Rozdział 14. -Księga Cienia-

20 7 2
                                    

Po kilku minutach ciężkiego lotu udało się wylądować.
Wieczny długo się męczył by przywrócić wprawę.
Zaraz po wylądowaniu zauważyłam, jak teren się zmienił. Było ciemniej, jeszcze mroczniej.
-Jakby to miejsce było pod wpływem działań demona od Revenanta...-Pożoga prawie odgadła moje myśli. Skupiona rozglądałam się dookoła, gdy zeskoczyłam na skażony grunt.
-Jedno istotne pytanie; jak wygląda zakończenie fragmentu Pustki?-zapytałam. Przecież raczej nie ma jakiejś czarnej dziury za granicą fragmentu.
-Bariera. Widzisz wszystko co jest dalej, ale nie przejdziesz. Nawet ja.-wyjaśnił surowym głosem Achoulus, kiedy zmienił się w ludzką wersję.
Przypomina to jakieś zmiennokształtne istoty, przyszło mi na myśl.

Uważnie wodziłam wzrokiem po wszystkim dookoła nas.
Ruszyłam za Achoulusem u boku Pożogi.
-To kilka minut piechotą, zaraz obok jest zejście do ruin.-poprowadził nas. Zmarszczyłam brwi
-ZEJŚCIE?-powtórzyłam.
-Tak. To podziemia.-odparła Pożoga, która wydawała się być równo zaniepokojona co ja.
-To chyba jakiś żart... walka na małej powierzchni, to złe czynniki.-zauważyłam.
-To prawda. Same złe czynniki. Ale jeśli podołamy wyzwaniu, dostaniesz księgę, co pozwoli ci uzyskać znaczącą rzecz. Nową rangę. A my zwój z prawdopodobną lokacją pewnych fragmentów artefaktu.-Achoulus znów opowiadał o rekompensacie. Ja tam wiedziałam swoje.

Praktycznie bez słowa dotarliśmy do owych ruin. Często miewałam ochotę, by się odezwać. Nie zrobiłam tego, gdyż nie było aż takiej potrzeby. Brałam przykład z milczącej Pożogi.
-To tutaj?
-Tak. Oczy dookoła głowy, schodzimy na dół.-rzucił Achoulus, otwierając starą klapę do ruin. Te ruiny na powierzchni były na swój sposób podobne do domu Morgany; zniszczone ściany, szare cegły, kruszejące mury, grzyb. Bardzo stare. Stasze niż Wieczny.
Achoulus otwarł klapę. Wokół rozleciał się kurz, Pożoga odchrząknęła dwa razy. Zmarczyłam brwi, skupiając się kiedy trochę kurzu wleciało mi do oka, podrażniając żrenicę.
Teraz Wieczny spoglądał w dół, na otwór pod żelazną klapą.
-Tak sądziłem. Schody.-wysapał z wyrzutem. Teraz na prawdę byłam przekonana, że dzisiaj ma gorszy dzień.
-Dobrze więc. Niech tak będzie. Schodzimy.-odparłam, po czym z widocznym szacunkiem puściłam Achoulusa przodem, sama poszłam za nim, a za mną Pożoga.
-Postarajmy się załatwić to szybko, dobrze? Nie podoba mi się to. To miejsce ma jakąś dziwną aurę. Stare mury.-nalegałam bardziej do Wiecznego, niż do Pożogi.
-Postaramy się, ja też nie czuję się dobrze. Lata problemów, teraz tylko gorzej... moment? Orędowniczko? Pożogo?-przerwał na końcu zdania.
-Już to mam.-Pożoga wydawała się odczytać jego myśli, zapaliła pochodnię. Na tym etapie ledwo było widać światło z góry, gdyż już chwilę się szło po schodach. Teraz się rozjaśniło. Dobrze, że w tym mrocznym i zimnym miejscu znalazł się ogień o ciepłych, przyjaźniejszych barwach.
-Wracając do zdania naszej Nathary, bez obrazy. Chcę zwrócić uwagę, iż nawet jeśli nie masz siły, są zadania które musisz wykonać.-zachichotała Pożoga w tyle.
-Dobrze zdaję sobie z tego sprawę.-odrzekłam starając się zachować neutralny ton. Nie miałam najmniejszego zamiaru by dyskutować z Orędowniczką, po prostu zabolał mnie fakt, że była szansa że tak ważne osobowości jak Pożoga i Achoulus pomyślą, że nie zdaję sobie sprawy z ważnej kwestii. Czułam się w pewnym stopniu... zlekceważona? Tak bym określiła to uczucie. Ból i dziwny chłód wzrósł gdzieś głęboko w moim sercu i umyśle.
Zignorowałam ten objaw.

Dalej kierowałam się w dół, schody się nie kończyły. Wydawało się, jakbym miała tak iść w nieskończoność. Nogi mnie jeszcze nie bolą, ponieważ mam dosyć sporą wytrzymałość.
-Wydaje mi się, że jesteśmy już blisko.-stwierdził Achoulus z przodu. Miał rację. Dosłownie po kilku minutach schody się skończyły. Pozostał ciemny, długi korytarz. Nie było w nim żadnego światła. Doszedł do mnie silny, intensywny chłód oraz zapach typowego, zagrzybionego starego pomieszczenia. Achoulus od razu ruszył na przód.
-Kiedy się wydostaniemy, musimy coś omówić.-zdecydował, jego głos był poważny.
-Ostatnio często coś omawiamy.-zwróciłam uwagę.
-Taktyki, młoda.-odparła Pożoga, mijając mnie. Wyprzedziła mnie, by przyjrzeć się ścianie. Skierowała pochodnie w stronę muru.
-Huh? Stary język Pustki.-wymamrotała pod nosem. Powoli szła dalej, wodząc wzrokiem po jakiś napisach.
-Co tam piszą?-zmarszczyłam brwi gdy zapytałam.
-Jeśli poprawnie rozumiem, opowiadają o powstaniu tych ruin. Piszą tu, że uniosły się z gruzów starej świątyni. Odbudowali ją jako więzienie dla potężnego, zbyt niebezpiecznego demona. Buntownik Pustki, tak oto go zwali.-wyczytała ostrożnie, wodząc pochodnią przy napisach. Uśmiechnęłam się, w można rzec sarkastyczny sposób.
-Buntownik Pustki, co ty nie powiesz...-rzekłam. Pożoga odeszła od ściany, szła u mego boku.
-Buntownik Pustki został uwięziony za czasów poprzednika mojego ojca. Czyli Wieczny przed innym Wiecznym.-skojarzył Achoulus.
-Jak się nazywał?-zapytałam z czystej ciekawości.
-Chemis. Mój dziadek. Ojciec Astrala.-wspominał Wieczny, chyba nawet jego nastrój się zmienił.
-W sumie jeszcze dziś przeczytasz o nich w księdze, Natharo.-zaśmiała się Pożoga. Achoulus stanął nam na drodze.
-Za tymi drzwiami.-wskazał szepcząc drzwi na końcu korytarza, dwa metry od nas.
-To tutaj. Odblokuję drzwi.-uznał. Podszedł do drzwi. Z westchnieniem położył dłoń na drewnie. Zaczął szeptać coś cicho. Poczułam jeszcze silniejszy, teraz już nienaturalny chłód. Nie bałam się, kiedyż wiedziałam, że to moc Wiecznego działa na naszych oczach.
Teraz poczułam to, poczułam tą adrenalinę. Zaraz czeka mnie walka z prawdziwie potężnym demonem. Nie do końca wiemy, czego spodziewać się za tymi wrotami.
-Pożogo. Musisz mi coś obiecać.-wymamrotałam gdy patrzyłam ślepo na drzwi.
-Obiecaj mi.-wykrztusiłam z siebie. Pożoga popatrzyła na mnie ze skupieniem.
-Obiecaj mi, że jeśli wrócimy nauczysz mnie lepiej walczyć. Nie chcę bać się walki w takich momentach.
-Obiecuję ci to, Natharo. Właśnie to mieliśmy omówić.-wyszczerzyła kły Orędowniczka. Popatrzyłam na nią, wdzięczna.
-Wchodzimy.-Achoulus rzekł po chwili milczenia. Pożoga podała mi długi, zakrzywiony miecz. Sama dobyła miecza dwuręcznego, bardzo bogatego. Achoulus zabrał tylko sztylet, przypuszczam, że użyje czegoś innego.
-Jazda.-syknęła Pożoga otwierając drzwi. Zcisnęłam rękojeść klingi, kiedy zobaczyłam przestrzeń za drzwiami. Ogromna do góry i na boki grota. Z boku gruz i pył. Aż zawiało złowieszczą energią i zimnem.

Decade, część pierwsza Trylogii NatharyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz