ROZDZIAŁ 52

831 49 2
                                    

💎PARKER💎

Wszystko było jak cisza przed burzą, i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. I dlatego póki mogłem nie chciałem niszczyć etapu gdzie jakkolwiek miałem możliwość odbudowania relacji z Aurorą. Jakkolwiek to brzmiało chciałem Rubinka jak nikogo innego, i ukrywanie tego już nie szło na rękę tak jak wcześniej.

Mogłem ośmielić się o zdanie, że ukrywanie czegokolwiek w owej sytuacji było jak skazanie się na polegnięcie niemal natychmiast.

Przekręciłem kark w prawo zamykając przy tym zmęczone oczy. Już od ponad dwudziestu minut czekałem na Alvaro i coś mówiło mi, że mogłem śmiało ślęczeć tam na dupie, a ten stary fiut wystawił mnie do wiatru i się go nie doczekam.

Zacisnąłem pięści usiłując spuścić narastające ciśnienie. Ten burdel w Bogocie był błędem Wszystko, co związane było z nim spadło na moje barki, i po prostu nie chciałem już w tym uczestniczyć. Miałem jakiś procent udziałów, ale przyszedłem tam z zamiarem oddania mu ich. Ja wykonałem zlecenie, nic więcej. Nie pisałem się na to by być współudziałowcem mafijnego gówna.

Czekałem i czekałem... Cisza już echem odbijała się w mojej głowie i powoli zaczynałem wariować! Po prostu wariować! Pokurwiało mnie z każdym momentem coraz to bardziej. I nim się spostrzegłem moje nogi praktycznie same pokierowały mnie do wyjścia.

Alvaro Cruz Bellomo wystawił mnie jak ostatniego śmiecia mimo, że w tamtej chwili czułem, że posiadałem nad nim przewagę o jakiej on mógł tylko pomarzyć. Miałem przy sobie Aurorę.

– Sir? Do apartamentu, czy...

– Nie. Zawieź mnie do Borysa – zarządziłem rozsiadając się wygodnie na tylnych siedzeniach samochodu, którym kierował szofer mojego ojca. Coś już wcześniej mi mówiło, że spotkanie z Bellomo, albo będzie klapą, albo po prostu się nie odbędzie. Nie myliłem się, dlatego nie chcąc ryzykować swoich życiem poprosiłem o to, by niejaki Stuart tamtego dnia trzymał kierownicę w dłoniach.

Bogota była zakorkowana. Opierając głowę o zagłówek wciągałem nosem powietrze, a ustami je wypuszczałem. Ostatni raz, gdy miałem tak bardzo podniesione ciśnienie było wtedy, gdy Aurora i Bastian zniknęli. Nawet sam wdrożyłem się w poszukiwania pełną parą, i nie spałem kilka dni przekopując wszystkie zakątki.

Ale w tym przypadku...

Pierdolony dziad – inaczej nie mogłem go nazwać – poleciał w sobie tak zwane kulki, nie wiedząc chyba, że to co zrobił było ponad miarę, i z ogromną chęcią chciałem się odegrać.

***

Chyba w życiu nie sądziłem, że widok nagiego tyłka przyjaciela wzbudzi aż tak dużą kontrowersję w moim dwudziestosześcioletnim życiu. Zatrzymałem się w półkroku widząc jak blond włosy jakiejś smarkuli zwisały praktycznie między jego nogami, a on pieprzył ją w tej ekstremalnej pozycji. Dziewczyna zgięta leżała na miękkich poduszkach, w czasie, kiedy ten wbijał się w nią od góry. Ja pierdole... nie miałem słów na to, by określić jak pojebany on był.

Odchrząknąłem nie mogąc dłużej słuchać tych jęków. Oparłem się o framugę czekając, aż skończą.

– Kurwa! – syk Borysa rozległ się, kiedy przyspieszył, a dziewczyna jęczała jeszcze głośniej. – O kurwa jego... twoja matka.

Parsknąłem już głośniej słysząc, to co paplał. Chyba dopiero mój śmiech zwrócił na mnie jego uwagę. Omal nie złamał blondyny, kiedy gwałtownie się obrócił z czymś na pozór zaskoczenia wypisanym na twarzy.

– Parker? – wyszedł z dziewczyny, a ta z rumieńcem szybko złapał za pościel i owinęła się nią. Na całe szczęście nie widziałem niczego, prócz skrawka jej cipki wcześniej. Zaś Borys nie oszczędzał mi swojej golizny, tylko tylko potarł dłonią spocone czoło i leniwie chwycił materiał białych bokserek, które zaczął wsuwać na dupĘ.

Skorzystałem z okazji, i wreszcie przyjrzałem się nieznajomej. Skądś...

– Chwila. Czy ty przypadkiem nie byłaś wtedy z Aurorą w klubie? – uniosłem brew kompletnie zaskoczony.

– Ach! To ty jesteś tym złamasem, który mi ją wtedy ukradł – zmrużyła powieki, a momentalnie jej zdezorientowanie poszło w dal. Agentka, pomyślałem.

– Poważnie, Borys?

– Co cię sprowadza w moje skromne progi? – momentalnie zmienił zdanie maszerując do swojej ogromnej garderoby. – Bella. Do zobaczenia, jutro. Może będę dostępny – cmoknął tylko w powietrzu niemal wyganiając dziewczynę ze swojego mieszkania.

Co za absurd? Ta tylko wzruszyła ramionami zarzucając swoje jasne włosy na plecy i owinięta w materiał pościeli, trzymając ubrania wyszła niemal tak szybko, jak się tam JA pojawiłem.

– Parkuś, ja nie mam czasu! – krzyknął do mnie otrząsając z tego zaszokowania.

Zacisnąłem szczęki czekając, aż piękniś wyjdzie ze swojego królestwa.

– Stary Bellomo się nie pojawił na spotkaniu – powiedziałem nie owijając w bawełnę.

Ten spojrzał na mnie spod rzęs, nieruchomiejąc.

– Nie pierdol – wydawał się być naprawdę zaskoczony, chociaż... nie powinniśmy być obaj. – Jebany sukinkot, i co teraz? Co z klubem?

– Nie wiem – wzruszyłem ramionami. – Moja noga powstała tam raz, i nigdy więcej się tam nie wybieram, no może po to tylko, aby podpisać dokument o zrzeknięciu się jakichkolwiek udziałów w tym gównie.

– Musisz jakoś się z nim spotkać.

– Nie będę biegał za nim jak pies, kurwa mać, Borys!

– Och, ależ nie chodzi mi o to – cwanie uśmiechnął się pocierając kciukiem gładką brodę. Oparł się biodrami krzyżując ramiona o czarną ścianę mając radosne ogniki w oczach. – Co ty na to, aby uderzyć w niego najsilniejszą bronią jaką masz aktualnie pod ręką?

– Chyba...

– Aurora jest idealną bronią na tego chuja. Skoro nie możesz teraz się z nim spotkać przez to, że ma problemy z Bastianem i nią, to... uderz go, kurwa!

Uderz go...

***

Wróciłem do swojego apartamentu dość późno, gdy wszedłem do środka zastałem widok, który zaparł mi dech w piersi. Aurora leżała skulona, na kanapie mając słodko uchylone pyszne wargi.

Kucnąłem przed nią i bardzo delikatnie dotknąłem jej bladego policzka. Mruknęła jedynie nie poruszając się zbytnio.

Była idealna...

– Pozbędziemy się, każdego problemu, Rubinku. Zaufaj mi... 

RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz