12. Przecież nie oszpecę ci kolegi

315 23 3
                                    

Killian

W uszach dźwięczało mi od świstu pocisków. Oszołomiony przeczołgałem się za drzwi i oparłem się plecami o ścianę. Złapałem się za krwawiące miejsce, po palcach spływała mi ciepła krew.

- Kurwa. - mruknąłem.

Oddychałem ciężej.

Przede mną pojawiła się ponura twarz Cartera. Swoją zidiociałą buźkę miał upierdoloną od krwi. Wyglądał jakby wyszedł z jebanych czeluści piekła. Kucnął przede mną i przyjrzał się mojej ranie.

- Będzie piękna blizna. Już wiesz, gdzie możesz jebnąć sobie dziarę. - wszystko to mówił tak, jakby opowiadał mi pierdoloną bajkę.

Rana mnie, kurwa, szczypała i piekła, a on bredzi mi o kolejnym tatuażu. Jak tylko się pozbieram, przysięgamy na wszystko, że mu pierdolnę.

- Zaraz to ja mogę ci wytatuować na czole słowo: debil. - warknąłem, uciskając krwawiące miejsce.

- Nie dramatyzuj, księżniczko. - wywrócił oczami. - Przecież z tego wyjdziesz. Myślisz, że pozwolił bym ci umrzeć? - dotknął postrzelonego miejsca, wywołując mój jęk bólu. - Zapomniałeś, że tak szybko się ode mnie nie uwolnisz.

- Kurwa, zabieraj tą łapę zanim ci ją ujebie.

Wrzało we mnie. Z jednej strony doskwierający ból, a z drugiej wkurwiający Riva.

Starałem się zebrać myśli.

- Co tu się tak właściwie odjebało?

W jednej chwili stałem, kulturalnie rozmawiając z sobie z tamtym chujem, a w drugiej on leżał już martwy na ziemi i to nie z mojego powodu.

- Przyszli pozbyć się niewygodnego świadka. - stwierdził pusto. - Panikował i pewnie bali się, że się wygada. - spojrzał zza ramienia na martwego mężczyznę.

Sam rozglądałem się po pomieszczeniu. Wyglądało jakby przeszła przez nie jebana apokalipsa. W ścianach pozostały dziury po kulach, a na podłodze była wielka kałuża krwi.

- Ja pierdole. Wyprzedzili nas skurwiele. - warknąłem, krzywiąc się z bólu.

- Ta, a ty masz szczęście, że nie dostałeś pierdolonej kulki w głowę.

- Zajebiste szczęście. - zironizowałem.

Carter pomógł mi się podnieść, a ja przytrzymałem się ręką o płaską powierzchnię. Kiedy dźwignąłem się na nogi, z cichym westchnieniem oparłem się o ścianę, a on w międzyczasie podciągnął mi koszulkę.
Zaklnąłem, kiedy nasiąknięty krwią materiał, oderwała się od mojej skóry.

- Nie jęcz tak, księżniczko. Nie pora na amory. - zerknął na mnie tymi swoimi niebieskimi ślepiami

Zgromiłem go wzrokiem.

- Spierdalaj. - burknąłem, zaciskając mocniej szczękę.

Nie odezwał się już.
Teraz uważnie śledził zniszczenia, jakie pozostawił na moim ciele pocisk.

- Przeszła na wylot. Trzeba będzie to odkazić i zszyć. - powiedział cicho.

- Zszyć to ja mogę zaraz tobie usta. - wyburknąłem.

Pokręcił głową, śmiejąc się.

- Humor się ciebie trzyma, co Russo? - opuścił moją koszulkę. - Jedną ręką uciskaj ranę, a drugą złap się mnie. - polecił.

Nie miałem siły się z nim kłócić, więc zrobiłem to co kazał. Ucieszyło go to.

Wybrowadził mnie stamtąd.
Nikt nawet się nie zainteresował tym martwym barmanem.
Carter uznał, że nie ma czym się przejmować. Stwierdził, że odpowiedzialni za to ludzie, ogarną ten bajzel, żeby nie zwracać na siebie nie potrzebnej uwagi.

Mafioso's daughterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz