Patologia - 1x2

22 3 3
                                    

Kolejne tygodnie nie przyniosły ukojenia, więzi na linii matka-ojciec-córki praktycznie się rozpadły. Karolina spędzała całe dnie zaszyta w sypialni, Margot rzuciła pracę, zajmowała się dorastającą siostrą – Anne drastycznie opuściła się w nauce, czynniki stresogenne pogarszały jej zdrowie. Jedynym zadowolonym z obrotu spraw wydawał się być Jean-Paul, dla którego nie było dnia bez choć jednego piwa – nierzadko mieszanego z innymi trunkami. Stawał się coraz bardziej porywczy, przemoc niemal na stałe zagościła na spokojnym z reguły osiedlu. A wszystko to za zamkniętymi drzwiami, pod maską normalnej, szczęśliwej wielokulturowej rodziny. Nie dało się jednak nie zauważyć krzywych spojrzeń rzucanych w kierunku Anne i Margot, nie usłyszeć cichnących na ich widok rozmów i półszeptanego „patologia".

Majowego sobotniego poranka, po około dwóch miesiącach od pamiętnej kłótni, Jean-Paul zakomunikował donośnym głosem:

- Musimy porozmawiać.

- Nie mamy o czym – odpowiedziała niewzruszona Margot, przewracając bezceremonialnie kolejną kartkę w książce – Ty nie umiesz rozmawiać.

Anne nawet nie podniosła wzroku znad pisanego wiersza.

- Dziewczynki, proszę... - Karolina złapała się framugi. Miała potargane włosy i cienie pod oczami, szlafrok wlókł jej się po podłodze – Przestańcie być takie zawistne.

- Zobacz, co on z tobą zrobił – Margot odrzuciła książkę, lustrując matkę lodowatym spojrzeniem – Dalej chcesz udawać, że jest wszystko w porządku? Przez was zawaliłam edukację, Anne dla odmiany przechodzi piekło. Ale ty oczywiście nie masz o tym pojęcia, bo zamknęłaś się w swoim świecie. W takim tempie stracisz własne dzieci szybciej, niż myślisz – przeniosła wzrok na ojca – Do salonu. Masz pięć minut.

Siostry usiadły na kanapie, z przerażeniem obserwując nieporadność matki, która ledwo doczłapała do fotela. Dopiero w tamtej chwili dostrzegły jej zapadnięte policzki.

- Wygląda jak trup – wyszeptała Anne.

Jean-Paul ciężko opadł na siedzenie, charcząc niczym niedźwiedź. Splótł palce, nie patrzył na wymizerowaną żonę. Atmosfera gęstniała z każdą kolejną sekundą.

- Słuchamy – w końcu krępującą ciszę przerwała Margot, jej ton nie zdradzał żadnych emocji.

Mężczyzna westchnął ciężko.

- Jest mi bardzo przykro – przerwał na chwilę, by odkaszlnąć – Muszę odejść.

VivreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz