— ŚPI? — zapytała Tsaritsa, gdy Dottore wyszedł z sypialni Welli. Siedziała przy małym stoliku i piła chyba trzecią lub czwartą kawę, by nie dopadł jej sen. Obok jej kubka leżał Anubis, uważnie patrząc fioletowymi oczami na doktora. — Nie sądziłam, że to się tak potoczy. Columbina wam pomagała?
— Pożczyłem od niej tylko tablicę, Innamorati wiedział już przedtem jak za jej pomocą wezwać duchy — usiadł na przeciwko niej i spojrzał pustym wzrokiem na ścianę. Piszczało mu w uszach, nie potrafił skupić się na niczym konkretnym, nawet czuł się zmęczony bardziej, niż zazwyczaj. — Co zamierzasz teraz zrobić?
— Chciałam cię wysłać do Sumeru, ale może najpierw zaczekajmy, aż Signora i Scaramouche wrócą z Inazumy. Wypływają tam za dwa dni. Obstawiam, że będą tam wystarczająco czasu, by Wella zdążył dojść do siebie i wyruszyć z tobą.
— Ze mną? — podniósł brwi, zdumiony pomysłem Cryo Archona. — Obawiam się, że Innamorati nie ma zamiaru tam wrócić. Jego obecność tam i tak pewnie niewiele da, pozwól mu się zaaklimatyzować w nowej roli.
— Chcę go tam wysłać nie ze względu na misję samą w sobie, a ze względu na ciebie — powiedziała, wypiwszy całą kawę. Odstawiła kubek tam, gdzie pozostałe. — Ostatnio wspominałeś, że przerabiasz jakiś eliksir z Liyue, który podarowała ci La Signora. Co to?
— Eliksir miłości — powiedział to tak, jakby właśnie wyznawał jej najbardziej wstydliwy sekret jaki posiadał. Ta spojrzała na niego zdziwiona. — Chciałem sprawdzić, czy idzie wywołać pozytywne uczucia wobec kogoś poprzez reakcje chemiczne, dodając tam krew łabędzi niemych z Fontaine. Łączą się w pary na całe życie.
— Nie łatwiej byłoby ci zapytać o to boginię miłości? Wiesz, znam taką jedną, odpowiedziałaby na twoje pytania.
— A gdzie w tym zabawa i obserwacje? — zapytał, a pisk w uchu się nasilał. — Wiesz, że lubię kombinować i męczyć tych bardziej irytujących żołnierzy — westchnął, odgarniając niebieski kosmyk z twarzy. — Chyba będę musiał przeprosić Waszą Wysokość, idę się zdrzemnąć, bo zaraz zasnę na siedząco. Do widzenia.
Tsaritsa mu pomachała, a Anubis zamiauczał, gdy zamykał za sobą drzwi od mieszkania Welli. Ruszył w stronę schodów, starając się nie potknąć, co było dość trudne, bo nadal ledwo się skupiał na czymkolwiek. Był zdezorientowany, a jego myśli wciąż naprowadzały go na wspomnienie seansu spirytystycznego oraz widoku Lan Luo, która opluwała własnego syna tak, jakby był conajmniej zbrodniarzem wojennym. Jakimś cudem zszedł do piwnicy, gdzie miał swój kąt w postaci laboratorium. Wolał tam przebywać o wiele bardziej niż w mieszkaniu, gdzie praktycznie cały czas kręciły się jego segmenty albo czyhał na niego Pantalone, mając do omówienia kolejną kwestię w sprawie pieniędzy. Już się cieszył, że uniknął Zwiastuny, a potem zauważył stojącą pod drzwiami La Signorę i na samym początku chciał jednak iść do mieszkania.
Potem przypomniał sobie stado segmentów, którzy męczyliby go pytaniami i chyba wolał już towarzystwo Numeru Ósmego, więc powoli podszedł do drzwi i wpuścił ją do środka. Z reguły jej wizyty nie były długie, chwała Archonom.
— Co tym razem cię tu sprowadza? — zapytał, starając się nie brzmieć jak umierający, ale chyba niezbyt mu to wyszło, bo blondynka aż podniosła brwi ze zdziwienia. — Tylko, proszę, streszczaj się. Jestem zmęczony.
— Jak już wiesz, wyruszam do Inazumy wraz ze Scaramouchem — powiedziała, specjalnie przeciągając samogłoski, by go zdenerwować. — I jak Childem szło łatwo manipulować i zrobić potulnego psa, tak z Szóstym może być problem.
— I co ja mam do tego? Mam go zamienić w szczura?
Signorze chyba zaświeciły się oczy, gdy podeszła trochę bliżej, pewnie zaciekawiona jego słowami.
— A mógłbyś? — zapytała, mając w głosie ledwo wyczuwalną nadzieję. Chyba spostrzegła, że jej reakcja była nie na miejscu i odchrząknęła lekko. — To znaczy, jesteś tym, który przeprowadzał nad nim badania, na pewno wiesz co zrobić, by go wyłączyć. W końcu to tylko lalka.
— Która jednak okazała się być lepsza od ciebie, bo jest dwie rangi wyżej — dopowiedział, uśmiechając się kpiąco. — Obawiam się, że Balladeera nie zmanipulujesz ani nie pozbędziesz się tak łatwo jak Childe'a. Zresztą, przyda ci się tam pełni świadom tego, co się dzieje. To w końcu kraj jego pochodzenia.
— Produkcji, chciałeś powiedzieć.
— Ja w porównaniu do ciebie mam trochę instynktu zachowawczego i wiem, kiedy się zamknąć. Owszem, wiem, jak go wyłączyć, jak to określiłaś, ale Tsaritsa wyraźnie mi powiedziała, że lepiej, aby tę informację miał tylko on, Jej Wysokość i ja, jako jego lekarz. Jeśli to wszystko, do zobaczenia.
Rosalyne zdenerwowała się i było to widać nie tylko po wyrazie jej twarzy, ale też po jej dłoniach, wokół których zaczęły tworzyć się małe iskry. Podeszła bliżej, stała tuż obok szafki, na której był jaskraworóżowy, wciąż bulgoczący eliksir.
— Jeśli nie chcesz mi pomóc, to sama sobie coś wezmę — oznajmiła, chwytając butelkę z różową mazią. — A to co? Pewnie jakaś trucizna, prawda?
Dottore, krótko mówiąc, spanikował, bo eliksir miłości w rękach kogoś tak niestabilnego psychicznie i nieprzewidywalnego jak Signora stanowił dla niego realne zagrożenie.
— Odłóż to, to jest bardziej niebezpieczne niż ci się wydaje — powiedział, starając się brzmieć spokojnie. — Nie zapominaj, że jesteś tylko lichą Ósemką.
— O, czekaj, chyba wiem co to jest — uśmiechnęła się, robiąc krok do przodu. — Pamiętasz ten eliksir z Liyue, który ci dałam? Doszły mnie słuchy, że chciałeś zrobić z niego napój miłosny.
— Signora, jesteś wystarczajaco dużą dziewczynką, by wiedzieć, że plotki często okazują się nieprawdziwe. Odłóż to teraz, a zapewniam cię, że Tsaritsa o niczym się nie dowie.
— Działa tak samo jak pierwotna wersja, prawda? Wyleję go na ciebie, będę pierwszą osobą, którą zobaczysz — sunęła coraz bliżej niego jak cień, trzymając mocno butelkę. Dottore zrobił kilka kroków do tyłu, choć niewiele to dało, bo Signora i tak była blisko. — Jeśli dobrze sądzę, zakochasz się, ale ta miłość będzie niezdrową obsesją. Zrobisz dla mnie wszystko, łącznie z poskromieniem niektórych irytujących... Obiektów. Bo Scaramouche'a i Wellę ciężko nazwać ludźmi, prawda?
— Jesteś nienormalna — powiedział i były to ostatnie słowa, nim Signora zamachnęła się, wylewając na niego całą zawartość butelki. W tym samym czasie drzwi się otworzyły, lecz Drugi nie uchylił powiek, bojąc się, że ciecz dostanie mu się do oczu. Każdy skrawek skóry, na który padła choćby kropa eliksiru, parzył go boleśnie, nawet wtedy, gdy zdarł z siebie koszulę, na której w większości był eliksir.
Otworzył oczy, wiedząc, że nie było sensu ze zwlekaniem nieuniknionego. Spodziewał się Signory, uśmiechającej się na widok Dottore w takim stanie, ale musiał zamrugać kilka razy gwałtownie, bo niedowierzał w to, co zobaczył za pierwszym razem.
Pierwszą osobą, którą spostrzegł nie była Signora, tylko Wella, który wyglądał, jakby miał się zaraz popłakać, gdy zmywał z jego twarzy różową plamę kawałkiem jakiegoś materiału, który dotychczas leżał obok miski z wodą.
Signora z kolei stała tuż za nim i wyglądała tak, jakby miała jej zaraz polecieć para z uszu.
CZYTASZ
ars amandi. ▬ dottore x oc
Fanfic▬ "rozejrzyj się dookoła, wella. zobaczysz ludzi, bez których ten świat byłby lepszy." dottore nie rozumiał ludzkich uczuć nawet wtedy - a może szczególnie wtedy - gdy signora spowodowała wypadek, mieszając w to tego śmiesznego dzieciaka z liyue. [...