2. Towarowa

99 14 33
                                    

Pierwszy wysiadł Lipsk, żeby zaraz otworzyć drzwi Trzeciej Rzeszy. Ta wysiadła powoli, stając na śniegu, zaskrzypiał cicho pod jej butami. Rozejrzała się wokoło, ignorując salutującego Kolberg. Dopiero po chwili, kiedy zbliżyła się do nas - zgięła ramię w pozdrowieniu.

- Witam. - powiedziała beznamiętnie do nas wszystkich, patrząc na Niemca, który od kilku dni "sprawował" nad nami opiekę.

- Witam panią, pani Trzecia Rzeszo. - odezwał się Kolberg.

- Witam. - przywitałam się, kiedy podała mi dłoń. Uścisnęłam ją.

- Kogo zgwałcił pan Memfistrop? - spytała wprost.

- Panią Częstochowę. - odpowiedziałam spokojnie.

- Kolberg, Częstochowa i pani Kaźnieńska - do środka. - weszła pierwsza, wolałam się nie wychylać, przynajmniej nie na razie. Teraz mam swój interes w umizgiwaniu się Niemce.

Usiedliśmy w pokoju dziennym, gdzie palił się kominek.

- Po kolei, jak to było? Jeśli którekolwiek skłamie i tak się dowiem. Kolberg.

- Po kolacji w środę Częstochowa przyszła zebrać naczynia, zacząłem ją dotykać, ta się chciała bronić, to uderzyłem ją w twarz. Przewróciła się i próbowałem ją zgwałcić, ale wtedy wpadli Polacy z siekierami, powalili mnie i telefon odebrała pani Kaźnieńska.

- Był pan przy tym? - paliła papierosa, którego w międzyczasie odpalił Niemiec.

- Tak.

- Pani Kaźnieńska. - spojrzała na mnie. Mur.

- Po kolacji pani Częstochowa poszła po naczynia do pana Kolberga, usłyszeliśmy krzyki, zerwaliśmy się i z siekierami wpadliśmy do biura. Panowie obezwładnili pana Memfistropa, po czym ja odebrałam telefon.

- Częstochowa.

- Poszłam po naczynia, pan Kolberg próbował się do mnie dobrać, zaczęłam krzyczeć, wpadła reszta i zabrali mnie stamtąd, uspokajając.

Niemka westchnęła ciężko, pocierając skronie. Zaraz w pomieszczeniu stanął Berlin, z mundurem widocznie białym na ramionach. Śnieg padał w najlepsze.

- Jest pan aresztowany. - odezwała się stolica. Kolberg wstał zmarnowany, po czym ruszył za panem Örnistem na zewnątrz.

- Berlin. - mężczyzna zatrzymał się w pół kroku. - Polacy do mnie.

- Tak jest.

- Mogę o coś spytać? - odezwałam się.

- Zależy. - przeglądała coś w teczce.

- O mojego syna.

- Proszę pytać. - rzuciła na mnie okiem.

- Jak się czuje?

- Nie mam pojęcia. - uśmiechnęła się podle. - Mam ważniejsze rzeczy na głowie, niż ten dzieciak.

Wszystkie moje miasta ustawiły się w pomieszczeniu.

"Obie wiemy, że nie zaatakujesz. - usłyszałam jej głos w głowie."

- Wyjeżdżacie do swoich miast. Dokumenty już macie, oto adresy. Kiedy tylko dojedziecie na miejsce macie mi zameldować przez telefon, który jest na odwrocie. - podała mi kilka kartek i zaczęłam je rozdawać, cały czas jej słuchając. - Raczej nie muszę wam mówić, że jakakolwiek forma walki partyzanckiej będzie karana śmiercią. To wszystko jak na razie. Resztę powiem wam przez telefon. Ja skończyłam. - zebrała teczkę i ruszyła między nas.

GradOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz