37. Jeśli idę do piekła, zabiorę cię ze sobą

1.6K 112 27
                                    

[Widzisz błędy, popraw mnie. Dziękuję.]

Filippo 

Drzwi od windy się zamknęły, a ja czułem jak ślepa furia ogarnia moje ciało. Nie mogłem cofnąć jej chociaż uderzałem przyciski raz po raz, z siłą która zapewne je uszkodzi. Kurwa. On tam był. Stał za Katie, a jego oblicze wykrzywiał triumfalny uśmieszek. Widziałem chęć zemsty w czarnych jak smoła tęczówkach. 

Dlaczego do diabła ta winda nie staje. 

Chryste. Zaczesuje włosy i luzuję krawat pod szyją. Wszystko w moim ciele sztywnieje i krzyczy bym ją chronił.

Co jest kurwa!

Uderzyłem pięścią o ścianę. Ból rozszedł się od palców po nadgarstek i dalej. Zastygłem w bezruchu, kiedy cyfry panelu pokazały piętro, na którym mam wysiąść. Biję się z myślami bo one nasuwają mi najgorsze scenariusze. Drzwi się otwierają a ja obrzucam szybkim spojrzeniem wszystkich na przyjęciu. Podejmuję szybką decyzję, gdy w zasięgu wzroku pojawia się Antonio. Ruszam w jego stronę między czasie wyjmując z kabury broń. Antonio ściąga brwi, przyglądając się moim poczynaniom, jednak nie muszę długo czekać na jego reakcje. Również dosięga broni warcząc:

— Co się dzieje? 

Wskazuję na windę, wiec teraz razem do niej wracamy. 

— On tu jest. — Chrypię z wściekłością. 

Antonio wyciąga telefon. Zapewne po to by poinformować resztę. Zastygamy gdy sąsiednia winda wydaje dźwięk otwieranych drzwi. Wyłonił się  z niej Ricci a zaraz za nim kroczyło kilkunastu zamaskowanych goryli. Byli uzbrojeni w półautomatyczne karabiny i pistolety, w dodatku mieli cholernie duży zapas amunicji. To będzie rzeź. Jeden z tych skurwysynów szarpał przed sobą Katie, przyciskając nóż do jej gardła. W sekundę ogarnęła mnie wściekłość. 

Połamię mu, kurwa, te łapy. 

Cofnąłem się o krok, jednak nie spuszczam wzroku z dziewczyny. Sunąłem wzrokiem po jej twarzy. Wydawała się opanowana i spokojna, jednak ja wiedziałem, że to tylko maska. Nie dostrzegałem na jej ciele żadnych obrażeń i miałem, kurwa, nadzieje, że ich nie ma, bo poćwiartuję śmiecia. Ricci miał na ustach obłąkany uśmiech  co nie było dobrym znakiem. Miałem ochotę oblać mu gębę kwasem i obserwować jak wypala i zmazuje ten jego uśmieszek. Winda przed nami się otworzyła i wyłoniło się z niej kolejna grupka oprychów. Moje tętno ruszyło.  Kule przecięły powietrze, a dwaj ochroniarze kasyna leżeli we własnej kałuży krwi. 

Kiedy inni członkowie familii zdążyli się zorientować co się dzieje byli już otoczeni przez chordę mężczyzn z karabinami w ręku. Muzyka ucichła a pisk kobiet był tak donośny, że kieliszki zadrżały. Ścisnąłem mocniej dłoń na pistolecie.

— Wziąłeś coś mojego. — Zadudnił Leonardo, zwracając na siebie swoją uwagę.

— Przekaż swojemu psu, żeby zabrał te brudne łapska z dziewczyny, a może pozwolę ci żyć. — Powiedziałem spokojnie nie dając się sprowokować. 

Zmrużył oczy i spojrzał na mnie mściwie. Potem ryknął śmiechem. 

— Co mi zrobisz Ghost? — Wskazał pistoletem przestrzeń przed sobą, ukazując swoich ludzi, którzy otoczyli wszystkich jak zwierzynę przygotowaną na rzeź. Gdzie nie gdzie padały pojedyncze strzały, tych którzy próbowali się jeszcze bronić. Woda w krystalicznie przejrzystym basenie przybrała barwę szkarłatu. Powodem było spłynięcie tam krwi ofiar strzelaniny. Kilka ciał unosiło się na jej powierzchni. Zacisnąłem szczękę ze zgrzytem. 

Złożona przysięgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz