Rozdział 7

33 9 0
                                    

Albert założył ciężką torbę z jedzeniem na ramię, a na to założył jeszcze plecak, do którego przywiązane miał namioty. Anastazja, Teresa i pani Eleonora niosły śpiwory, niezbędne do przeżycia w lesie przedmioty, takie jak manierki i nożyki, a także ubrania. Anastazja dodatkowo taszczyła rzeczy Alberta, gdyż ten nie dałby rady unieść wszystkiego. Na dworze zaczynało się ściemniać, ale zdawali sobie sprawę, że im dłużej będą odkładać poszukiwania, tym mniejsze szanse mają na odnalezienie porwanej dziewczyny. Choć chłód dawał o sobie znaki, a nogi odmawiały powoli posłuszeństwa, nie zamierzali osiadać na laurach i zmotywowani pokonywali kolejne leśne przeszkody.

– Czego ten wąż od nas chciał i dlaczego porwał Rozalię? – dociekała Anastazja.

– Właśnie i jak on to zrobił? Chyba jej nie połknął? – zapytał z przerażeniem Albert, a pozostała trójka spojrzała na niego, jakby nie dowierzali w to, co usłyszeli.

– Nie, myślę, że wąż nie połknął waszej przyjaciółki. Za to porwanie odpowiedzialne nie jest stworzenie, które nas zaatakowało, a ktoś, kto potrafi je kontrolować i powinien od dawna nie żyć – opowiedziała nauczycielka i opuściła wzrok.

– Jak dawno? – dopytywała Anastazja.

– Jego wiek nie jest znany mi, ani nikomu innemu, oprócz samego Wężownika – rzekła, zdradzając nieznane nastolatkom imię.

– Wężownika? Kto to jest? – spytał Albert.

– Wężownik to... – zaczęła nauczycielka, ale wyglądała, jakby po chwili ugryzła się w język. – Nie ja powinnam wam to opowiadać, dlatego proszę, poczekajcie do jutra.

– Zaraz, to gdzie my właściwie idziemy? – zapytał Albert.

– Idziemy do miejsca, w którym są osoby podobne do was i myślę, że one zdecydowanie lepiej znają historię, która was dotyczy – odpowiedziała, nie zdradzając szczegółów.

– Myślałam, że będziemy szukać Rozalii, a nie słuchać miejscowych legend – rzuciła z przekąsem Anastazja.

– Uwierzcie, że jeżeli ktoś ma pomóc nam ją odnaleźć, to właśnie oni – zapewniała.

Wędrowali wąskimi ścieżkami wśród drzew przez dobre kilka godzin, aż nastał całkowity zmierzch. Przez ten czas dokładnie opowiedzieli swojej wychowawczyni o tym, jak odkryli swoje moce i wyjaśnili jeszcze raz, co się stało na dachu Motyla, kiedy to Anastazja straciła przytomność. Pani Borgacz nie byłaby sobą, gdyby nie zapowiedziała okropnie długiego szlabanu po powrocie do domu. Mimo wszystko, starała się zachować spokój i wysłuchać swoich wychowanków do końca.

– Anastazjo, ty kontrolujesz wodę, nic dziwnego, że nie potrafiąc używać mocy straciłaś przytomność. Twój dar jest bardzo niebezpieczny – zwróciła się bezpośrednio do dziewczyny.

– Nie rozumiem – odpowiedziała zaskoczona i zainteresowana słowami wychowawczyni Anastazja.

– Kiedy wybuchł pożar, w pobliżu nie było nigdzie wody prawda? – zapytała nauczycielka, a Anastazja pokręciła głową w geście zaprzeczenia.

– Ludzkie ciało składa się w około sześćdziesięciu procentach z wody. Kiedy nie miałaś żadnego źródła, z którego mogłaś czerpać, do zgaszenia ognia użyłaś wody z własnego organizmu – wytłumaczyła pani Eleonora. – Odwodniłaś się i na szczęście na tym się skończyło.

Anastazja zastanowiła się przez chwilę nad słowami wychowawczyni, a Albert zbladł z przerażenia.

– Czyli Anastazja może wyssać całą wodę z człowieka, jeśli zechce? – zapytał zaniepokojony.

– Dokładnie tak, jak ty możesz spalić wszystko wokół, a Teresa może rozpętać śmiercionośne tornado – odpowiedziała stanowczo, przystanąwszy na chwilę.

– Co chce pani przez to powiedzieć? – zapytała Teresa.

– Każdy wasz dar jest niesamowicie niebezpieczny, a wolę nawet nie myśleć czego możecie dokonać współpracując – popatrzyła na każde z osobna i ruszyła dalej.

– Ma pani rację – odpowiedziała w końcu Anastazja. – Kiedy gasiłam pożar na dachu, woda wydobywała się z moich dłoni, a kiedy chciałam powstrzymać węża, wykorzystałam do tego wodę, którą wyczułam w rurach. To dlatego później byłam pełna energii!

Pani Borgacz słuchała uważnie i pokiwała głową, kiedy dziewczyna skończyła wypowiedź. Znów przystanęła na chwilę i podeszła do dziewczyny, wlepiając w nią swoje kocie oczy.

– Nie możesz więcej robić tak, jak na dachu, dla własnego i cudzego dobra – ostrzegła dziewczynę, grożąc palcem, na co Anastazja tylko pokiwała głową.

Kiedy byli już bardzo zmęczeni wędrówką, nauczycielka kazała rozłożyć swoje namioty i poprosiła Anastazję oraz Alberta, aby pozbierali trochę suchych gałęzi, potrzebnych do rozpalenia ogniska, a jednocześnie nie oddalali się zbytnio.

Albert rzucił kilka większych gałęzi obok namiotów i połamał je na mniejsze kawałki. Anastazja zaś, zajęła się zbieraniem mniejszych patyków i kory potrzebnej do rozpalenia ognia. W tym samym czasie Teresa i pani Borgacz rozkładały namioty i śpiwory, w których spędzą dzisiejszą noc. Szpiczaste materiałowe domki ustawione były w bliskiej odległości od siebie, ale tak, że wszystkie razem tworzyły półkole naprzeciwko ogniska. Po drugiej stronie leżał gruby drzewny konar, na którym mogli usiąść i spokojnie zjeść posiłek. Pani Eleonora przeciągnęła jeszcze dwa sznurki na wysokości kolan i bioder i przymocowała do nich metalowe puszki po napojach, które zbierali przez całą podróż do plecaka, aby nie śmiecić w lesie. Dzięki temu będą w stanie usłyszeć, kiedy coś będzie zbliży się do namiotów.

Albert popatrzył na zapałki, które wyjął z torby ispojrzał na swoją wychowawczynię wzrokiem kombinatora.

TRZYNASTY GWIAZDOZBIÓR ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz