Rozdział 9. -Echa Przeszłości-

25 6 2
                                    

Miałam wtedy dziewięć lat.
To był lipiec, były wakacje. Dzień bardzo ciepły, lecz towarzyszył mu przyjemny wiatr. Tak było wcześniej; a teraz był już wieczór, ściemniało się, koło godziny dwudziestej.

Jak co roku, rodzina obchodziła urodziny drugiej cioci mieszkającej na parterze mojego domu, dzisiaj kończy dziewiędziesiąt-osiem lat. Tradycja w mojej rodzinie była następująca; każdy w urodziny lub ważniejsze uroczystości, zjeżdżał się do naszego domu. Do wieczora spędzało się czas razem, ja zapamiętuję to również przez przyjazd kuzynki Lux.
Teraz, pod wieczór osoby które jeszcze nie wróciły do domów, poszły na duży balkon na parterze. Weszło tam przeszło dwanaście osób. Balkon był duży, nisko położony, jakiś metr od ziemi na zewnątrz. Po prawej stronie kwitł ogromny krzew różany, zasłaniając cały bok. Jakiś ostatni ptak umilkł, kiedy słońce prawie że zaszło.
Moja ciotka, córka obchodzącej urodziny, rozłożyła spory parasol przy poręczy dla klimatu. Na parapecie od zewnątrz zapaliła kilka świeczek. Nad balkonem były rozwieszone stare ledowe światełka, które były zachaczone o poręcz z różą. Rozciągały się ponad dwa metry nad naszymi głowami. Sam drugi balkon był powyżej, jakieś trzy metry nad nami.
Po zapaleniu owych świec, dwanaście osób wkroczyło przez uchylone przszklone drzwi, po czym wszyscy usiedliśmy na plastikowych krzesłach z oparciem. Było dosyć ciasno, ale po mimo to było przejście.
Ciocia jeszcze zawiesiła na poręczy preparat przeciwko komarom, i podpaliła go. Widziałam, jak to ogień tli się na tle ciemnego świata dookoła.
Jeden wujek odłożył wypalonego papierosa, reszta rodziny już się uciszyła. Wzrok większości zgromadzonych tu osób został skierowany ku obchodzącej urodziny cioci. Była to kobieta o siwych, niegdyś czarnych włosach, była niska, ubrana w beżową i długą spódnice, miała na sobie elegancką koszulę oraz szary, babciny sweter na guziki.
Zawsze ją szanowałam, ta kobieta wyglądała mi na bardzo inteligentnego człowieka.
Kiedy wszyscy już siedzieli w całkowitej ciszy, a z pewnością oczy spoczywały na niej, ta westchnęła, i spokojnym głosem przemówiła.
-No więc... bardzo wam dziękuję żeście dzisiaj przyszli, nie ukrywam kochani, jest mi miło że tu jesteście, już który to rok... dziękuję wam.-podziękowała rodzinie, momentami mniej wyraźnym głosem. Część osób skinęła głową.
-Też ci dziękujemy, za zorganizowanie, w szczególności..-rzekła przyjaznym głosem dwudziesto-cztero latka. Ciocia uśmiechnęła się.

Po jakiś kilkunastu minutach spokojnych rozmów, obejrzałam się w stronę barierki obok krzewu róż. Tam siedziała moja starsza kuzynka, Lux. Z ponurym jak zwykle wyrazem twarzy, wpatrywała się jak ślepa gdzieś w dal. Skupiłam się na jej ignorującym otoczenie wzroku.
Jej włosy były czarne i obcięte dosyć krótko, mniej niż do ramion. Była ubrana w luźne, czarne odzienie.
W gronie ludzi siedział także młodszy kuzyn, pięcioletni.
Niespodziewanie moje skupienie przerwał głos.
-Dzieci, a pamiętacie może, jak wam kilka lat temu ciocia opowiadała taką legendę, o Mrocznym Prześladowcy i Duchu Snów?-spytała ciocia obok solenizantki. W mgnieniu oka popatrzyłam na nią.
-Chyba nie...-wymamrotałam trochę zdezorientowana. Lux nawet na nią nie spojrzała. Dziewczyna nadal wykazywała brak zainteresowania innymi ludźmi.
-Aaa, no to trzeba powtórzyć pokoleniową opowieść! Jak to będzie wyglądało, że takie panienki jak ty i Lux nie przekażecie kiedyś własnym wnuką takiej historii!-zaczęła swój lament o pokoleniach ciotka. W pewnym momencie przerwała jej ta obchodząca urodziny, miała na imię Helena.
-Dobrze już, dobrze. A więc posłuchajcie.-zaczęła Helena. Popatrzyłam na nią w skupieniu. Zmarszczyłam brwi, gdy czekałam aż zacznie opowieść. Początkowo myślałam, że to pewnie kolejna jej historia z wojny którą przeżyła, lecz się myliłam.
Popatrzyłam daleko poza balkon, prosto w ciemność.
-Jest taka jedna legenda. Był sobie inny wymiar, jak nasz Świat. W świecie tym panowała zjawa, kierująca innymi stworzeniami, podobno demonami, według legend. Zjawa ta, miała swoich przybocznych doradców, straszliwych łowców. Razem władali wymiarem, pilnowali porządku. Władca miał dwóch synów, a młodszy ze względu na inteligencję i potęge miał odziedziczyć koronę. Tak się stało. Młodszy syn stał się pełnoprawnym królem. Niestety, jego starszy brat w zazdrości o jego pozycje, zdradził go. Zawsze wolał mroczne siły od takiego... balansu i równowagi. Wybierał manipulację i intrygi. Skończyło się to bitwą. Starszy brat zginął, lecz ponąć powrócił. Wtedy o wszystkim słuch zaginął. Ten świat, to istny wymiar koszmaru, dzieci moje, nie daj Boże, nie trafcie tam, miejmy nadzieję że historia jest nie prawdziwa, że to legenda!-opowiedziała Helena, z fascynacją, ale i przestrogą w głosie.
-Mroczny Prześladowca, doradzca i przyboczny nowego króla, to był wojownik ciemności, morderca, kiedyś, nawet w czasach mojej młodości... przeszło osiemdziesiąt lat temu, jeszcze rodzice nas zawsze straszyli, że mamy się modlić, bo z nich to istne demony były! Było takie proroctwo, że dnia jednego przybyć ma piąty z rodu wojownik okrzyknięty Mrocznym Prześladowcą, który ze złem będzie siał zamęt i spustoszenie w świecie, a jego demoniczny pan będzie doglądał tych czynów-nadal z mroczną pasją w głosie, opowiadała. Zmarszczyłam brwi, kiedy popatrzyłam w inną stronę. Nie potrafiłam się skupić. Ta historia wydaje mi się dziwna. Nigdy czegoś takiego nie mówiła. To była dla mnie nowość.
-Dzieci nasze, nigdy, nawet nie myślcie o tym wszystkim. Zawsze wam mówimy, każdy wam mówi, brońcie się od takich rzeczy!-ostrzegła nas surowym głosem Helena.
-Módlcie się.-Helena ciągnęła, a z trutki na komary w noc opłynął czarny dym.
Lux do tej pory nadal skupiała się na czymś innym. Zniesmaczona patrzyła gdzieś poza balkon.

Od dawna nie słyszałam z ust Heleny takiej historii. W prawdzie-wręcz nigdy przedtem. Zawsze od lat, opowiadała o dziejach wojny, o różnych przeżyciach z młodości, to były historie, które każdy w rodzinie znał na pamięć. Kiedy po raz któryś dziesiąty słyszeli to samo, mniej się przejmowali, często rozmawiali po cichu między sobą, nie interesowało ich to tak, jak niegdyś.
Lecz w tym momencie, każdy podczas opowiadania siedział w ciszy, ciężko skupiony na słowach cioci. Wątpię, że spodziewali się, że taki spokojny wieczór, z dużą ilością jedzenia, alkoholu, śmiechu i radości stanie się aż zbyt cichym.
Jedna osoba wyszła, była to druga córka Heleny. Z ponurym nastrojem i papierosem w palcach wycofała się, by zamknąć za sobą drzwi. W ciszy opuściła balkon.
Już niedługo po tym, atmosfera się poprawiła. Ponownie rozpoczęły się rozmowy. Zaczęłam pić herbatę, którą przyżądziła córka Heleny.
Wiedziałam już wtedy, że w historii tej jest coś prawdziwego.

...

Miesiąc później.
Późnym, nadal ciepłym, już sierpniowym wieczorem siedziałam na zewnątrz. Byłam na schodach z tyłu domu, płytki były jeszcze intensywnie nagrzane przez słońce. W spokoju i ciszy przyglądałam się miejscu na przeciwko mnie.
W ciemności mało widziałam, lecz dostrzegałam zarys krzewów obok eleganckiego, kamiennego płotu.
Księżyc zaczynał swoją nocną wędrówkę po niebie, a ja nagle kątem oka, zobaczyłam przemykający przy ogrodzeniu cień.
Zignorowałam to, ale po kilku tygodniach zadałam sobie poważne pytanie; co to było, a co najważniejsze; czy było to pokojowo nastawione?

Decade, część pierwsza Trylogii NatharyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz