W trzydziestym pierwszym w Hiszpanii obalono monarchię, ustanawiając republikę, a w czerwcu pięć lat później, podczas wyborów parlamentarnych, zwyciężył Front Ludowy. Nowa władza miała w swoich postulatach reformę rolniczą i ograniczenie Kościoła w życiu społecznym, co ani mi, ani pozostałej chrześcijańskiej części Europy się nie spodobało, ale cóż mogliśmy zrobić. Już w lipcu zbuntowała się część wojsk pod przewodnictwem generała Franco, którzy popierali faszystów i monarchię katolicką, a co za tym idzie - Hiszpania pogrążyła się w wojnie domowej.
Zarówno Rosjanie, jak i Niemcy wysyłali tam swoją broń, testując ją równocześnie za pomocą oddziałów, które w ich mniemaniu "i tak poszłyby na śmierć". Brutalne, ale rację mieli.
W tym samym roku do Nadrenii wkroczyły oddziały Wermachtu, a co za tym idzie - Hitler otrzymał całkowitą władzę nad Niemcami i ponownie na jego drodze nie stanął nawet cień państwa. Przestało mi się to podobać, ale nie mogłam się zbyt przejmować - karmiłam piersią i naprawdę wiele zależało teraz od mojego zdrowia. Dlatego polityką zagraniczną zajął się głównie Łódź, a u jego boku Warszawa i Kraków, którzy mieli już po osiemnaście lat i zaraz kończyli szkoły średnie.
Mimo to czytałam gazety i dowiedziałam się o podpisaniu paktu antykominterowskiego, który od teraz zrzeszał Japonię, Niemcy i Włochy, a więc powstała oś Berlin-Rzym-Tokio. Jak głosiły ich postanowienia (opisane dość pobieżnie) mieli działać przeciw międzynarodowemu komunizmowi, co - nie ukrywam - było dość obraźliwe w stosunku do mnie, patrząc na fakt, że wojna polsko-bolszewicka zabiła około sześćdziesiąt tysięcy polskich żołnierzy i co najmniej dziesięć tysięcy cywili.
Rok później Japonia znów zaatakowała Chiny, wykraczając poza Cesarstwo Mandżurii (ustanowione z rąk Japończyków), jednak gazety w większości milczały o tym co się tam dzieje, więc założyłam, że jest to kolejny mały konflikt.
Na drugie urodziny Radowita pojechałam do Zakopanego, zważywszy, że raczej rzadko utrzymywałam z nim kontakty i będzie to dobry moment, aby poprawić nasze stosunki. Najpierw przyjechałam pociągiem do Nowego Targu, a potem stamtąd przejechałam większość drogi samochodem. Kiedy jednak stało się to niemożliwe, przesiadłam się do bryczki, którą pojechałam w góry, aż wreszcie zatrzymałam się przed pięknym domem górskim. Widać było, że nie należy do pierwszego lepszego górala, ale do kogoś ważnego.
Podeszłam do drzwi, pukając w nie, a zaraz w nich stanął mężczyzna w stroju góralskim, który zdecydowanie nie spodziewał się tego dnia gości. Jego twarz była podzielona na niebieski (od góry) i biały (u dołu), który tworzył swego rodzaju góry, a na jednym z białych szczytów znajdował się krzyż przecięty skrzyżowanymi kluczami. Z resztą ten sam krzyż stał na jednym ze szczytów kilka kilometrów od nas, błyszcząc dumnie w słońcu.
- Dzień dobry... - powiedział niepewnie. - Pani Kaźnieńska?
- Nie poznaje mnie pan, panie Łowcowski? - zaśmiałam się.
- Oczywiście, że poznaję, ale... Nie spodziewałem się pani tutaj, zwłaszcza z synem. - przyznał. - Muszę iść na halę. Mogłaby pani zostać w domu sama? Przepraszam, ale obowiązki wzywają.
- Ależ żaden problem, proszę iść. - uśmiechnęłam się.
- Pokażę pani pokój. - wpuścił mnie do środka.
Naprędce zaprowadził mnie do długiego korytarza, aż wreszcie zatrzymał się pod jednymi drzwiami, otwierając je.
- Oto pani pokój, proszę się rozgościć, wrócę pod wieczór. Przepraszam jeszcze raz. - niemal wybiegł z domu.
Widziałam go jeszcze przez okno jak biegnie. Nie dziwię się - zajęłam mu pięć minut cennego czasu. Ruszyłam z walizką do pokoju (wcześniej zostawiłam ją w wejściu) i wraz z Radowitem zamknęliśmy się w środku. Sypialnia nie była ani mała, ani duża. Miała ściany z drewnianych żerdzi, które cały czas pachniały lasem, szerokie łóżko pośrodku z białą, wykrochmaloną pościelą i małe okienko nad nim zakryte ledwie delikatną koronkową firanką. Ułożyłam synka na jednej z komód, która była wyjątkowo szeroka. Rozłożyłam tam koce, zwijając je na rantach, przez co utworzyła się swego rodzaju kołyska. Chłopczyk i tak spał już odkąd wjechaliśmy na Krupówki, a więc nie musiałam się jeszcze martwić o to, że zaraz obudzi się, domagając się jedzenia.
CZYTASZ
Chmury
FanfictionPo burzy zawsze wychodzi słońce, ale czy zawsze? Czasem przecież niebo zabliźnia się chmurami, które długi jeszcze wspominają zadane mu rany. Czy wszystkie rany zostaje wyleczone? Może część z nich zostanie uznana za niegroźne, kryjąc straszliwe zak...