XXIX

139 11 4
                                    

— Oni... — Louis patrzył na Zayna ze zmarszczonymi brwiami i próbował zrozumieć sens jego słów. — O-oni co?

— Dzwonił Ivan i powiedział mi, że Królowa i Vincent już planują wszystko co związane z koronacją — odparł ostrożnie. Domyślał się jak wstrząsająca musi być to wiadomość dla Louisa, więc starał się poinformować go o tym jak najłagodniej. — Ale spójrz na to z innej strony. Masz jeszcze kilka dni, żeby na spokojnie sobie to przetworzyć i ogarnąć, tak? Wszystko będzie w porządku.

— Tak myślisz? — parsknął zdenerwowany patrząc na niego. W oczach widoczny był ból, strach i wiele więcej negatywnych emocji, które kompletnie zasłaniały jakąkolwiek radość. — Bo ja widzę to trochę inaczej, Zayn. Matka postanawia spełnić mój największy koszmar, do tego w ogóle mnie o tym nie informując.

— Ale sobie poradzisz, Lou — próbował wesprzeć go Harry. — W końcu się od nich uwolnisz.

— Nigdy nie nauczyli mnie czegokolwiek na temat bycia królem albo kierowania wojskiem w razie konieczności — kontynuował, będąc jak w transie. Łzy zaczęły napływać mu do oczu, a oddech stawał się cięższy. — Nie jestem gotowy na bycie głową kraju, ale oczywiście oni to wiedzą i wiedzą również, że bez nich sobie nie poradzę. Oni... kurwa, przecież od razu widać, że zrobili to, aby kontrolować mnie jeszcze bardziej niż robili to dotychczas.

Zdając sobie z tego sprawę poczuł się bezsilnie. Zsunął się na fotelu i otulił ramionami, nogi przyciągając do klatki piersiowej. Pierwsza łza spłynęła po jego policzku i zaraz kolejne krople szły jej szlakiem, mocząc policzki oraz szyje. Widok zaczynał mu się zamazywać a oddech przyspieszać i nie umiał poradzić sobie z uspokojeniem, nawet jeśli trójka chłopców próbowała mu pomóc. Ich głosy wydawały się wygłuszyć, pozwalając wątpliwościom i strachowi krzyczeć w jego głowie. Widział mroczki przed oczami. Pulsowanie w skroniach utrudniało mu komunikacje, tak samo jak wielka gula w gardle, która groziła wypuszczeniem żałosnego szlochu.

Instynktownie wsunął dłoń w przednią kieszeń spodni i wyciągnął saszetkę, z której wyłuskał kilka tabletek zaraz je połykając. Kątem oka widział jak Florek chciał coś powiedzieć, jednak zostaje uciszony przez Zayna za co był bardzo wdzięczny. Malik po latach już dobrze wiedział, kiedy naprawdę potrzebował leków.

Po kilku minutach zaczęły działać i zmieniły jego nastrój. Wściekłość i panika już nie przysłaniały mu widoku na całą sytuację, lecz w zamian na zbyt dobrze zdawał sobie o niej sprawę.

W tym momencie wydawało mu się jakby stracił grunt pod nogami, jakby wszystko co miał zostało mu odebrane. Nie mógł zrobić nic, co mogłoby sprawić, aby Jacklyn i Vincent zmienili zdanie o jego koronacji. Po powrocie do Anglii nie będzie miał żadnej kontroli nad swoim życiem. Każda minuta zostanie zajęta przez sprawy kraju oraz wiele innych rzeczy, o których przecież nic nie wie. A to jedynie sprawiało, że już się nie powstrzymywał i płakał w ramie Harry'ego, który obejmował ciasno jego ciało.

— Nie chcę, proszę — łkał, wciskając twarz mocniej w pierś Stylesa. — Proszę, Harry, nie chcę tam wracać.

Ten głaskał włosy Tomlinsona i ze łzami w oczach patrzył na Zayna. On sam nie wiedział, co powinien w tej chwili zrobić bądź powiedzieć. To nie od niego zależało, jaką decyzje podjęła para królewska, ale zdecydowanie wolałby, gdyby była inna.

Widząc swojego chłopaka w takim stanie i słysząc negatywne emocje z jakimi się wypowiadał wiedział już na sto procent w jakiej sytuacji się znajduję. Serce mu się krajało na myśl, że Louis niemal codziennie słyszy same rozkazy od swojej matki, dodatkowo podjudzane przez obraźliwe komentarze od Vincenta. On sam nie wyobrażał sobie, aby jego własna mama zwracała się do niego w ten sposób.

When The Sun Goes Down || l.sWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu