Rozdział 47

1.4K 30 9
                                    

*Oczami Elizabeth*

Każdy dzień odliczania przed ślubem powoduje u mnie ból brzucha. Wiem co, a raczej kto jest sprawcą moich nerwów i nie potrafię sobie z tym poradzić. Dwa tygodnie dłużyły mi się w nieskończoność, a dzisiaj jest to wielkie wydarzenie i niemal czuję ulgę na myśl, że za chwilę będę mieć to za sobą. Prawie się śmieję, kiedy orientuję się, że przeżywam bardziej niż panna młoda.

-Beth, ta sukienka jest za mała! - krzyczy Caroline.

Przewracam oczami, bo doskonale wiem, że sukienka leży idealnie. Wczoraj byłyśmy na ostatnich poprawkach i dobrałyśmy odpowiedni welon.

-Caro, sukienka jest piękna i wyglądasz w niej bosko - uspokajam ją, mimo, że to ja potrzebuję jakiejś ziołowej herbatki, albo najlepiej jakiś mocnych tabletek.

Boże, zaraz zwariuję z tego stresu. Aby uwolnić swoją głowę od myśli, że zaraz go zobaczę, skupiam się na przygotowaniach do ślubu. Przyjaciółka wybrała dla mnie długą sukienkę w kolorze ciemnego różu. Jest dopasowana i posiada rozcięcie aż do górnej części uda. Nieskromnie przyznam, że nigdy nie wyglądałam lepiej.

-Auto już czeka - mama Caroline nas informuje i zabiera torby z potrzebnymi rzeczami, aby zapakować je do bagażnika.

-Niech pani poczeka, pomogę - zrywam się i chwytam część z nich.

-Skarbie, nie denerwuj się tak, bo jeszcze nam zemdlejesz - Theresa kładzie rękę na moim ramieniu.

-Postaram się - wymuszam delikatny uśmiech i wykonuję jeszcze jeden kurs, aby wszystko zapakować.

Kiedy podjeżdżamy pod urząd stanu cywilnego żołądek zwija mi się w supeł. Boże, zaraz zwymiotuję.

-Hej, będzie dobrze - Caroline uśmiecha się pokrzepiająco, a ja jestem tylko w stanie skinąć głową.

Zajmując swoje miejsce druhny odliczam minuty do rozpoczęcia ceremonii.

*Oczami Jacoba*

Dopinam swoją walizkę i to ostatni moment, aby zrezygnować.

-Nawet o tym nie myśl - Casandra grozi mi palcem, a ja przewracam oczami.

Przyznaję, przez ostatnie pół roku naprawdę dobrze się poznaliśmy, więc nie dziwi mnie to, że dziewczyna czyta mi w myślach.

-Nie chcę tam jechać - wyznaję.

-Wiem, ale pomyśl, że to najważniejszy dzień w życiu Twoich przyjaciół i jestem pewna, że nie wybaczyłbyś sobie, gdyby cię tam nie było.

Wzdycham, ale wiem, że Cass ma rację. Muszę przestać myśleć o sobie i wytrzymać ten jeden wieczór.

-To co, ruszamy na lotnisko? - pytam.

-Czas najwyższy, jeśli nie chcemy spóźnić się na samolot.

-Ja tam mógłbym się spóźnić - mruczę pod nosem, na co dziewczyna wybucha śmiechem.

Lot mija nam przeraźliwie wolno, więc mam zbyt dużo czasu na natrętne myśli. W mojej głowie pojawia się obraz Elizabeth i nie chce mnie opuścić, aż do końca trasy. Zastanawiam się czy coś zmieniła w swoim wyglądzie, czy o mnie myślała, czy się stresuje, jak zareaguje na mój widok. Umieram ze stresu, ale staram się to ukryć. Nie chcę dawać powodów do zmartwień mojej przyjaciółce.

- Jesteś pewien, że będziemy mogli się wcześniej zakwaterować? - głos Casandry przywraca mnie na ziemię.

-Tak, dzwoniłem wczoraj do recepcji i pokój ma być gotowy na nasz przyjazd.

Threesome (Trójkąt)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz