Dziwnie się jeździ po lewej stronie jezdni.
Jeszcze dziwniejsze jest to, że to jedna z pierwszych myśli, która wpada mi do głowy, kiedy jedziemy po ulicach Londynu. Sposób w jaki działa mój mózg, jest naprawdę zabawny. Spełnienia marzeń? Koncert życia? Pierwszy, prawdziwy wakacyjny wyjazd z moim chłopakiem? Nie. Jedziemy po innej stronie, niż w Stanach. Najwidoczniej są rzeczy ważne i ważniejsze.
Na całe szczęście drugą ważniejszą rzeczą jest rozmowa z Tori, która zaczęła się od tego, że to aż niemożliwe, że w tak niskiej cenie udało nam się załatwić hotel w naprawdę niezłej lokalizacji. Oczywiście to nie nasza zasługa, tylko Doca, więc konwersacja zeszła na temat zespołu, przez co nasza znajoma dowiedziała o biletach na angielski festiwal, na którym grają chłopcy (przez co odnoszę wrażenie, że chyba zepsuliśmy efekt zaskoczenia). Pomimo tego że prowadzi auto, jej reakcja była ogromnym wybuchem szczęścia. Nie dość, że będzie mogła pójść na swój pierwszy koncert Bon Jovi w życiu (a to jest najlepsze doświadczenie w życiu i żałuję, że nie będę mogła zobaczyć jej reakcji), to do tego, oczywiście, dochodzi możliwość zobaczenia Richiego po dłuższym czasie. A to chyba jest nawet ważniejsze.
- A co do Richiego - zaczyna Jon - Mówił, że chciałaś mu dać coś przez nas - kiedy mój chłopak kończy to mówić, odwracam się w stronę naszej znajomej, która lekko się rumieni.
- Ma zaraz urodziny, więc chciałam mu dać prezent - odpowiada jak najspokojniej tylko może, chociaż widzę, że to dość trudne w tym momencie - Ale nie mogę wam powiedzieć, co to jest, żeby Richie miał niespodziankę - dorzuca, na co cicho wzdycham. Naprawdę jestem ciekawa, co to może być.
- Naprawdę myślisz, że mu powiemy? - pyta mój facet.
- Wolę być ostrożna. Naprawdę chcę, żeby miał niespodziankę - stwierdza wymijająco, ale jednocześnie dość mocno stawia na swoim.
- Chyba chodzi jej o to, że powiedziałeś jej o waszym koncercie w Anglii, a to pewnie miała być niespodzianka - odwracam się w stronę Jona, do którego najwidoczniej dopiero teraz to doszło.
- Ej, ale skąd niby miałem wiedzieć, że to ma być niespodzianka? - próbuje się bronić.
- Zazwyczaj się domyślasz takich rzeczy - zauważam.
- Myślałem, że to ty jesteś od domyślania się - droczy się ze mną.
- I dlatego nic nie mówiłam - odbijam. Tak naprawdę, nawet nie przeszło mi przez myśl powiedzenie o tym koncercie tylko dlatego, że kompletnie o nim zapomniałam, ale w ten sposób udało mi się stworzyć całkiem niezłą narrację. Spoglądam na Tori, która nasłuchuje tej rozmowy - Czyli nie mamy co liczyć na jakiś mały przeciek informacji? - pytam ostatni raz z resztkami nadziei, że uda mi się czegokolwiek dowiedzieć.
- Teraz na pewno nie - odpowiada spokojnie. Ja na jej miejscu już chyba dostałabym na łeb, gdyby co chwilę ktoś się mnie pytał o to samo - Mogę wam powiedzieć, kiedy będziemy jechać z powrotem na lotnisko. Wtedy już chyba nie zdążycie powiedzieć Richiemu - dodaje, a ja unoszę kąciki ust.
- Nie doceniasz duchowego połączenia naszego rozdzielonego rodzeństwa - odzywa się Jon, a ja momentalnie odwracam się w jego kierunku.
- Hej, myślałam że gramy do jednej bramki!
- Przecież wiesz, że żartuję - chichra się, przez co, siłą rzeczy, reaguję dość podobnie.
Kiedy wreszcie się uspokajamy, z powrotem wracamy do tematu Bon Jovi, a po chwili do muzyki w ogóle. Głównie dlatego, że akurat skończyła się wówczas grająca kaseta i trzeba było coś wybrać w jakkolwiek demokratyczny sposób. Chociaż to wóz Tori, więc to ona ma tu najwięcej do gadania. Nie zmienia to faktu, że zgodnie dochodzimy do wniosku, że Scorpionsi to dobry wybór i to właśnie oni przygrywają nam przez resztę drogi.
CZYTASZ
Lifeline | Jon Bon Jovi
Fanfic[OSTRZEŻENIE 1] Pisany przede wszystkim dla rozrywki dość długi tasiemiec, którego akcja (xd) prawdopodobnie nie zmieści się w 100 rozdziałach. [OSTRZEŻENIE 2] Przed sięgnięciem po to coś, co chyba muszę nazwać fanfikiem, nie polecam sugerować się...