swoim życiu nie widziałaś tak pięknych, błękitnych tęczówek, tak pociągającego spojrzenia, które sprawiało, że od razu mu zaufałaś, poczułaś się bezpieczna, cały twój strach ulotnił się bezpowrotnie. Chciałaś zażądać od niego odpowiedzi, miałaś tak wiele pytać, zanim jednak zdążyłaś się przełamać i zadać którekolwiek z nich on przemówił pierwszy.

-Nie bój się [twoje imię], nic ci nie grozi - odezwał się nieznajomy wyciągając w twoim kierunku dłoń - jestem Hunter bóg śmierci, do usług.

Jego słowa w końcu do ciebie dotarły, wyrywając z letargu. Nie odwzajemniłaś jego gestu, w końcu facet pojawił się znikąd i nazwał „bogiem śmierci" nawet jeśli już nie żyjesz, wolałaś dmuchać na zimne.

-Ty... żartujesz prawda? Bóg śmierci... ktoś taki przecież nie istnieje - powiedziałaś powoli odzyskując pewność siebie.

Chłopak cofnął swoją dłoń po czym wbrew twoim oczekiwaniom uśmiechnął się figlarnie.

-To prawda, nie jestem tym Bogiem, więc nie musisz wierzyć w moje istnienie, ale faktem jest że przyszedłem po ciebie a dokładniej po twoją duszę - odparł spokojnie.

Nawet nie spostrzegłaś, kiedy znalazł się tuż przy tobie, odchylił płachtę peleryny i przyciągnął cię do siebie delikatnie.

-Możesz dowoli podważać moje istnienie - powiedział nachylając się nad tobą - ale będziesz musiała pójść ze mną, bo chyba nie chcesz błąkać się tu przez wieczność, mam racje?

Twoje policzki pokryły się delikatnym rumieńcem. Bliskość tego chłopaka wywoływała u ciebie tak niespodziewanie silne emocje, nie mogłaś wytłumaczyć tego w żaden racjonalny sposób. W tym samym momencie otworzyły się drzwi i do środka energicznym krokiem wszedł lekarz a z nim pielęgniarka. Hunter mocniej złapał cię w talii i ledwie wyczuwalnym ruchem odsunęliście się w cień konta pokoju, cały czas obejmując cię, zwrócił twoją uwagę na medyków.

-Tylko spójrz, kawaleria przybyła - Hunter roześmiał się cicho -  jak zawsze spóźnieni.

Oboje obserwowaliście, jak dwoje współpracowników podchodzi do łóżka nie przerywając pogaduszek. Widok twojego zimnego ciała nie zrobił na nich najmniejszego wrażenia. Lekarz nieśpiesznie sprawdził parametry, po chwili potwierdził zgon i polecił pielęgniarce, wypisać odpowiednie dokumenty, po czym jakby nigdy nic oboje wrócili do luźnej rozmowy. Z niedowierzaniem obserwowałaś to wszystko i nie mogłaś pojąć jak niewzruszeni okazali się ci ludzie, na ich twarzach nie malowała się ani krzta współczucia. Nie mogłaś już znieść patrzenia na to wszystko, odwróciłaś wzrok w stronę Huntera, a wasze spojrzenia się spotkały. Nie potrzebowaliście słów, żeby się zrozumieć. Śmierć okryła cię swoją peleryną a ty poddałaś się jej objęciom. W całkowitej ciszy niezauważeni przez nikogo zniknęliście. Mogłaś jednak przysiąc, że chwilę przed zniknięciem usłyszałaś słowa.

-Przy odrobinie (nie)szczęścia jeszcze się zobaczymy moja miła.

~938~

Inviting Evil ZodiakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz