Rozdział 4

140 11 39
                                        

Długo stałam przed szafą debatujący co ubrać. Ubrania leżały rozsypane po całym pokoju, lecz wszystko wydawało mi się eleganckie do klubu lub krzyczące "patrz jaka jestem bogata!". Nie na tym mi dziś zależało, chciałam się po prostu wtopić w tłum typowych nastolatków, a przeciętny nastolatek raczej nie chodzi do klubu w garniturze i torebce za dobrych parę stówek.

Zirytowana przerzuciłam przez ramię kolejną odrzuconą bluzkę. Przez przypadek trafiłam w Carmen, która prychnęła zirytowana atakiem. Była moją wierną towarzyszką w mojej walce z szafą. Szafa 1 - Ja 0.

Po kilkukrotnym przebieraniu się, podczas którego odrzuciłam letnią sukienkę w kwiatki, bluzkę hiszpankę, eleganckie spodnie i wiele innych ubrań, w końcu stanęło po prostu na czarnych dżinsach i topie na ramiączkach. Klasycznie i prosto, to powinno się nadać.

Włożyłam jeszcze balerinki i złapałam torebkę do ręki. W drodze do wyjścia związałam włosy w wysoki kucyk. Przez walkę z szafą i kryzys co ubrać, nie miałam czasu robić nowego makijażu, więc zostałam w lekkim makijażu z ranna. Nie taki był plan, ale cóż poradzić.

- A panienka dokąd się wybiera? - w drzwiach z pokoju zatrzymał mnie Harry.

Spojrzałam lekko spanikowana na ochroniarza, bo ja umknąć rodzicom było bardzo prosto, ciągle byli pogrążeni praca czy uroczystymi imprezami, to Harry zawsze miał mnie na oku.

- Na imprezę... - wyznałam, lekko kuląc się pod jego spojrzeniem.

- W takim stroju? Która z twoich koleżanek urządza bankiet, gdzie chodzi się w takim stroju? - mimo że pewnie planował to powiedzieć tonem sugerującym moje naganne zachowanie, lecz w jego głosie pobrzmiewała głównie ciekawość i troska. Harry już taki był, próbował oderwać role twardo i nieustępliwego, ale tak naprawdę był kochany i uczuciowy.

- Tym razem to nieco inna impreza - z lekkich nerwów bawiłam się paskiem torebki. Wiedziałam, że Harry nie nakrzyczy za mnie na ten pomysł, ale chciałam żeby pozwolił mi tam iść nie informując o tym moim rodzicom.

- Inna impreza... - powiedział powoli, jakby zaczynał rozumieć co się dzieję. - A gdzie ta impreza?

- Harry! Proszę cię! Wiesz, że nie jestem lekkomyślna, nic mi nie będzie, pozwól mi już iść, bo się spóźnię - próbowałam go uprosić.

Harry patrzył na mnie jeszcze przez chwilę wahając się, ale w końcu westchnął z rezygnacją.

- Niech będzie, ale wróć przed północą. Jak minutę po północy nie będziesz leżeć u siebie w łóżku, w swoim, nie czyimś, postawię całą ochronę na nogi, która zacznie cię szukać w całym mieście - zastrzegł Harry.

- Wiesz, że to by wywołało nagłówki "Córka Clermontów poszukiwana w całym mieście. Co za niedopuszczalne zachowanie szlajać się po nocy" i inne takie - przewróciłam oczami, bo dobrze wiedziałam, że naprawdę tak by było. Ostatnim razem, kiedy potknęłam się na chodniku i na oczach wszystkich, wywróciłam się, umazując się truskawkowymi lodami, które właśnie jadłam, przez tydzień byłam w prasie nazywana "Truskawkową panienką" i oczywiście artykuły były ubogacone o szczegółowe zdjęcia. Wszystko co zrobiłam lądowało w gazecie.

- Zatem wróć na czas, żeby nie doszło do takiej sytuacji.

- Będę do północy - obiecałam i już pędziłam na dół po schodach.

Poprosiłam szofera, by zatrzymał się przecznice wcześniej, bym nie przyciągnęła na siebie zbędnej uwagi podjeżdżając po club limuzyną. Dziś miałam się nie wyróżniać, a prywatna limuzyna zdecydowanie nie zaliczyła się do nie wyróżniania.

Fallen CinderellaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz