rozdział 2

1.3K 71 16
                                    

Wczorajszy dzień był pełen emocji które poznaje na nowo. Całą tą sytuacja jest dla mnie nowa. Jednak gdy morduje wypieram się tych emocji. Mam wtedy czysta głowę. Dzisiaj musiałem ją oczyścić. Ivan spring był moją dzisiejsza ofiara. Nie wiem czy jedyną natomiast był moją główna atrakcją owego dnia. Nazwisko spring kiedyś obiło mi się o uszy jednak nie mogłem przypomnieć sobie kim on był.

Czasami zdarzały się przypadki gdy dostawałem kilkanaście zleceń na jedną osobę jednak Ivan musiał wyjątkowo znaleźć komuś za skórę. Nie wnikam komu ponieważ moje usługi są ogolno dostępne. Ja jestem tylko morderca ale darkweb.
dark web to dark web. Ta strona rządzi się swoimi prawami. Prawami które były tak wyjątkowo pojebane że nawet policja się ich nie tykała. Chociaż policja to policja oni mają swój czas na wszystko. Spring mieszkał w starych kamienicach do których miałem jakiś kawał drogi więc wybrałem że pojadę dzisiaj moim motocyklem. Moim ukochanym czerwonym Ducati Panigale V4 R. Był to mój ukochany ścigacz który przy maksymalnych obrotach dzięki swojemu silnikowi Desmosedici Stradale 90° V4 z odwróconym kierunkiem wału korbowego, rozrządem Desmodromicznym i 4 zaworami na cylinder, potrafił wyciągnąć 237 kilometrów w torowy setup'ie którego oczywiście miałem. Posiadałem dużo samochodów. Dużo motocyklow jednak ten miał wyjątkowe miejsce w moim sercu.
Przy moim kasku miałem zainstalowane interkomy przez które gdy jeździłem sam słuchałem muzyki. Akurat tuż przed starymi kamienicami na ostatnim skrzyżowaniu zaświeciło mi się czerwone światło. Mimo tego że byłem psychopatą i kodeks prawny miałem w dupie to nie chciałem żeby policja wlepiła mi punkty karne więc się zatrzymałem. W moich uszach akurat rozległą się jedną z piosenek którą zacząłem nucić i śpiewać.

-Oh, here we go
Walkin', talkin' like you know
I want your pretty little psycho- zrobiłem krótka przerwę żeby ruszyć gdyż zapaliło się zielone światło i dokończyłem jeden z moich ulubionych wersów

-I'm ready to go, I'm taking chances
Sippin' less from champagne glasses
Gotta have you, I'm movin' closer
I won't take no for an answer.

Byłem uzależniony od wielu rzeczy. Jednym z moich uzależnień była muzyka. W moim życiu było jej naprawdę dużo.

Jednak śpiewanie do mnie nie pasowało. Właściwie to w większości nie śpiewałem. Tylko czasami. Tylko w  dni takie jak ten. Dni w których towarzyszyły mi emocje. Nie lubiłem tego uczucia. Dlatego pozbywałem się tych emocji. Ale czy da się pozbyć czegoś z czego jestem już doszczętnie wyprany?
***
Gdy włamałem się do miejsca zamieszkania spring musiałem przyznać facet mieszkał w dość przyjemne. Białe ściany beżowo złote dodatki. Nawet przytulnie. Mam nadzieję że chociaż się nacieszył tym mieszkaniem. Ivana nie było w domu. Musiałem trochę poczekać. W między czasie rozejrzałem się po mieszkaniu.

Jedna rzecz szczególnie przykuła moja uwagę. Było to zdjęcie. Zdjęcie z kobietą. Moją kobietą. Musiała łączyć ich więź. Dość wyjątkowa patrząc na to że na tym zdjęciu się całują a obok nich stoi jeszcze jedna para. Najprawdopodobniej ich przyjaciele.

No cóż konkurencję trzeba się pozbyć. Jeszcze chwilę wpatrywałem się w to zdjęcie aż usłyszałem głos.

- Harper to ty? Dlaczego przyszłaś o tej godzinie miałaś być wieczorem. - zabrzmiał tak jakby był wkurwiony oraz powiedział to zdanie z pretensją. No pojebany. Nikt ale to nikt nie będzie się tak wyrażał o mojej przyszłej kobiecie.

- Cześć . Wydaje mi się że rodzice nie nazwali mnie Harper ale mam wiele fajnych rzeczy do pokazania. - powiedziałem gdy tylko mnie ujrzał. Miałem na sobie kominiarkę więc jedyne co widział to moje oczy. Moje zimno niebieskie oczy. Napewno zapadną mu w pamięci aż do końca życia.

Zabawne. Umrze za kwadrans.

Ivan stał oszołomiony. Nie wiedział co się dzieje dlatego rzuciłem mu się na szyję obezwładniając go. Związałem mu ręce i nogi po czym usiadłem sobie przed nim i odpaliłem papierosa.

Złote Marlboro. Moje ukochane fajki. Nie licząc winstonow. Do tych to miałem szczególny sentyment. Może dlatego że moi rodzice postanowili nazwać mnie akurat po paczce fajek. Wykurwiście.

- no i co zrobiłeś kochasiu? Trzy zlecenia w jeden dzień na ciebie i każde o coraz większej sumie. Musiałeś komuś nieźle podpaść.

Milczał. Brak odpowiedzi to również podpowiedź. Strasznie nie lubię jak się milczy gdy zadaje pytania dlatego Ivan dostał kopniaka w brzuch.
- mnie się nie ignoruje kochany.- dostał prawego sierpowego w nos. Usłyszałem charakterystyczne chrupniecie kości. Ups nie chciałem tak mocno.

- okej zrobimy tak. Ty mi opowiesz wszytsko co wiesz o Harper O'kelly a ja zostawię ciebie przy życiu.- chłopak ochoczo przytaknął głową. I tak umrze ale spotkanie z nim może mi wiele pomóc.

Jego życie było dla niego więcej warte niż życie najprawdopodobniej -jego dziewczyny. Egoista.
Po chwili zaczął mówić.

- Harper jest na każde moje zawołanie. Jest moją suką. Zrobi wszystko co jej każe. Ale jak chcesz mogę ci ją oddać. Mi i tak już się znudziła. - jak on mógł wyrażać się tak o kobiecie. Niezależnie czy ja kochał czy nie. Nadal mówił o kobiecie. Kobiety są fantastyczne.

Kolejny cios. Krew na moich pieściach. Jeszcze jeden cios.

- Numer.- powiedziałem przez zęby. - interesuje mnie numer. - po chwili  miałem już  jej numer czyli wszystko czego mi brakowało żeby mieć wszystkie informacje o mojej małej kryminalisce.

Nie minęła minuta gdy Ivan dostał nożem w tętnice a krew była wszędzie. Dosłownie wszędzie. Odsunalem się żeby się nie pobrudzić a moje usta wygięły się w uśmiech. Parędziesiąt tysięcy zarobione.  Zostawiłem mój "znak rozpoznawczy" i wyszedłem z mieszkania. Karta która która na odwrocie miała napis "𝓝𝓲𝓬𝓮 𝓽𝓻𝔂 , 𝓫𝓪𝓫𝔂 ". Po tylu latach siedzenia w tej branży musiałem mieć jakiś znak rozpoznawczy. Musiałem zbudować swoje imperium. Imperium które opieralo się na strachu. Na strachu i bólu.

Strach był powszechny w życiu ludzi. W moim go nie było. Głównie dlatego że to ja go siałem. Siałem strach. Za strachem idzie też respekt. Respekt który był potrzebny do wykonania mojego planu.

Gdy wróciłem do domu przebrałem ubrania, mimo tego że byłem już przyzwyczajony ale zapach zaschniętej krwi nie był najlepszym perfumem. Ubrałem czarne spodnie dresowe i bordowa przylegająca koszulkę. Chciałem usiąść przy komputerze nadrobić maile z firmy której jestem właścicielem jednak zadzownila mój brat . Jestem płatnym zabójcą jednak takie dochody jakie mam za tą pracę były by bardzo podejrzane dla banku.

- halo - odezwałem się po chwili ciszy

- no cześć. Wins jest mały problem. Wczoraj na imprezie całowałem się z pewną dziewczyna i teraz  w klubie jest jakiś dwóch mężczyzn iiii - powiedział

- konkrety Ares. Konkrety. - przerwałem mu

- i oni chyba chcą mnie pobić wrzeszczą coś niby po włosku ale z jakimś dziwnym akcentem. Nie umiem rozszyfrować - powiedział na jednym wdechu.

- żyje z debilem. Już jadę. - powiedziałem i się rozłączyłem chociaż powinienem go zostawić. Niech się dzieciak nauczy że nie wpycha się języka do zajętych kobiet.

maybe kill she Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz