XXII Piętnaście

272 19 52
                                    

Następny dzień był długim snem. Akutagawa obudził się po południu. Słońce raziło go w oczy, czuł się, jakby miał za chwilę umrzeć i chciałby wrócić do spania, ale przypadkiem dotknął ust, sięgając po wodę na stoliku i wtedy wszystko do niego wróciło.

Z zażenowania prawdopodobnie schowałby się pod kołdrę, gdyby nie to, że właściwie już to robił.

Powiedział tak wiele głupich rzeczy, bo z jakiegoś powodu tamtej nocy stracił swoje zwykłe opanowanie, które kontrolowało jego uczucia. Wydał z siebie jakiś nieartykułowany dźwięk, przekręcił się na drugi bok, prawie wylał wodę, rzucił poduszką w szybę, za którą śpiewały ptaki, a potem postanowił, że idzie dalej spać. Jeśli nie będzie świadomy, nie będzie musiał podejmować żadnych decyzji, a ponieważ obiecał sobie zrobić to do końca wyjazdu, wystarczy, że prześpi ten czas.

Prawie mu się udało, na jego nieszczęście jednak usłyszał śmiech dobiegający spod podłogi. Rozpoznawał dwa głosy, żartujące zupełnie, jakby jego świat wczoraj się nie zawalił. Nie miał wyboru. Musiał zwlec się z łóżka, zanim ten chłopak wyrządzi jakieś nieodwracalne szkody.

Specjalnie wybrał jak najbardziej paskudne ubranie. Niebieskie skarpetki w pomarańcze były jedynym kolorowym elementem stroju. Do tego czarne bojówki, koszulka bez rękawów i rozpinana bluza.

Kiedy zszedł na dół i zobaczył, jak Atsushi na jego widok wstrzymuje oddech, prawie wrócił. Był bardzo bliski sprintu po schodach, chyba wyłącznie poczucie obowiązku zatrzymało go na tym piętrze.

— Wreszcie wstałeś — ucieszyła się ciocia.

Dalej się na siebie gapili, powoli wykraczało to poza wszelkie konwenanse społeczne i zasady dobrego wychowania, ale Akutagawa nie rozumiał, dlaczego nagle poczuł się, jakby miał reakcję alergiczną i ściśnięte gardło. Nie był w stanie się poruszyć.

— Musimy porozmawiać — wykrztusił resztkami sił.

Zacisnął palce, starał się uspokoić, ale nagle znowu poczuł tę obezwładniającą falę ulgi, troski i szczęścia, zupełnie jak wtedy, kiedy wszystko mu przypomniał. Był wobec niego całkowicie bezsilny i nie podobało mu się to.

— Najpierw zjesz śniadanie — powiedziała stanowczo ciocia. Zauważyła, że coś się dzieje, bo dodała: — Źle spałeś? Coś cię trapi?

Wreszcie oderwał od niego wzrok i poczuł się, jakby wyrwał się spod bardzo silnego zaklęcia. Jak inaczej mogłoby być, skoro tęsknił za nim całe życie i część poprzedniego?

— Miałem koszmar — wyjaśnił zgodnie z prawdą. — Jego część wciąż jest obecna.

Atsushi wyłapał aluzję, bo zakrył usta dłonią, by ukryć uśmiech. Ciocia tymczasem pokazywała Akutagawie, co ma sobie odgrzać.

— Zrób sobie coś do picia, zjedz i możecie się powoli pakować.

Zostawiła ich. Nie powiedzieli do siebie ani słowa, Akutagawa w milczeniu podgrzewał na patelni tosty, a Atsushi go obserwował. Przy robieniu kawy było identycznie, tak samo, gdy jadł i zmywał. Dopiero wtedy przez jego umysł przetoczyła się straszna myśl, że on może go nie pamiętać. Może jego wczorajsza świadomość była jak przedwczesne wybudzenie się z zimowego snu. Następował po nim powrót do poprzedniego stanu.

Dotknął policzka.

— Nie martw się, pamiętam — uspokoił go Atsushi.

Przykrył jego dłoń swoją, opuścił je, by odsłonić policzek bez śladu ołówka. Grafit był zbyt twardy, by był widoczny.

— Dlaczego się nie odzywasz? Wystraszyłeś mnie.

— Chciałem upewnić się, że to wszystko jest prawdziwe.

Anafora || shin soukoku ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz