Rozdział 4. ✓

666 64 2
                                    

Następnego dnia, a dokładnie ranka, kieruje się w strone sali konferencyjnej, gdzie w każdą środę odbywa się grupowe spędzanie czasu.

Od pierwszych dwóch lat, tym razem nie zajmne miejsca na fotelu i nie rozpocznę rozmowy pierwsza. Nie będę odpowiadać na zadane przez innych pytania, gdyż same będę je zadawać.

- Witam nazywam się Carden Dias i od dziś będę prowadzić tą grupą.

Zanim jednak zdecyduje się wejść do otwartego pomieszczenia, przystaje z boku by nikt mnie nie zauważył.

Chce jeszcze zabrać pewności siebie, gdy będę musiała z sztucznym uśmiechem powitać wszystkich, a co najważniejsze ominąć jego sylwetkę.

-Mam nadzieję, że nasza współpraca przyniesie same sukcesy i będzie miłym doświadczeniem.

-A co z Panną Kenzą? Została zwolniona?

Kiedy słyszę to pytanie natychmiastowo wchodzę do środka.

- Rebecca... -wypowiadam imię dziewczyny, której głos przemówił kilka sekund temu.
-Ja nigdzie się nie wybieram.

Mój wzrok w pełni skupił się na rudowłosej pracownicy, która na mój widok milknie.

-Mia ciebie nie uczyła, że nie wolno podsłuchiwać. - wypowiada nagle mężczyzna.

- Po pierwsze dla ciebie Pani Mia jak już- oświadczam, przenosząc na niego spojrzenie. - A po drugie twoja matka ciebie nie uczyła aby nie kraść cukierka dziecku? - podchodzę do jego sylwetki- Ah przepraszam... Twoja matka niczego ciebie nie nauczyła jeśli chodzi o maniery i ludzkie zachowania. - wymuszam uśmiech i czekam z satysfakcją na reakcję.

-Nigdy jej nie lubiłaś. - stwierdza cichszym tonem, wręcz szeptem.

-Twojej matki, tak owszem. - odpowiadam równie, równym tonem- Ale spokojnie dołączyłeś do jej grona. - poklepuje go w klatkę piersiową i kieruje się w stronę wolnego siedzenia na drugim końcu stołu.

- Kontynuując- ignoruje moje zachowuje i przemawia ponownie, lecz tym razem do całej grupy -Pani Kenza od dziś jest na takim samym stanowisku jak państwo.

- Jak to się stało? - dopytuje Rebecca, na co przewracam oczami.

W końcu zasiadam na krześle i dotykam plecami o jego oparcie, krzyżując ręce na piersi.

- To jest drugą wiadomość.. również od dziś będę współwłaścicielem firmy.

-No i takiego właściciela to mogę słuchać.

-Rebecca błagam cię, prędzej uszy ci zwiędną od jego paplania. - kwaszę minę na jej zachowanie, śliniącej się kobiety do przystojnego faceta, a także słowa.

-Panno Kenzo, jeśli będzie pani tak przeszkadzać, wyproszę Panią z zebrania. - wtrąca się Carden, udając swoją profesjonalność.

-Tak zrób to, podarujesz mi tylko przysługę. - mówię z stwierdzeniem, a kiedy dostrzegam, że chce odpowiedzieć, działam szybciej niż on. Podnoszę się z siedzenia. -Albo wiesz co, lepiej sama wyjdę. Przecież i tak wiemy, że nigdy nie dotrzymujesz słowa.

- Siadaj, albo wylecisz z firmy. - oświadcza ostrym tonem, który mnie szokuje, szczególności że wyciągnął przy tym rękę, wskazując palcem na moje nowe miejsce.

To do niego nie podobne, wręcz nie w jego stylu. Dlatego stwierdzam z pewnością następujące słowa:

- Nie zrobiłbyś tego.

-Chcesz się przekonać? -kładzie rękę na blacie stołu i złącza ją z drugą, nachylając się do przodu - Czy wolisz usiąść i tego nie robić.

Installment wedding [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz