-W takim razie kiedy niby mam uderzyć?-syknęłam do Pożogi.
-Wyluzuj, spokojnie.-Pożoga się zaśmiała, ściskając miecz w ręku. To była już czwarta tura ćwiczeń. Szło mi zadziwiająco dobrze, lecz popełniałam pojedyncze błędy. Przy Pożodze chciałam wyjść dobrze. To oczywiste.Pożoga zmierzyła mnie surowym wzrokiem, gdy uniosłam swoje ostrze. Byłam skupiona, przygotwywałam się do kolejnego ataku nową taktyką.
Ciemno czarne, kręcone włosy zakryły jedno oko Pożogi, przygotowywała się na mój atak, wyczuwając moment.
W mgnieniu oka uderzyłam od góry, a ta zablokowała cios. Z siłą przytrzymała mój miecz własnym ostrzem. Zdeterminowana i czujna popatrzyłam jej w oczy. W moich aż zabłysnęło czerwienią, a jej pozostawały prawie że czarne.
Opuściłam ostrze, i szybko cofnęłam się kilka kroków w tył, by uniknąć uderzenia Pożogi. Z pewnością zaatakowałam trzy razy od boku, lecz Pożoga blokowała. Owszem, musiała ona sama się wycofywać pod siłą moich ciosów. Po chwili takiej gry z kolejnym silnym uderzeniem wyrwałam jej broń z ręki.
-Huh, mogło być znacznie gorzej.-fuknęła Pożoga, w pewnym stopniu zadziwiona tym atakiem. Po niedługiej chwili ciszy ogarnęła się, podniosła ostrze.
-Dobrze, cztery tury. Dosyć na dziś.-zakończyła Orędowniczka....
Tymczasem w Greyhollow.
Nakryłem czarny kaptur na głowę, gdy wkroczyłem z zaułka na główne przejście. Nie zatrzymywałem się, by patrzeć na szare budynki miasta, pod którymi znajdowały się stragany.
Wykorzystałem okazję, że o tej porze dnia prawie nikogo nie ma na mieście. Jedynie demony, które tutaj mieszkają.
Marszcząc brwi ruszyłem przez miasto, które tego dnia było wyjątkowo ciemne. Z przed jednego budynku coś rzucało błękitne, chłodne światło.
Przeszedłem pod pierwszym, drewnianym wiszącym mostem, który zwisał z drugiego piętra.|*Ciekawostka: tworząc Greyhollow inspirowałam się miastem Fargrave z gry The Elder Scrolls: Online*|
Udałem się trasą do budynku jednego z bardziej rozpoznawalnych demonów Greyhollow.
Ostatnio rzadko tu uczęszczam, gdyż nie mam po co. Nie załatwiam tu żadnych spraw, ponieważ ich nie mam. Wszystko mam na wyciągnięcie ręki.
Każdego pojedynczego demona mierzyłem chłodnym wzrokiem, wykazując niechęć. Pewnie nawet mnie nie rozpoznali, cały czas mam kaptur zaciągnięty aż po oczy.
Poprawiłem czarny płaszcz, sięgający do ziemi, gdy otwarłem drzwi do jednego budynku.Zamknąłem za sobą owe drzwi.
Uderzył we mnie chłód, zapewne od kamiennej podłogi.
Rozejrzałem się po wejściowym pomieszczeniu. Było ono takie jak ostatnio. Ciemne ściany. Duże, kamienne, szare płyty na podłodze. Ciężka donica z dziwną rośliną, ciemność, łuk w ścicianie z słabymi filarami prowadzącym do następnego pomieszczenia.
Przeszedłem dalej, wodząc wzrokiem po podłodze.
-Hmm... kogo my tu mamy...-usłyszałem szmer, zerwałem się z miejsca marszcząc brwi. Głos, który usłyszałem był szorstki i niedelikatny, ale kobiecy.
-Interes?-zapytała.
-Interes.-odrzekłem cicho z niechęcią w głosie.
-Jaki?
-Człowiek w Greyhollow...-westchnąłem ciężko, prawie że umęczony. Demonica, którą odwiedziłem wyszła zza rogu, trzymając w ręku jakąś księgę, której nie odłożyła. Uśmiechała się, trochę szyderczo.
-Eryarus.-powitała mnie moim imieniem.
-Nerenei.-odpowiedziałem jej imieniem.
-Dobrze cię widzieć.
Zbliżyłem do niej, ściskając jej dłoń.
Złagodniałem, lecz moja postawa pozostawała widoczna na dużo dłużej.
-Jest się czym martwić.-wyjaśniłem.
-Nathara...-głos Nerenei był niczym syknięcie.
-Obawiam się o kilka kwestii.-rzekłem z bólem w głosie.
-Poznam ją, mogę jej pomóc, tylko i wyłącznie jeśli sama będzie tego chciała. Achoulus się tym zajmie.-uspokoiła.
-Dopilnuj tego.-kazałem.
-Ma się rozumieć.-Nerenei z uśmiechem zaaprobowała.
CZYTASZ
Decade, część pierwsza Trylogii Nathary
FantasyNathara kończy szesnaście lat za dwa miesiące. Wszystko byłoby w normie, gdyby nie jej zagrożeni przyjeciele, jak i rodzina. Pewnego dnia w jej życiu rozpoczyna się seria dziwnych zdarzeń, które prowadzą do jej wizji, a potem przeniesienia do innego...