Rozdział I

155 10 0
                                    

Dzień zaczął się zwyczajnie; praca, obowiązki. No i oczywiście walka z bohaterami o to co zwykle. Tego dnia świeciło słońce, jednak co jakiś czas pojedyncza chmurka przysłaniała je na moment, by znów po chwili je odkryć i rozjaśnić ponownie niebo słonecznym blaskiem. Gabriel pracował w swoim gabinecie, gdy nagle poczuł negatywne emocje.
-Czas działać. - pomyślał i spojrzał kątem oka na biurko Nathalie. Niestety nikogo tam nie było. Dzisiaj dał wolne swojej asystentce. Po wczorajszej walce była naprawdę wyczerpana.
By nie tracić czasu mężczyzna udał się do swojej kryjówki. Złapał białego motylka i przemienił go w potężną akumę, a następnie wysłał do swojej ofiary. Ale było jakoś inaczej. Czegoś mu brakowało, a raczej kogoś. Ona zawsze stała obok niego, a teraz był sam. Rozejrzał się znudzonym wzrokiem dookoła. Pustka, cisza, nuda. I znów przegrał. Nawet się już nie złościł, był na to przygotowany. Zrezygnowany projektant stanął naprzeciwko inkubatora, w którym leżała Emilie pogrążona w wiecznym śnie.
-Wybacz mi moja Emilie, nie popisałem się dzisiaj. Mogłem lepiej wykorzystać moją nową ofiarę... ale nie czuję jakoś dzisiaj chęci ani motywacji do walki. Brakuje mi Mayury... przeze mnie jest chora...
Potem ponurym krokiem ruszył ku górze. Udał się do Nathalie.
-Przepraszam, że Ci przeszkadzam... - zaczął.
-Ależ nie przeszkadzasz. Wszystko w porządku? - spytała zaintrygowana kobieta.
-Nie. - wysapał siadając na rogu łóżka, tuż obok kobiety. - Nic nie jest w porządku. Znowu przegrałem. Nie mam już siły. - powiedział łamiącym się głosem. Potem zdjął okulary i schował twarz w dłoniach. Nathalie zrobiło się go bardzo żal. Poczuła wyrzuty do samej siebie, że jej przy nim nie było.
-Przepraszam, że tym razem nie mogłam Ci pomóc. - odparła smutna.
-To nie Twoja wina. Tylko moja. Ciągle zawodzę Emilie. Sam nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie ją odzyskać. - z jego twarzy spłynęła łza. Nathalie przetarła ją palcem i położyła mu dłoń na jego dłoni. - Nie daję już sobie rady. - zaczął płakać. Kobieta jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie. Sama się popłakała, ale tak cicho, by Gabriel tego nie słyszał. Chciała coś powiedzieć, ale sama nie wiedziała co. Zabrakło jej słów, głos zamarł jej w gardle. Wreszcie odezwała się łamiącym i drżącym głosem:
-Następnym razem Ci pomogę. Przywrócisz Emilie do życia. Obiecuję, naprawię to. Przysięgam. - ostatnie słowa wyszeptała, bo czuła jakby miała w gardle jakąś kulę, przez którą nie była w stanie normalnie mówić. Emocje odebrały jej głos, a w jej przypadku to była rzadkość. Przysunęła go do siebie, w geście jakby chciała go przytulić a on położył głowę na jej kolanach. Głaskała go przez moment po włosach. Gabriel poczuł się dobrze. A nawet bardzo dobrze. Poczuł się... kochany. Czy to możliwe, że jakaś inna kobieta niż Emilie była w stanie dać mu szczęście? Po chwili doszedł do siebie i dotarło do niego, że to dość nieprofesjonalne mając tak bliskie kontakty z własną asystentką. Poczuł wstyd i wstręt do samego siebie. Natychmiast się podniósł.
-Przepraszam... - mówił nerwowo przecierając rękawem oczy i zakładając w pośpiechu okulary. - Ja nie powinienem... wybacz mi... - zażenowany próbował się wytłumaczyć. Potem spojrzał na Nathalie. Na jej twarzy malowała się wyrozumiałość, ale i smutek. Na policzkach miała brudne od makijażu łzy.
-Nic się nie stało. Każdy ma chwilę słabości. - odparła, a on ją mocno przytulił. Potem począł ścierać jej z twarzy czarne łzy, opuszkami własnych palców.
-Nie trzeba. Naprawdę. - To mówiąc chwyciła go za rękę, by powstrzymać od tego co robił.
-Może lepiej już pójdę... - powiedział i wyszedł.
Szedł zamyślony korytarzem.
-Co we mnie wstąpiło? Zamiast radzić sobie samemu ja ciągle ją obarczam moimi problemami. - analizował całą sytuację w głowie. - Grr... weź się w garść!

Przez następny tydzień jednak zupełnie nic się nie zmieniło. Bez znaczenia czy Gabriel walczył sam czy z pomocą Mayury, ciągle ponosił porażkę. Jedna za drugą. Za każdym razem odczuwał negatywne emocje - silniejsze nawet niż jego ofiary akum. Doszło do tego, że próbował się nawet sam zakumizować, ale to też zakończyło się klęską. Za każdym razem, gdy przegrywał asystentka go pocieszała. Po pierwsze dlatego, że czuła się do tego zobowiązana. Po drugie dlatego, że było jej strasznie szkoda swojego szefa. A po trzecie dlatego, że on sam do niej przychodził. Tylko w jej ramionach czuł się zrozumiany, tylko na nią mógł liczyć, tylko ona była przy nim. Uspokajał się dopiero gdy Nathalie z nim rozmawiała i go przytuliła. Pocieszenie znajdował tylko w jej objęciach, wtedy dopiero się uspokajał. Jednak z drugiej strony czuł też wyrzuty sumienia, przez to, że obarcza ją swoimi problemami.

"Powiedz mi... prawdę..." (Miraculous Gabenath)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz