Froze podeszła do drzwi i otworzyła je, wpuszczając do domu pojedyncze płatki śniegu. W tym czasie Marina zeszła na dół i przywiatała naszego gościa. Był to dwudziestoośmio może dwudziestodziewięcioletni chłopak o tak potwornie rudych włosach, że wyglądał, jakby płonęła mu głowa. Froze ukłonila mu się ładnie, a on roześmiał się i powiedział:
- Nie musisz mi się kłaniać! Nie wyglądam chyba na o wiele starszego od ciebie, prawda? Mów mi John.
Froze odwzajemniła uśmiech i zaprowadziła go do salonu. Marina przyniosła herbatę. Usiadłszy na sofie, Marina odezwała się:
- Froze, Vintro, to mój bratanek. Niedawno zrobił doktorat z medycyny.
- W tak młodym wieku?- Vintro był pełen podziwu.
- Trzydziestka na karku, starość nie radość!- zażartował John.
Froze zabłysły oczy. Też czegoś się fdomyślałem.
- Froze, chyba wiesz, z jakiego powodu zaprosiłam tu Johna?
Froze nie śmiała się odezwać. To wszystko było dla niej nierealne. Nierealnie szczęśliwe. Przytuliła się do mamy. Łzy szczęścia popłynęły jej po policzku. Pojawił się mały promyczek nadziei.Święta minęły w tempie ekspresowym. Froze dostała śliczną pidżamkę i złoty łańcuszek. Leciała teraz znów do jakiegoś szpitala razem z Johnem. Vintro na początku chciał jechać z nimi, ale Froze poprosiła go, by został. Walizka leżała dopięte na ostatni guzik. Było jej trochę smutno opuszczać swoją matkę. Miała w styczniu urodziny, więc Vintro i matka mieli ją niebawem odwiedzić.
Podróż nie była zbytnio męcząca. Froze znów znalazła się w szpitalu pośród chorób i śmierci. Trafiła na oddział chemioterapii. Była tam mała, może sześcioletnia dziewczynka. Łysawy. Chuda. Blada. Siedziała na łóżku i patrzyła tępo w ścianę. Na jej twarzy malował się smutek i zwątpienie. Froze zaczęła się rozpakowywać...
CZYTASZ
Kolekcjoner Dusz
SpiritualDuch Śmierci. Tak, to ja. Łapię dusze, ale nie połykam ich. Co ciekawsze są tylko moje. Co zmieni mój los pewnego brzydkiego i deszczowego dnia? Dlaczego będę chciał umrzeć? Za co będę chciał umrzeć? A może raczej: za kogo? Najwyższe notowania- 1 mi...