Podeszłam do niego zdenerwowana. Nagle wszystko stało się dla mnie jasne.
-Ty właśnie wymuszałeś wymioty?
-To nie tak, jak myślisz- powiedział Enzo, zdesperowany.
-To nie tak, jak myślę? Widziałam jak wkładasz sobie palce.
- Dobra, prowokowałem sobie wymioty, no i?- skomentował wstając.
-Jak to " no i" ? Myślisz że to normalne?
Wyszedł do pokoju, a ja za nim.
-Chciało mi się wymiotować.
-Wymiotowanie nie jest złe, ale prowokowanie tego, tak.
Usiadł na łóżku i na mnie popatrzył.
-Wszystko w porządku.
-Nie, nie jest w porządku. Wczoraj się wywróciłeś, nieprzytomny!- przypomniałam sobie o tabletkach.- a co z tabletkami? Na co są?
-Nie twój interes.
-To mój interes. Jest nim odkąd zabrałeś mnie to "twojego miejsca na ziemi". Jest nim odkąd zabrałeś mnie na dach i mnie pocałowałeś. Jest nim odkąd wszedłeś do mojego życia.
Złapał mnie za rękę, próbując mnie uspokoić.
- Przysięgam że nic mi nie jest. To co stało się wczoraj było dziwne. A tabletki są na ból głowy. Wczoraj bardzo mnie bolała.
Usiadłam obok niego- Enzo, możesz mi zaufać, jesteśmy przyjaciółmi.
-Jesteśmy kimś więcej. Jesteśmy sąsiadami.
Zaśmiałam się. on wstał i stanął przed lustrem, podniósł koszulkę i wzdychał.
-Wygląda na to że tego lata trochę mi się przytyło.
-Ty chyba żartujesz. Wyglądasz jak szkielet.
Zaśmiał.
-Chciałbym. Nawet nie mam mięśni. Musze zgubić ten brzuch jak najszybciej.
-Z kości na ości, chyba.
Poprawił koszulkę. Położył się na łóżko i pocałował mnie w czoło, ja wstałam i oglądałam jego zdjęcia.
-Dobrze na tym wyszedłeś- wskazałam na jedno, wiszące na tablicy.
-Możesz je sobie wziąć.
-Dziękuje!
Schowałam zdjęcie w kieszeni i położyłam się obok niego.
-Jutro zaczynają się lekcje.
-Nie chce iść. Opowiedz mi o ludziach ze szkoły.
-Jest po trochę wszystkiego, popularni, normalni, samotnicy, dziwaki..
- W Nowym Jorku należałam do popularnych.
-Serio? Byłaś jak te wszystkie blondynki barbie, krytykujące wszystkich wokół, nie uważałem cię za taką osobę.
Cały czas się śmiałam.
- W żadnym wypadku. Byłam z tych normalnych. Ale też były takie barbie, uwierz.
- W naszym liceum, jest jedna, musisz na nią uważać : Montana Davis.
- Montana? To imię niczym z telenoweli. Jaka jest?
- Jej rodzice są najbogatsi w okolicy. Z wyglądu: Blondynka, farbowana, oczywiście i bardzo ładna. Za wysoko się ceni, na pewno się z tobą skontaktuje.