Rozdział Pierwszy

24 0 0
                                    

Był to spokojny jesienny wieczór. Szkicowałem kolejny plan mojego rysunku, który przedstawiał to, co tkwi w mej duszy. Było to ludzkie serce rozsypujące się w proch. Szkic ten wyrażał moje odczucie wobec ludzkości. Od zawsze byłem oziębły i nie potrafiłem okazywać uczuć,gdyż mnie ich też nie okazywano. Nie wiedziałem jakie to uczucie bycia kochanym przez kogoś,ani jak to jest kochać kogoś. Jedyne co robiłem to uśmiechałem się, mimo że z nikim nic mnie nie łączyło. Ludzie się o mnie martwili, bo nie lubiłem rozmawiać z innymi. Nie miałem o czym z nimi rozmawiać. Nic "normalnego" co interesowało innych,nie interesowało mnie. Jakbym rozmawiał z kimś i tym,co ja lubię, zaczęli by mnie wytykać palcami bardziej,niż zwykle. Nie potrzebowałem nikogo, aby czuć się komfortowo. Jedyne co trzymało mnie przy życiu,to determinacja do rozwijania mojego talentu do rysowania. Moje obrazy były różne,ale ciągle w tym samym klimacie. Wszystkie czarnobiałe, ponure i jedyne odczucie, jakie mogły oddawać,był niepokój. Niektóre były zwykłymi bazgrołami, inne przypominały ludzi, lub różne rzeczy rozsypujące się w proch. W mojej głowie tkwiły ciągle te same rzeczy. Obojętność, nieczułość. Z każdym wyjściem do szkoły, lub gdziekolwiek indziej poza domem,czułem się niekomfortowo, dlatego większość czasu spędzałem w swoim małym, ciemnym pokoju. Nigdy nie zapraszałem nikogo do siebie,ani nikt nie zapraszał nigdy mnie, jednak mi to nie przeszkadzało. Najlepsze uczucie to cisza w moim pokoju i moje myśli. Codzienne zatracanie się w samotności działało na mnie dobrze. Tak przynajmniej myślałem. Pewnego dnia, jedną z nauczycielek zabrała mnie do szkolnego psychologa. Była to ciemnoskóra, młoda kobieta. Nauczycielka opowiedziała jej co ją niepokoi w moim zachowaniu i poprosiła ją o rozmowę ze mną.
Kobieta zaczęła spokojnie rozmowę od spokojnych pytań typu "jak się czujesz". Nie byłem jakoś nastawiony do rozmów z kimkolwiek,jednak obojętnie i krótko jej odpowiadałem.  Psycholożka była jeszcze bardziej zmartwiona moimi odpowiedziami. Nauczyciele z dnia na dzień coraz częściej mnie do niej przyprowadzali, co nie napełniało mnie radością,jednak nie sprzeciwiałem im się. Nie miałem na to siły i ochoty. Każdego dnia,kobieta zadawała te same, monotonne pytania. Moje odpowiedzi ciągle były takie same,jednak wypowiadane coraz bardziej zimnym i obojętnym tonem. Kobieta po kilku tygodniach prób rozmów bez żadnego skutku, postanowiła że da mi prosty wybór. Albo zacznę współpracować i się trochę otworzę,albo skończę w szpitalu dla chorych psychicznie. Nie wiedziałem wtedy co mam robić

Zmiana Oziębłego Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz