LXXII. Słowik i Róża

75 9 22
                                    

Słońce znów wstało nad Fajr przy akompaniamencie pieśni muezzinów. Tamara potrząsnęła ramieniem śpiącego obok męża - choć nie mógł już wstawać i klękać na dywaniku, nadal prosił, by go budzić co rano do modlitwy odprawianej na leżąco. W takich chwilach pani Kowalewska wychodziła z sypialni, żeby dać mężowi chwilę samotności, i szła do kuchni, aby zacząć przygotowywać śniadanie.

Tym razem jednak Hubert, choć potrząsany długo i mocno, nie mógł się obudzić. Tamara sprawdziła jego funkcje życiowe, wystraszona nie na żarty. Jego oddech okazał się rzężący i chrapliwy, a bicie serca powolne i bardzo słabe, do tego wciąż nie odzyskiwał przytomności.

Gospodyni więcej nie było trzeba. Wymaszerowała dziarskim krokiem z sypialni, obudziła Sarę i wysłała ją po Aarona Shamuna. Do czasu, aż dziewczyna wróciła, prowadząc za sobą gderającego lichwiarza, wyrwanego ze środka intratnej rozmowy z partnerem finansowym, wszyscy domownicy już się obudzili i dowiedzieli o trudnej sytuacji nestora rodu.

- Proszę mnie przepuścić - zarządał opryskliwie, gdy zebrany pod drzwiami mały tłumek zastawił mu wejście. Wezwani natychmiast się odsunęli, a Aaron wszedł do środka.

Wyszedł po niecałych pięciu minutach oczekiwania, westchnął i ogłosił:

- Nic na to nie poradzę, to bardzo silna zapaść. Trzeba go przenieść do maristanu.

Tamara krzyknęła i przycisnęła ręce do ust. Sara natomiast natychmiast odbiegła, niemal sfrunęła po schodach i już jej nie było w domu. Tymczasem Zahir przetłumaczył słowa lichwiarza Polakom.

- Nie możemy po prostu go tam zanieść? - spytał Jerzy.

- Jesteście poszukiwani - odrzekł ponuro książę. - Natychmiast by was aresztowano, jakbyście się pojawili w maristanie.

- Czy może pan załatwić jakichś tragarzy? - zapytała Tamara słabo, używając arabskiego.

- Tylko jeśli zdoła pani ukryć gdzieś wszystkich tych ludzi, którzy tu mieszkają, i zatrzeć po nich ślady. Nie mogę ręczyć za niczyją dyskrecję.

Tamara zaniosła się głośnym szlochem. Mężczyźni spojrzeli po sobie z konsternacją, niepewni, jak reagować. Tymczasem Shamun pożegnał się i wyszedł gniewnie, by dokończyć przerwaną mu przez Sarę rozmowę.

Gdy drzwi zamknęły się za nim, gospodyni zawyła i usiadła na podłodze, opierając się o barierkę zabezpieczającą przed spadnięciem z pięterka do widocznego poniżej salonu. Jej ramiona się trzęsły, a spomiędzy przycisnietych do twarzy palców ciurkały rzęsiste łzy. Jerzy siadł obok niej z niepewną miną i położył jej rękę na ramieniu.

- Dostarczymy pana Huberta do maristanu, choćbyśmy mieli przy tym sami dać się aresztować i zabić - powiedział cicho. Żałował, że Sara tego nie słyszy. Po tym, jak ją podle potraktował poprzedniego dnia, mogłaby odzyskać nieco szacunku i sympatii do niego, widząc, jak on dba o jej ojca.

- Nie dostarczycie... Nie pozwolę... - łkała Tamara. - Państwo jest ważniejsze niż mój mąż, a wy jesteście ważni dla państwa. Ale że Sara...!

- Gdzie ona pobiegła? - odważył się spytać starościc.

- Och, żeby to kto wiedział... W takiej chwili rodzinę opuścić! Ojca umierającego porzucić, matkę w takiej żałobie zostawić!

Jerzy nadal próbował ją pocieszyć, a Zahir kiwnął głową na Aloszę i Radka, by poszli za nim do jego sypialni. Zaraz po jego powrocie z Domu Róż pani Tamara usilnie próbowała wygospodarować dla niego nowe łóżko, nawet zastanawiała się nad przeniesieniem siebie i Huberta do salonu, lecz Zahir wybił jej to z głowy i uparł się, że będzie spać na podłodze obok łóżka Anieli. W głębi duszy czuł, że jest to winny tej dziewczynie.

NiewolnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz