Nigdy więcej nie zwątpię w umiejętności Ethana Harrisona.Nigdy więcej także nie wsiądę z nim na motocykl.
Docieramy w jednym kawałku, ale takiej dawki adrenaliny nie miałam od dawna. Na autostradzie pędził jak szalony, co nawet mi się podobało, ale kiedy później jechaliśmy na czołówkę z ciężarówką, chyba zgniotłam mu wszystkie organy wewnętrzne. Nogi dalej mi się trzęsą, kiedy zeskakuję z motocykla przy domku Ethana w Lincoln City. Zdecydowanie wolę, kiedy to ja jestem kierowcą. Sobie ufam znacznie bardziej.
- I o co tyle krzyku? Mówiłem, że będzie dobrze - mówi dumny z siebie, ściągając kask.
- Powiedziałeś, że żyje się raz - poprawiam go, zabijając wzrokiem. - Nigdy więcej się z tobą nie założę.
Uderzam go lekko pięścią w klatę i dalej przeklinam pod nosem. On natomiast śmieje się w najlepsze, zupełnie ignorując mój przypływ złości.
- Co mnie nie zabije może sprawić, że ja zabiję ciebie. Lepiej uważaj - ostrzegam, krzyżując ręce na piersi. - Po co właściwie tutaj przyjechaliśmy?
- Nie marudź, nie zadawaj pytań. Po prostu chodź.
Wątpię żebym miała inną opcję.
Nie potrafię długo się dąsać, bo mimo bezsensu tej podróży, to miejsce jest jednym z najpiękniejszych w tym stanie. Słońce już zachodzi, kolorując niebo na różowo, a za nami pojawiają się ciemne chmury. Dwa zupełnie od siebie odbiegające scenerie razem tworzą coś niesamowicie ujmującego. Wchodzimy do niewielkiego lasu, przemierzając następnie całą jego długość by ostatecznie znaleźć się przy małej altance tuż przy końcu wielkiego klifu. Gdybyśmy z niego skoczyli, niewiele by z nas zostało. Opieram się o balustradę altany i odchylając głowę w tył, rozkoszuję się tym klimatem.
- Zadziwiające, że ta kupa drewna tak dobrze trzyma się już tyle lat - spokojny głos Ethana miesza się z szumem fal. Chłopak staje obok mnie, więc od razu przenoszę wzrok na jego idealny profil. Kiedy się poznaliśmy miał krótką fryzurę, ale teraz ciemne włosy Ethana mają już parę centymetrów. Dzięki temu zauważam, że są lekko falowane i naturalnie układają się do góry. Na czoło zwisa jedynie jeden niesforny kosmyk. W tej fryzurze i ze sporym już zarostem podoba mi się jeszcze bardziej. Uważnie badam wzrokiem każdy aspekt jego twarzy. On jednak patrzy przed siebie, a w oczach odbija mu się niknące światło słońca. Nie wygląda na szczęśliwego, ale leciutki cień uśmiechu nadal błąka się po jego twarzy.
- Mój ojciec wybudował ją ponad dwadzieścia lat temu, tylko po to, żeby oświadczyć się mamie. Później wzięli tutaj ślub. Byli razem aż do śmierci.Chyba zbliża mi się okres, bo zdania, które właśnie wypowiedział niesamowicie mnie rozczulają. Przeczucie mówi mi, że to będzie nasza najszczersza i najpoważniejsza rozmowa dotychczas. Tym razem się nie boję. Tylko na to czekam i mówię to zupełnie poważnie.
- Chyba nie przekazali ci w genach tyle romantyzmu, co? - Szturcham go ramieniem, skutecznie rozweselając. Górna warga odsłania jego delikatnie zakrzywione zęby, które moim zdaniem jedynie dodają mu uroku.
- Tak, akurat tego mi poskąpili. - Po tych słowach wreszcie doczekuję się jego spojrzenia. Gdyby nie głęboko ukryty ból, jego oczy mogłyby reklamować gorącą czekoladę, która wywołuje uśmiech i rozgrzewa człowieka w najzimniejszy dzień roku. - To zabawne, jak łatwo przyszło mi mówienie ci o tym. Nikt poza moim bratem nie wiedział nawet o istnieniu tego miejsca, a ty nawet nie pytałaś.
- Czasami się tak zdarza - mówię i staram się jak najlepiej pokazać, że doceniam jego słowa. - Poznajesz kogoś przypadkiem, czasem nawet zarzyganego na plaży, i po prostu to czujesz. Wiesz, że to działa.
CZYTASZ
Doomed
RomanceIdąc na studia Valerie Daniels nie oczekiwała, że życie ją czymś zaskoczy. Nie liczyła na wielką historię miłosną, nie miała w planie nawet nawiązywać z nikim przyjaźni. W końcu wtedy musiałaby się otworzyć, opowiedzieć o swoich sekretach i słuchać...