6.

67 9 13
                                    

Patrzyłem się w sufit, wyczekując Natalie by przyszła i powiadomiła mnie o gotowym śniadaniu.

Wczorajszy wieczór, mimo iż był zupełnie inaczej planowany, naprawdę dobrze wspominałem. Postanowiłem jak najszybciej skorzystać z rady Marinette i porozmawiać z Natalie o moich problemach. Oprócz Plagga, była mi najbliższą osobą w całym domu.

Po śmierci mojej mamy, to ona siedziała przy mnie do późnych godzin nocnych, gdy miałem koszmary, pocieszała, dbała bym był zadbany, wspierała, gdy mój ojciec narzucał mi coraz to więcej obowiązków.

Nie wiem kiedy zacząłem ją traktować jak członka rodziny, ale wiem, że nie wyobrażam sobie bez niej życia.

- Adrien, śniadanie - rozległ się głos Natalie, po wcześniejszym zapukaniu.

Nagle zdałem sobie sprawę, że nie spakowałem się jeszcze do szkoły. Kobieta opuściła pokój, a w tym czasie wziąłem torbę szkolną i zacząłem się
pośpiesznie pakować.

- Jak to możliwe, że wczoraj zapomniałem to zrobić? Nigdy mi się to nie zdarza!

- A już myślałem, że kaca nie będzie...- powiedział Plagg, przeciągle ziewając.

- Nie mógłbym być pijany, skoro nic nie piłem.

- Czy ty się nie znasz na żartach? Coś mi się zdaje, że humor Czarnego Kota, zawdzięczasz tylko dzięki mnie.

- Nie prawda...ten humor to część mojego uroku - mruknąłem, wkładając zeszyty do torby, jednocześnie szukając piórnika.

- Bo ci uwierzę - kwami odleciało ze śmiechem i zniknęło w szafce z camembertem.

Westchnąłem, na szybko przejrzałem się w lustrze i zszedłem na dół.

W jadalni jak zwykle panowała cisza. Usiadłem przed nakrytym miejscem i czekałem na posiłek.

Mój ojciec, zawsze zapowiadał, że będzie mi towarzyszył podczas jedzenia, ale nie robi tego od paru lat. Przeważnie nie miał czasu, albo raczej zawsze go nie miał.

Nagle drzwi jadalni się otworzyły, a on zajął miejsce po drugiej stronie stołu.

Spojrzałem się na niego pytająco, ale jego twarz nic nie wyrażała.

Atmosfera stała się napięta, a w sali jakby stało się chłodniej.

- Adrien - zimny głos ojca odbił się echem po przestronnym pokoju, a sam ton jego głosu, brzmiał już jak wyrok.

- Tak, ojcze? - wpatrywałem się w niego, oczekując. Wiedziałem, że jednym zdaniem, a nawet słowem, potrafił zepsuć mi dzień.

Zamiast od razu mi powiedzieć, on usiadł i powoli wziął sztućce, dokładnie je oglądając.

Chciałem się już zapytać, czy mi zamierza cokolwiek powiedzieć, kiedy poprawił marynarkę i rzekł:

- Moja firma ma szansę się rozwinąć, wraz z nową kolekcją. Mimo iż, nie lubię współpracy, pewna firma w Londynie chce zaprezentować z nami kolekcje wiosenną. Współpracują z New York Times, więc pomogą nam rozwinąć skrzydła.

Przeczuwałem, że za tą wiadomością, kryje się coś złego. Gdyby było to podpisanie zwyczajnej umowy, nawet by mi o tym nie powiedział.

- Jaki jest haczyk? - zapytałem, nerwowo obracając nóż w dłoni.

- Żaden, jest tylko cena, która trzeba zapłacić za umowę. Wyjeżdzamy do Londynu.

Nastała cisza. Pozwoli dochodziło do mnie, co się stanie. Kiedyś już musiałem wyjeżdżać z powodu interesów ojca. Same zdjęcia trwały tygodnie, a po zdjęciach następował czas na pokazy i wywiady. Wiedziałem, że takie wyjazdy zajmują kilka miesięcy.

Supełki na Sznurku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz