- Czyżby ta ucieczka przypomniała ci pościg psów? - zapytała łagodnie drobna kotka, prawdopodobnie w wieku 9 lub 10 gwiazd. Wypowiadała te słowa tak swobodnie i spokojnie. Chmura nie byłaby zdolna zmusić się do tak beztroskiego tonu, mówiąc o takim temacie. Z trudem przełknęła ślinę przez ściśnięte gardło.
- Możliwe. - odparła zimno przywódczyni, powstrzymując wszelkie emocje. - Och Myszko, nie musiałaś wtedy zginąć. - w końcu puściła wodze i pozwoliła swojemu miauknięciu brzmieć jak najbardziej melancholijnie i żałośnie, jak się tylko da.
- Owszem, musiałam. To było moje przeznaczenie.
- Lilia kochała cię jak własną córkę, wiesz jak bardzo była zrozpaczona?
- Wiem. Od czasu mojego odejścia z ziemi cały czas nad nią czuwam. - gwiezdna kotka przysunęła się do boku Chmury, muskając ogonem grzbiet przewodniczki. Płowa, błyszcząca sylwetka Myszki zaczęła już blednąć. Wszystko, co otaczało czarno białą kotkę sczerniało, a delikatna, miękka trawa zaczęła ustępować miejsca surowej, zimnej skale, która zaczęła pękać.
Łaciata kotka świdrowała otoczenie swoim spanikowanym, jasno zielonym spojrzeniem. Rozpaczliwie szukała oparcia dla łap, wymachując pazurami na oślep, które raz po raz boleśnie wyginały się na krawędziach kamieni spadających razem z nią. Już miała uderzyć o ziemię, czuła, że śmierć już zaciska na niej pazury.
W tej samej chwili zerwała się jak oparzona, rozglądając się wokoło. Wizja spadania ustąpiła, to był tylko sen od Wiecznych Wędrowców, który zapewne pod wpływem jej stresu zamienił się w koszmar. Siłą woli uspokoiła oddech i spojrzała na boki. Jej pobratymcy nadal drzemali płytkim snem. Głowa Lilli, oparta na jej barku, lekko zjechała w dół i ułożyła się na ziemi. Końcówka ogona uzdrowicielki spleciona z ogonem przywódczyni drgała lekko. Jagódka delikatnie poruszała malutkimi łapkami. Czyżby uciekała w swoim śnie? Chmura spojrzała w drugą stronę. Ujrzała przyciśniętą do jej boku, zwiniętą w kłębek Różyczkę. Zasuszone płatki róży wplątane w sierść za jej uchem falowały w rytm oddechu uczennicy.
Sama łaciata kotka leżała z łapami w przód, na których wygodnie można ułożyć ciężką od zmartwień głowę. Jej tylne łapy były lekko podwinięte pod brzuch, a ogon leżał płasko zawinięty w ogon Lilli.
„Owszem musiałam. To było moje przeznaczenie." Nad tymi słowami przywódczyni zaczęła się zastanawiać. Czy Wieczni Wędrowcy mają już usnute plany co do każdego członka wędrówki? Nie do złamania, nie do zmiany, silne niczym kodeks wędrowcy? Z zamyślenia gwałtownie wyrwało ją przeciągłe mruknięcie Jagódki. Zamrugała szybko, zmieniając pozycję do obronnego przysiadu.
- Zły sen? - zapytała Chmura, zapatrzona w otchłań jeziora. Nie raczyła obdarzyć spojrzeniem małej koteczki.
- Mhm.. - pręgowana kotka pokiwała głową, szukając ukojenia w futrze matki, obok której się ułożyła.
- Wygląda na to, że wszyscy teraz miewamy niespokojne sny. - odparła starsza kotka, nadal wpatrując się w niekończącą się nicość, która, jeśli miała jednak koniec, po drugiej stronie zasnuta była ciemną mgłą.
- Martwi cię coś? - Jagódka wbiła wzrok w odwrócone od niej oczy Chmury.
- Och malutka, nawet nie wiesz jak bardzo.
- Możesz mi się zwierzyć, nikomu nie powiem!
- To zbyt dużo na twoją młodziutką główkę. - łaciata kotka zakończyła wymianę zdań, kładąc głowę na łapach w udawanym śnie. „Co jeśli ona nie przetrwa tej podróży? Co jeśli ja nie przetrwam tej podróży.? Różyczka nie jest gotowa..." rozmyślała przewodniczka. Odgoniła od siebie natrętne myśli gwałtownym potrząśnięciem głowy. „Jagódka jest silna, napewno przetrwa. Jeśli mi się nie uda, Lilia będzie prowadzić wędrówkę. Ma doświadczenie w terenie .. nie, nie, nie!" Chmura wcisnęła nos głębiej między swoje przednie łapy, tak , że prawie dotykał wilgotnej gleby. Jej ciężkie powieki powoli zakryły zmartwione, jasno zielone oczy kotki.
Zasnęła ponownie, w nadziei na lepsze jutro.
☆☆☆
- Plan wędrówki jest następujący: idziemy wzdłuż jeziora, powinniśmy natknąć się na choć najmniejszy zielony teren. Jeśli na taki natrafimy, zostaniemy tam wschód słońca lub dwa. Potem wyruszymy w dalszą podróż, w poszukiwaniu lasu. Czy wszystkim to odpowiada? - w głos przewodniczki wraz z nowym wschodem słońca wstąpiła również nowa energia. Lilia i Różyczka wymieniły zgodne spojrzenia. Jagódka, podążając śladem starszych kotów, pokiwała malutką główką.
- Zatem powinniśmy zjeść porządne śniadanie i wyruszyć od razu! - łaciata kotka z gracją zeskoczyła z wydmy, lądując miękko poniżej. Wskazała Różyczce i Lilli niewielki, lecz osłonięty zagajnik w którym można zapolować. Uzdrowicielka pochyliła głowę na znak aprobaty, przejeżdżając ogonem po boku starszej córki, kiedy ją mijała.
Czarna uczennica pognała za brązowo rudą kotką, otwierając pysk, by pozwolić zapachom dotrzeć do jej podniebienia. Chmura odwróciła się i pozbierała rozsypane zioła Lilli, układając wszystkie zawiniątka w schludną kupkę na większym kamieniu. Jezioro zabarwione było na ciepłe kolory wschodzącego słońca, które leniwie wspinało się w wyższe partie nieba. Chmury także były skąpane w pomarańczowo żółtej poświacie, przemierzając niebo wyjątkowo szybko.
Czarno biała przywódczyni syknęła, kiedy silniejszy powiew wiatru rozwiał poukładane przez nią liście z leczniczą zawartością. Odsłonięty brzeg wielkiego zbiornika wodnego nie zapewniał ochrony przed silnym wiatrem, w przeciwieństwie do drzew i krzewów występujących w zalesionych terenach. Jagódka z ciekawością błyszczącej w szarych ślepkach podeszła do sfrustrowanej przewodniczki.
- Mogę pomóc? - zapytała dobrodusznie malutka kotka. Chmura zastanawiała się czasem, skąd tyle dobroci i niesforności wzięło się w jednym, małym ciałku.
- Tak, proszę weź te wiązki i ułóż o tu - przewodniczka wskazała łapą wybudowany przez nią dołek otoczony kamieniami.
- To powinno ochronić zioła przed odlatywaniem w siną dal. - dodała, kiedy pręgowany kociak wykonał swoje zadanie. Po większych kamieniach, które znajdowały się dalej od jeziora, przeskakiwały już zwinne kotki ze zwierzyną w pyskach. Różyczka złapała mysz i nornicę, a Lilia drozda i niewielkiego zająca. Zdobyczy starczyło dla wszystkich, a kiedy koty już się posiliły, rozległo się miauknięcie łaciatej, czarno białej kotki :
- Chodźcie, musimy wyruszyć przed wysokim słońcem! Utworzyć szereg podróżny! - już po chwili za Chmurą, która przewodziła grupie, znalazła się Różyczka, potem Jagódka, a miejsce na końcu zajęła Lilia. Uzdrowicielka ściskała w zębach zioła bezpiecznie zawinięte w liście, wszystkie związane były twardą trawą używaną do opatrunków. Gromadka kotów wyglądała jak gigantyczna gąsienica, kiedy tak szły jeden za drugim. Jagódka, delikatnie wbijając ząbki w sierść Różyczki, trzymała się jej ogona by nie zostawać w tyle. Przewodniczka zarzuciła gibkie i energiczne tępo, którym podążyła reszta.
965 słów
![](https://img.wattpad.com/cover/345671335-288-k198534.jpg)
CZYTASZ
𝐖𝐄̨𝐃𝐑𝐎𝐖𝐂𝐘 - Zakłócona cisza - ZAKOŃCZONE
Fanfiction𖦹 „Strzeż się sowiego dzioba, nie szponów, bo język tnie głębiej niż pazury. Oraz pamiętaj: jedna dodatkowa gwiazda w naszych zastępach jest lepsza niż sześć" Dotknięci katastrofą Wędrowcy Zachodzącego Słońca nareszcie odzyskują nadzieję, kiedy do...