Rozdział 3 - Prawda

245 15 25
                                    

Obudziłem się i chciałem przetrzeć oczy, ale powstrzymał mnie przed tym kask który miałem na głowie. Od razu wstałem do siadu i rozejrzałem się wokół sobie. Ciemność.

Wyjąłem telefon z swojej kieszeni i zauważyłem, że trochę się rozbił. Włączyłem go i na szczęście działał, jednak godzina na zegarku nie zadowoliła mnie. Była prawie północ. Leżałem prawie cztery godziny na trawie w jakimś ciemnym lesie!

Starałem się przypomnieć sobie gdzie mój motor został. Obejrzałem się wokół siebie tylko tym razem z włączoną latarką w telefonie. Okazało się, że maszyna nie leżała już na górze, tylko najwidoczniej stoczyła się na dół, ponieważ była niedaleko mnie.

Obolały przeczołgałem się do motoru, ponieważ wstanie zadawało mi za wiele bólu. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i wręcz zacząłem się modlić mimo, że byłem nie wierzący. Jak motor nie działa, to muszę jakimś sposobem wrócić stąd pieszo, a nie wiem czy mam na to siły szczególnie, że cały dzień nie jadłem.

Odpalił. Motor działa. Na szczęście. Odetchnąłem z ulgą, po czym wstałem powoli, podniosłem motor i włączyłem w nim światło. Wyłączyłem telefon i dałem spowrotem do kieszeni spodni. Wszedłem z motorem spowrotem na drewniany podest po czym wsiadłem na niego i zacząłem jechać dalej.

Na moje szczęście wyjazd z trasy był już po chwili, a ja jechałem na drodze wracając do domu. Ulice były prawie puste, więc nie musiałem zwracać zbyt dużej uwagi na to z jaką prędkością jadę. W taki sposób szybciej dojechałem do domu.

Zaparkowałem motor po czym powoli i cicho otworzyłem drzwi do domu. Zrobiłem jednak to nie potrzebnie, ponieważ w salonie przez który musiałem przejść aby dotrzeć do schodów już siedzieli moi rodzice.

- Gdzie ty kurwa byłeś?! Ile ty masz lat żeby tak się błąkać w nocy?! I dlaczego jesteś cały brudny?! - zaczął mój ojciec.

- Daj mi spokój. - powiedziałem i ruszyłem w stronę kuchni.

Ojciec wstał z kanapy i zaczął podążać za mną, a tuż za nim przybiegła matka.

- Nie odchodź jak do ciebie mówię! - krzyczał, a ja zacząłem nalewać sobie wody.

- A ja mówiłem żebyś dał mi spokój!

- Nie podnoś na mnie głosu gówniarzu!

Podszedłem do blatu na którym opierał się mój ojciec. Położyłem na nim szklankę po czym sam oparłem się rękami nachylając się nad blatem.

- A co mi zrobisz? - zapytałem ryzykownie.

Ojciec złapał za moją szklankę, po czym oblał mnie w twarz połową wody znajdującej się w niej.

- Obudź się człowieku! Co ty właśnie robisz?! Wiesz jak twoja matka się martwiła?! Myślała, że coś ci się stało! Dlaczego to zawsze z tobą musi być jakiś problem?! - kontynuował.

Przetarłem rękami oczy, aby móc widzieć cokolwiek. Woda z włosów zaczęła kąpać na marmurowy brat pozostawiając w końcu całkiem sporą plamę. Złapałem za tą samą szklankę, po czym oblałem ojca w twarz resztką wody znajdującej się w niej.

Miałem się obrócić i już iść do pokoju, jednak nagle zapiekł mnie policzek. Schyliłem głowę tak, aby patrzeć się w dół i usłyszałem jeszcze jak moja matka krzyczy imię mojego ojca. Właśnie mój ojciec przywalił mi z otwartej dłoni w policzek. Bolało jak cholera. Wziąłem ręce z blatu aby złapał się za bolące miejsce. Dalej nie podniosłem głowy, ponieważ potrzebowałem opanować łzy które prawie zaczęły lecieć mi z oczu.

Gdy się opanowałem, moje ręce wylądowały spowrotem na blacie, po czym podniosłem głowę i spojrzałem ojcu głęboko w oczy. On sam stał i wpatrywał się we mnie, a w jego oczach był tylko strach. Chyba sam się nie spodziewał, że da radę mnie uderzyć. Popatrzyłem też na moją matkę. Ona stała i zasłaniała twarz dłońmi. Najwyraźniej zrobiła mi się pokaźna rana na policzku bo wyglądała na przerażoną.

Kiedy ciebie już nie ma [dnf]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz